[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałdość sensacji.Dla niego nie były niczym poza codziennością.Poczuł głód.Nie chcąc się zatrzymywać na posiłek,wyłuskał ze skrytki zapakowaną kanapkę z indykiem i niezdejmując lewej dłoni z kierownicy zrzucił pergamin.Jadłmałymi kęsami dokładnie żując.W dzieciństwie matkamawiała:  Jedz tak jak Churchill! On każdy kęs żujetrzydzieści trzy razy! I dlatego wygrał dla Brytyjczykówwojnę!"  Może i wygrał - odpowiadało dziecko - aleBrytyjczycy go nie wybrali na premiera! I żuje sobie teraztrzydzieści trzy razy to swoje grube cygaro! Tylko że nikogojuż to, mamo, nie obchodzi!" Wielopasmowa szosa nie była dziś zatłoczona.Białe unoszybko zmierzało do celu.Po stu kilometrach zjechał wprawo.Najbliższy drogowskaz pokazał jeszcze dwadzieścia.Biały dom z czerwonym dachem prześwitywał pomiędzystarymi kasztanami.Kameleon znał szyfr elektronicznejbramy.Rozwarła się przepuszczając go na podjazd.Drzwigarażu też otworzyły się bezszmerowo.W lewym oknie napiętrze paliło się światło.Kobieta, która robiła na drutachjasnofioletowy szal, uśmiechnęła się słysząc znajome kroki naschodach.Wstała z trudem z fotela.Ujęła kule pod pachę ipostąpiła krok naprzód.- Jesteś, synu - powiedziała z wielką miłością, gdyprzypadł do jej rąk.Pogładziła go po włosach, bez zdziwieniaprzyjmując widok niewielkiej, dobrze przystrzyżonej bródki.Ostatnim razem jej nie miał.Nie dziwiła się niczemu już oddawna.- Kocham cię, mamo! - wymruczał przytulając twarz dojej srebrnych włosów.- Mam nadzieję, że masz trochę tejpysznej zapiekanki z makaronu?***Karolina wyszła z podziemi metra tuż przy operze.Uwielbiała widok, jaki roztaczał się na Avenue de l'Opera ażpo Place du Theatre Francais.Wszystkie domy jednakowejwysokości, pokryte cynowymi dachami, ozdobione takimisamymi balkonami kutymi w żelazie.Wieczoramirozbłyskiwały światłami w kolorze białym i żółtym, bo tylkotakie są tu dozwolone od końca ubiegłego stulecia.Zajrzała dokilku biur podróży, by sprawdzić, jak się zmieniły cenywycieczek od ostatniego razu.Niestety, znów podrożało.Skręciła w rue de la Paix, przeszła pod arkadami placuVendome.U Boucherona zapamiętała platynowy pierścionekz brylantową rozetą, u Cartiera cudownej piękności diadem, uChaumeta i Mauboussina bransolety z białymi szafirami, najdroższymi na świecie.Uśmiechnęła się nie znajdując cen.Itak nigdy bym tego nie włożyła! - pomyślała przyglądając sięwłasnym palcom, na których nie było nic poza szeroką,płaską, ażurową obrączką kupioną dwadzieścia lat temu ujubilera we Florencji.Kiedyś, przez jakiś czas, spodziewałasię klejnociku od Krzysztofa.Obiecał jej  Blauweiss".Alenigdy nie kupił.Jeszcze jedna z nie spełnionych obietnic.Podejrzewała, że żal mu było pieniędzy.I chyba nie byłpewien, czy warto w nią inwestować.Skupował sztabki złota,które ukrywał pod podłogą w łazience, czy też w ścianie zakafelkami.Już nie pamięta.Aż żal, że nie została jej po nimżadna pamiątka, jeśli nie liczyć rosyjskiego żelazka, które sięnatychmiast zepsuło.Cóż, dziś mogłaby kupić sobie brylant,ale nie przyszłoby jej to do głowy.Jak również zasilaniewłasnymi pieniędzmi banków, które właśnie mijała:Westminsterski i Rotszyldów.Rzuciła okiem na frontonhotelu  Ritza".Zupełnie nie mogła sobie wyobrazić, jakChrista zamierza zorganizować tu największy w tym sezoniepokaz mody! Trochę jej przeszkadzała wzniesiona na środkukolumna Vendome.Gdzieś czytała, że na szczycie stałniegdyś posąg Napoleona w płaszczu redingote! Podobno, jakjej opowiadali, zburzył go wraz z całą kolumną francuskimalarz Gustave Courbet.A potem wersalczycy postawiliartystę przed sądem i skazali na odbudowanie zabytku zawłasne pieniądze.Zrobił to, ale zaraz potem umarł w nędzy,kompletnie zrujnowany.Artyści zajmujący się na co dzieńpolityką nigdy na tym nie wychodzili dobrze.Nie tylko wParyżu.Wśliznęła się w ulicę Castiglione.Była u celu.- No, jesteś nareszcie! - mruknęła Maria na widokwchodzącej. Wygląda jak mumia z grobowca faraonów! - pomyślałaKarolina, całując pomarszczony policzek  największejkrojczyni wszechczasów", jak ją nazywano w branży.- Przecież wcześniej nie chciałaś mnie widzieć! -wymruczała do ucha pachnącego mydłem dziegciowym.- I dalej nie chcę! Tak mi pokomplikowałaś suknie, że ażmi ciśnienie wzrosło.Już zjechałam do stu, a dziś stoczterdzieści!Karolina usiadła na jednym ze złoconych pufów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl