[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie spuszczał z niej wzroku.- Tak naprawdę to Tiffany wcale ze mną nie zerwała -wyznał.- Nie? - Riley nie wierzyła własnym uszom.- To ty z niązerwałeś? Ale dlaczego? Myślałam, że pragniesz się związaćwłaśnie z taką kobietą.- Tak, Tiffany to idealna kandydatka na żonę - przyznał.-Jest tylko jeden problem.- Problem? - powtórzyła jak echo, z trudem próbujączapanować nad mętlikiem w głowie.- Dlaczego z niązerwałeś?- Zerwałem z nią z twojego powodu - powiedziałspokojnie i dobitnie.ROZDZIAŁ DZIESIĄTY- Zerwałeś z nią przeze mnie? - Riley wolała się upewnić,czy na pewno dobrze usłyszała.- Zatrudniając cię, wiedziałem, że popełniam poważnybłąd.Riley dumnie uniosła głowę.- Chyba nie dałam ci powodu do narzekań - powiedziała.- Nie przypominam sobie żadnych słów krytyki.- Wiesz co, Riley? Zbyt gorliwie wykonujesz swojeobowiązki służbowe - stwierdził, i nie zabrzmiało to jakkomplement.- Sądziłem, że jasno sprecyzowałem swojeoczekiwania i wymagania, a sypianie z szefem do nich zpewnością nie należy.- Spojrzał na nią oskarżycielsko.Riley poczuła, jak bardzo trzęsą się jej nogi.- Wiem, ale.- Ale co? Ale cię kocham? Nie mogła tegopowiedzieć, bo wzbudziłaby w nim poczucie winy.- To niema nic wspólnego z pracą - powiedziała z bólem.- To sprawaosobista, między.przyjaciółmi.- Sypiasz ze wszystkimi przyjaciółmi płci odmiennej?Czy tak?Spojrzała na niego zdziwiona.Czym sobie zasłużyła natakie traktowanie? Być może Benedict po prostu musiał jakośodreagować stres, a skoro ona była najbliżej.Czy niepojmował jednak, jak bardzo ją zranił?Rozumiała jego motywy, ale nie zamierzała tego dłużejtolerować: Nim jednak zdążyła przemówić, odezwał sięponownie:- Jestem wielkim przeciwnikiem mieszania pracy i życiaprywatnego.Popełniliśmy błąd, który nie ma prawa siępowtórzyć.Zapłacę ci za dodatkowy miesiąc, ale nie chcę, byśdla mnie dłużej pracowała.- Zwalniasz mnie? - spytała zdumiona.- Wolałbym to określić jako.- Nie obchodzi mnie, jak byś to wolał określić! -krzyknęła ze złością.- Może mi wyjaśnisz dlaczego?- Riley, spróbuj mnie zrozumieć.- Bo chciałam ci pomóc? Bo się z tobą całowałam? Niesprowokowałam cię, to ty zacząłeś! - Jak mógł jej to zrobić?Tylko dlatego, że na chwilę wypadła z roli gosposi i zabawiłasię we współczującą przyjaciółkę? - Przytuliłam cię, by dodaćci otuchy, pocieszyć cię.Nie moja wina, że potraktowałeś tojako zachętę.A za dodatkową zapłatę dziękuję.- Źle mnie zrozumiałaś, nie to miałem na myśli, Riley.Ale Riley była już pod drzwiami.- Pakuję się.Za pół godziny już mnie tu nie będzie -oświadczyła.- Riley! - Pobiegł za nią i złapał ją za ramię.Rileypotrząsnęła tylko głową i uciekła do swego apartamentu.Jednak Benedict nie zamierzał ustąpić.Już po sekundziedogonił Riley w drzwiach.- Posłuchaj mnie, ty dzika kocico.- Daj mi spokój, nie chcę z tobą rozmawiać.- Pobiegła dosypialni i energicznie zatrzasnęła drzwi.Zapomniała jednak,że w tych drzwiach nie ma zamka.Oczywiście Benedict poszedł za nią.Złapał ją za ramiona iodwrócił.Riley chciała go kopnąć, ale nie miaławystarczająco dużo miejsca.Zaczęła go okładać pięściami.Benedict nie zwracał na to uwagi, przyciągnął ją jeszczebliżej, jedną ręką mocno objął w talii.- Puść mnie! - krzyknęła.- Mówiłeś, że będę tubezpieczna!- Jesteś bezpieczna - odparł i popchnął ją na łóżko,padając razem z nią.- A teraz nie ruszaj się, muszę ci cośpowiedzieć.Ciepło i bliskość jego ciała sprawiły, że Riley wtuliła sięw niego.Jego zapach działał na nią jak afrodyzjak.Poza tymczuła, że niedawna szarpanina bardzo podnieciła Benedicta.Musiała wziąć się w garść, by nie pokazać mu, że onarównież go pragnie.- Nie chciałem, żeby sprawy potoczyły się w tymkierunku, ale posunęliśmy się za daleko - powiedział.- Wieszdobrze, że od chwili gdy cię zobaczyłem, nie mogę przestać otobie myśleć.To jak obsesja.Od chwili gdy mnie ugryzłaś.- Nie zrobiłam ci krzywdy - szepnęła.- Powtarzałem sobie, że nie ma w tobie nic, co mogłobymnie pociągać.- Benedict chyba nawet nie usłyszał jejcichych słów.- Nie próbowałaś mnie kokietować, ubierałaśsię w workowate ciuchy, ale gdy się uśmiechałaś, miałempoczucie, jakbym po długiej podróży wracał do domu.Wtedyspotkałem Tiffany.Tiffany.Na sam dźwięk tego imienia Rileyinstynktownie skuliła ramiona.- Sam się sobie dziwiłem, że straciłem głowę dla takiejwielkookiej, drobniutkiej i pyskatej dziewczyny.Bez przerwyzastanawiałem się, jak smakują twoje usta.A gdy cię jużpocałowałem, wiedziałem, że był to błąd numer jeden.- Przecież to nawet trudno nazwać pocałunkiem -zaprotestowała bez przekonania.Faktycznie, to była sekundaczy dwie elektryzującej przyjemności.- Powinienem ci wysłać ten cholerny rachunek, a nieszukać pretekstu, żeby się z tobą zobaczyć.Próbowałemprzywołać na pomoc zdrowy rozsądek, wmawiałem sobie, żeto absurdalne zauroczenie wkrótce przeminie.I wtedyzobaczyłem cię z Harrym i z tym dzieckiem.- Wiem, co pomyślałeś - weszła mu w słowo.- Że mamdziecko z Harrym i jeszcze synka z jakimś innym facetem.- Nie byłem w stanie myśleć logicznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl