[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dosiadł go i natych-miast pomknął ku walczącym w oddali.dMorfia czuła straszliwą pustkę, jakby ktoś niepostrzeżenie ją wypatro-szył: usta miała suche jak wiór, a język przywarł jej do podniebie-nia.Próbowała przełknąć ślinę, ale nie mogła i gdy zaczęła dochodzićdo siebie, mężczyzna zwany Jubalem mruknął coś do swoich trzechtowarzyszy, podszedł i otworzył drzwi powozu.Zrobił wielkie oczy nawidok zakrwawionego trupa i skrzywił się, poczuwszy smród.- Uff! - mruknął, machając ręką przed nosem.- Natychmiast za-bierzemy cię stąd, pani.Podaj mi rękę, to pomogę ci zejść.Urodzona i wychowana w Anatolii, Morfia nigdy nie była weFrancji, lecz już od wielu lat była żoną Franka i akcent tego człowie- ka wydał jej się nieco dziwny, chociaż mówił w tym języku płynniei zdecydowanie.Domyśliła się, że nie pochodzi z Francji.Chwyciłapodaną rękę, poczuła twarde odciski od rękojeści miecza na jego dłonii palcach i przemknęło jej przez myśl, że nigdy tak chętnie i ocho-czo nie ujęła niczyjej dłoni.Przez chwilę balansowała na schodkach,starając się nie patrzeć na ciało młodego Antoniego de Bourgogne,który klęczał obscenicznie pochylony, podparty ułomkiem włóczni.Czując, że żołądek znów podchodzi jej do gardła, mocno zamknęłaoczy, zaczerpnęła tchu, znów je otworzyła i zeszła ze stopni.Potężnymężczyzna stał obok i trzymał ją za rękę, dopóki się nie upewnił, żeMorfia nie upadnie - wtedy ją puścił.Jego towarzysze stali plecamido niej, każdy zwrócony twarzą w inną stronę, z mieczami w dłoniachi nastawionymi tarczami.- Ector, gdzie konie?Głos Jubala był spokojny, lecz pełen napięcia, a jego zmrużoneoczy nieustannie wypatrywały ataku.Zapytany wyciągnął rękę, wska-zując na lewo, gdzie stały cztery konie unieruchomione przez ciągną-ce się po ziemi wodze.- Pójdziemy tam i złapiemy je.Miejcie oczy otwarte.To nie jestdobre miejsce i dzień do umierania.Pani, zdołasz dojść z nami dotych koni?Morfia skinęła głową, wciąż oniemiała, lecz z każdą chwilą silniej-sza.Czterej zbrojni otoczyli ją i zwartą grupką ruszyli do koni.Mor-fia z zadowoleniem i zdziwieniem zauważyła, że wciąż ściska sztyletGuillardame'a.Z mniejszym zadowoleniem odkryła, że fałdy suknioblepiają jej nogi, zimne i mokre, mocno i nieprzyjemnie ocierającsię o jej uda, gdy szła, a przypomniawszy sobie, co wylądowało na jejpodołku, starała się nie patrzeć w dół.Chociaż jednak uparcie pró-bowała ignorować to uczucie, wyobraznia wciąż podsuwała jej obrazgalaretowatej i krwawej substancji, aż w końcu z jękiem obrzydzeniaupadła na kolana.Mimo skurczów żołądka oburącz odciągnęła przy-lepiony do nóg materiał, strącając obrzydliwą galaretę, a potem tarłamokrą suknię piaszczystą ziemią, podczas gdy czterej eskortujący jązbrojni spoglądali na nią z kamiennymi twarzami.Kiedy wreszcie przestała wymiotować, mężczyzna zwany Jubałembez słowa wyciągnął rękę i pomógł jej wstać.Z trudem złapała oddechi powoli, lecz zdecydowanie ruszyła w kierunku koni.Bezpieczna między czterema otaczającymi ją zbrojnymi, ponuro zacisnęła zęby,przypominając sobie, kim jest, i biorąc się w garść.Była Morfią z Meliteny, teraz Morfią Jerozolimską, żoną najpotęż-niejszego człowieka w Zamorzu, Baldwina II, nowo koronowanegowładcy Jerozolimy, który jeszcze przed rokiem był panem Baldwinemle Bourcą, hrabią Edessy, daleko na północ od Jerozolimy i bliżej ana-tolijskiego miasta, w którym się urodziła.Pierwszy król jerozolim-ski był bratem Godfryda de Bouillon, który dowodził zwycięskimiwojskami frankońskimi podczas pierwszej wyprawy do Ziemi Zwięteji rządził osiemnaście lat, a gdy przed rokiem umarł bezpotomnie, tronobjął małżonek Morfii, jego imiennik i najbliższy krewny.Morfia poślubiła Baldwina w 1102 roku, wkrótce po tym jak zostałhrabią Edessy, i od tego czasu powiła mu czworo dzieci, same córki.Najstarsza, Melisende, urodziła się w 1105 i teraz miała czternaścielat, najmłodsza zaś Yvette, jeszcze nie ukończyła siedmiu.Morfia byładobrą żoną i matką, bardzo zadowoloną z tego, że jest małżonką po-wszechnie podziwianego hrabiego Edessy, lecz nikt nie był bardziejzdziwiony od niej, kiedy po śmierci jego kuzyna zaproponowanoBaldwinowi tron.Teraz była królową jerozolimską, małżonką nie-doświadczonego, lecz zdeterminowanego władcy, którego królestwugroził sojusz tych samych seldżuckich Turków, których Frankowiepobili w 1099 roku.Ta pozycja i tytuł były dla niej czymś nowymi dotkliwie zdawała sobie sprawę ze związanej z nimi odpowiedzialno-ści.A teraz, kiedy zaczęła wierzyć, że jednak nie umrze dziś, poczuła,że powinna zmusić męża, żeby zrobił coś z tą oburzającą sytuacją nadrogach swego królestwa.Doszli do koni i gdy Ector z jeszcze jednym mężczyzną chwyciliwodze, Morfia spojrzała na pobojowisko.Wyruszyła w podróż z silnąeskortą, dwukrotnie liczniejszą niż zwykle, i wyłącznie dlatego, że na-legał na to Baldwin.Jechała do Al-Assad, oazy oddalonej niecałe dzie-sięć mil od miasta, w której król Baldwin miał rezydencję dla wygodywłasnej, swoich przyjaciół i przyjezdnych dygnitarzy, i gdzie teraz cze-kała na Morfię jej najstarsza i najlepsza przyjaciółka, Alix z Meliteny.Znały się przez całe życie.Ich ojcowie byli armeńskimi szlachcica-mi, partnerami w interesach i znali się od dziecka, a Morfia na cześćAlix nadała jej imię swojej drugiej córce.Po niedawnym przyjezdzieprzyjaciółki Morfia była przez kilka dni przykuta do łóżka przez jakąś chorobę i nie chcąc pokazywać się w kiepskiej formie, zarządziła, byAlix oraz kilkoro innych gości pojechali wcześniej do oazy i dobrze siębawili, czekając tam na nią.Oaza Al-Assad dawniej była bezpiecznym miejscem, słynącymz urody i pokoju, lecz rankiem tego dnia, kiedy Morfia miała sięudać na spotkanie z przyjaciółmi, król otrzymał wiarygodny raporto wzroście aktywności bandytów wokół oazy, chociaż nie było żad-nych doniesień świadczących o ich obecności w samej oazie lub w jejpobliżu.Morfia, ozdrawiała i zdecydowana spędzić kilka następnych dniw spokoju od nieustannych żądań córek, wyśmiała obawy Baldwi-na, gdy ten po przeczytaniu raportu o bandytach natychmiast zacząłsię niepokoić o jej bezpieczeństwo w podróży.Po kilku godzinachwysłuchiwania jego tyrad zaczęła tracić cierpliwość i się irytować, ażw przypływie gniewu, który zaskoczył ją i uciszył, król oznajmił, żealbo pojedzie pod znacznie wzmocnioną eskortą, albo umieści jąw areszcie domowym w pałacu.Ustąpiła przed jego gniewem, przełknęła swój i wzięła silniejsząeskortę.Ta teraz leżała wszędzie wokół na usianym kamieniami pia-sku - nieruchome kupki zakrwawionych szmat, które były powykrę-canymi w skurczach agonii ciałami ludzi, w większości noszących bar-wy Królestwa Jerozolimskiego.To prawda, że między nimi leżały ciałabandytów, łatwe do rozpoznania po strojach i uzbrojeniu, lecz nawetnie mająca pojęcia o wojnie kobieta z łatwością mogła dostrzec, żeatakujący ponieśli znacznie mniejsze straty niż jej obrońcy.Teraz, pa-trząc na pole bitwy, zauważyła, że już po wszystkim.Ostatni napast-nicy uciekli lub zostali zabici.Nie znała większości mężczyzn powolizbierających się przy niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl