[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pół godziny maleńkie drzwi od garderóbki skrzypnęły, w izdebce przyległejpokazał się czarny długi kaftan.Mecenas wyszedł po cichu, szeptał coś z kwadrans tajemniczo i wrócił z twarząrozjaśnioną, trzymając paczkę jakąś pod połą szlafroka.Humor zmienił się natychmiast. Prosić pana %7łłobka  rzekł do Jacka.Grzmot na wschodach, w dół, do góry i %7łłobek zdyszany stanął w drzwiach. Mój %7łłobek  zlicz mi, proszę, co tam jest do wypłaty, pomyślałem sobie,że mogę z mojej kasy prywatnej założyć, nim inne nadejdą fundusze.Nie mówiąc ni słowa, ze zwykłym ukłonem podkomendny wysunął się,tymczasem paczkę, którą trzymał pod połą szybko i zręcznie mecenas wsunął doszufladki w biurku i na klucz zamknął.Ile razy %7łłobek przychodził, można się było go domyśleć, gdyż dom się trząsłcały pod jego szerokimi stopami. No  a co tam?  spytał mecenas. Bagatela, oto regestrzyk.  Istotnie, na myśl mi nie przyszło.Dobył Jasieńko kluczy, szukał niby starannie jednego z nich, otworzył, wyjąłspory pak asygnat, którego widok przyjemnie połechtał wzrok %7łłobka, i rzuciłkilka biletów na stół.- Tak będzie lepiej, nie lubię, żeby na mnie czekano.Komedia została odegrana, ale jakim kosztem? nikt nie wiedział.Jasieńko poszedł się ubierać.Zwykł był zawsze dbać o to, aby przyzwoiciewyglądać.Tym razem konferencja ze zwierciadłem była długą, poważną i szafaz sukniami stała otworem, dopóki, zadowolony z harmonii wszystkich częściubrania, mecenas nie włożył surducika, który na nim leżał jak ulany.Paletowielce eleganckie, rękawiczki nowe, kapelusz negliżowy świeżuchny dopełniałyubrania.Nie zapomniał nawet mecenas skropić chustki essbouquetem, i rozpromienionywysunął się w ulicę.Zpieszył do pana Sebastiana, jak się domyśleć łatwo.Na biedę nigdy jeszcze tyle osób go nie zatrzymywało po drodze i nierozpoczynało rozmowy.Podróż na drugą ulicę trwała godzinę.Wychodzącego zdomu już postrzegł był wracający pod Byczą Głowę Sebastian, domyślił się, żete odwiedziny są dlań przeznaczone, zrazu zadumał, czy nie lepiej by nie być wdomu, ale zważywszy, że prędzej czy pózniej przejść potrzeba będzie tę niemiłąprzeprawę, wolał się zbyć od razu.Pośpieszył więc przodem, żonę i córkęwysłał do ich pokojów z poleceniem, aby się nie pokazywały, a sam,przybrawszy postawę niewiniątka  czekał.Mamyż wydać go z sekretu, że chodząc po cichutku odmawiał: Pod Twoją obronę uciekamy się.!!Zadzwoniono u drzwi.Mecenas, zrzuciwszy paleto, wszedł promieniejący,pachnący, uśmiechnięty, ładny jak cukierek w złoconych papierkach. Kocha-a-anego mecenasa, dobrodzieja!  zawołał pan Sebastian. Szanownego pana Sebastiana. Chwałaż Bogu, żeś pan powrócił!  zawołał mieszczanin  ja tam paręrazy posyłałem się dowiadywać.- Tak?- Tak, chciałem rady i pilno mi było.Wystaw sobie asindziej, no cóż! cóż byłorobić, zmęczyli mnie Paskiewiczowie, stało się, czekałem do wczorajszego dnia,ale wreszcie musiałem transakcją podpisać i pieniądze wyliczyć!Kto by spojrzał na Jasieńka wówczas, postrzegłby po całej twarzy przebiegającejakby drgnięcie piorunowej iskry, które przeleciało i znikło.Stał milczący, niewiedział, co mówić.- Jak to? z Paskiewiczami skończono?- Zupełnie.Milczenie. Ale zlituj się pan  z uśmiechem bolesnym odezwał się Szkalmierski  jaumyślnie tę podróż odbyłem, spekulując na pański kapitał, paneś mi gonajwyrazniej przyobiecał.  Ha! no  stało się  mruknął skonfundowany Sebastian  to trudno! niemogłem czekać, a tu, a tego. Ale cóż ja pocznę, ja rachowałem na to. Przecież panu na kapitałach nie zbywa, cisną się, to pan sobie innywezmiesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl