[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniał sobie jezioro, gdzieniegdyś podbierał z braćmi jaja dzikich kaczek, i lecące nad wodą żurawie, jak stawałysię czarne na falującej tarczy słońca, i głosy, którymi krzyczały o zmierzchu.A potem skończyła i przypadła do ziemi gwałtownie, jak strącona kamieniemkaczka.- Więc także i w tym pomyliłeś się, ojcze - powiedziała, nim zdążył krzyknąć,przestraszony, że zrobiła sobie krzywdę.- Miałam cztery lata, kiedy pokazano mi kroki.Minęło dalszych osiem, nim zdołałam je powtórzyć bez błędów, ale kochałam mojegonauczyciela i byłam uparta - uśmiechnęła się nieznacznie.- Tam, skąd pochodzę,nazywają to tańcem Annyonne.Czy wierzysz w przepowiednie, ojcze?Słabo potrząsnął głową.Azy, piekące, nie przepłakane łzy napłynęły mu podpowieki.- Powiem to tobie, ale możesz powtórzyć każdemu -rzekła.- Przeszłam dalekąścieżkę, najdalszą.Poprzez ciemność, bo wszystkie gwiazdy pospadały, jedna po dru-giej, i nie zastraszy mnie stara baśń.Jest taki dług, ojcze - jej oczy znów wydały mu sięsmutne, najsmutniejsze - który wypalił mnie bez reszty.Którego nigdy nie wypłacę.Więc jest taki dług i nie nagnę się do niczyjej woli.I wtedy przypomniała mu się piosenka, którą śpiewali nad jeziorem, senni odpodebranemu ojcu piwa, z brzuchami do przesytu napchanymi pieczonym sumem,rozleniwieni.Hej, lekko po niebie leci ptak, Lecz nie doleci.***Zarzyczka, córka Smardza, pana na %7łarnikach, z niesmakiem przyglądała sięswym dłoniom, pokrytym trwałymi plamami cynobru i ochry, z ciemnymi obwódkami zapaznokciami i świeżą blizną nad prawym kciukiem.Kolejny raz wytarła je o skórzany fartuch, pełen wytrawionych kwasem dziur i plam, i na koniec, dla pewności, schowaław kieszeniach.Przez okno pracowni widziała gałęzie śliw, okryte kiściami bladychkwiatów.Rozmyślała chwilę bez pośpiechu, gdyż nie lubiła się spieszyć.Na konieczatkała retortę i odstawiła do szafy, choć żółta zawartość bulgotała z wyrzutem.W dole służebne minęły Bramę Lwów o gładkim sklepieniu i fryzie bogatoinkrustowanym lapislazuli.Schodziły wzdłuż muru cytadeli, północną ścieżką kustrumieniowi.Księżniczka widziała tylko ich jasne suknie i kosze pełne bielizny.Na bocznym stoliczku parzył się jej ulubiony brunatny krwawiennik.Księżniczkaobjęła kruchą czarkę.Napój był gorący, parzył palce.Przy dzbanku leżałrozpieczętowany list od mistrza Kośmidra i Zarzyczka wiedziała, że wkrótce ktośprzyjdzie do pracowni - służebna, kapłan, a może nawet sam Wężymord - a wówczasona przestraszy się na dzwięk kroków za plecami i gwałtownie upuści filiżankę,zalewając pismo krwawiennikiem.Twój brat wypłynął z Wysp Szylkretowych, głosił list mistrza Kośmidra, i na %7łaryzawita do Spichrzy.Niewiele umiała sobie przypomnieć z czasów przed masakrą i kiedy pierwszyraz opowiedziano jej historię kniazia %7łalników i jego małżonki, ludzie owi wydali się jejodlegli i obcy.Najlepiej pamiętała południowy skraj ogrodów, dokąd uciekała z bratemw owe dnie, gdy jej ojciec biegał z krzykiem po komnatach cytadeli.Pamiętała też, jakumazani błotem leżeli w kryjówce pod liśćmi łopianu, a on snuł opowieści ozwierzętach nocy, o białej myszy, która mieszka w korzeniach jaśminu, o żabie, którapewnego wieczoru stała się niebieska, o nietoperzu, który pomylił księżyc ze słońcem iuwierzył, że jest ptakiem.Zmialiśmy się z tych opowieści, pomyślała.Jednak w cytadeli było coraz więcej biegania po korytarzach, coraz częściejSmardz zabraniał żonie wychodzić z pracowni.Przyczajona z bratem za gobelinem obrzegach obrębionych purpurowymi frędzlami, Zarzyczka przysłuchiwała sięsłużebnym.Przepowiadały, że wkrótce kniaz odeśle alchemiczkę razem z jej miotemdo ojca, do wietrznej Uścieży.Nie zrozumiała tego, ale brat chwycił ją za rękę, mocno,aż chciała krzyczeć.Jeszcze tej samej zimy przybyli ludzie Wężymorda.Długo chorowała po tym, jak dotknął jej Zird Zekrun Od Skały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl