[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym drugimzajmie się nasz Stwórca - sposobności nie brak.Pierwsze, to sprawa Woli".- Nie jestem tego pewien.- Ale to ciekawy pogląd.Dość pózny - z 1885 roku.Sztuka jako Wola.Niezbyt modny jak na kobietę.Amoże w ogóle niemodny.- Ma pani jakieś jej listy?- Niewiele.Kilka w sprawach rodzinnych - pouczenia, takie jak powyższe, przepisy na chleb i wino,skargi.Z okresu richmondzkiego, z odwiedzin w Bretanii u rodziny - pewnie wie pan o tym.Raczej nie miałabliskich przyjaciół, z wyjątkiem panny Glover, a do niej nie musiała pisać, przecież mieszkały w jednym domu.Listy nie były publikowane - Leonora Stern usiłuje coś sklecić, ale jest tego tak mało.Podejrzewam, że sirGeorge Bailey z Seal Court może mieć resztę, ale ten nie zamierza nikogo do nich dopuścić.Groził Leonorzestrzelbą.Wydawało nam się, że będzie lepiej, jeśli pójdzie do niego ona, a nie ja - ona pracuje w Tallahassee,jak pewnie pan wie - bo na nieszczęście między moją rodziną z Norfolk i Baileyami z Seal Court toczy się dłu-gotrwały spór, procesy sądowe i inne przykrości.Niestety, awanse Leonory skończyły się fatalnie.Doprawdyfatalnie.Tak.No, cóż.A w jaki sposób doszedł pan do wniosku, że Randolph Henry Ash interesował się pannąLaMotte?RL - W jednej z jego książek znalazłem niedokończony szkic listu do nieznanej kobiety.Pomyślałem, żemoże to o nią chodzi.Jest tam wzmianka o Crabbie Robinsonie.Ash pisze, że rozumiała jego wiersze.- To nie brzmi zbyt prawdopodobnie.Raczej nie sądzę, by jego wiersze się jej spodobały.Cała ta ko-smiczna męskość.I ten wredny, antyfeministyczny wiersz o medium, jakże on się nazywa,  Mummy Po-ssest"*? Całe to ociężałe zaciemnianie sensu.Wszystko, czym ona nie była.* Dosł.posięście mumii; aluzja do wiersza Johna Donne'a  Alchemia miłości" (przyp.tłum.).Roland wpatrywał się w blade, zacięte usta dr Bailey z uczuciem bliskim beznadziei.%7łałował, że tuprzyjechał.Wrogość wobec Asha obejmowała także i jego, przynajmniej tak to widział.- Sprawdziłam swoją kartotekę - pracuję nad dużym studium o  Meluzynie" - ciągnęła Maud Bailey - iznalazłam tylko jedno odwołanie do Asha.W liściku do Williama Rossettiego - rękopis jest w Tallahassee -Christabel pisze o wierszu, który dla niej opublikował:  W te mroczne listopadowe dni najbardziej przypomi-nam ową nieszczęsną Kreaturę z Fantazji RHA, zamurowaną w swoim straszliwym In-Pace, gwałtem uciszonąi tęskniącą za wiecznym spokojem.Trzeba Odwagi Mężczyzny, by znajdować przyjemność w budowaniu zmy-ślonych Lochów dla Niewiniątek, i Cierpliwości Kobiety, by znosić rzeczywiste więzienie".- To dotyczy  Czarodziejki uwięzionej" Asha?- Ma się rozumieć.Niecierpliwie.- Kiedy to napisała?- W 1869 r., tak mi się zdaje.Tak.Bardzo dosadne, lecz niezbyt pomocne.- Właściwie wrogie.- Otóż to.Roland sączył kawę.Maud Bailey wsunęła fiszkę z powrotem do kartoteki.Wciąż patrząc do pudełka,powiedziała:- Pewnie zna pan Fergusa Wolffa? Zdaje mi się, że jest w pańskim college'u.- Tak, to właśnie on podsunął mi pomysł, bym spytał panią o LaMotte.Pauza.Ruchliwe palce zajęły się porządkowaniem.- Znam Fergusa.Poznałam go na konferencji w Paryżu.Głos trochę mniej rzeczowy, pomyślał nieżyczliwie, trochę mniej starczo-apodyktyczny.- Mówił mi o tym - rzekł Roland neutralnym tonem, szukając w jej twarzy oznak, iż jest świadoma tego,co Fergus mógł powiedzieć, jak mógł o niej mówić.Zacisnęła usta i wstała.- Zabiorę pana do archiwum.Chyba żadne miejsce na świecie nie mogło różnić się bardziej od Fabryki Asha niż Biblioteka Uniwer-sytetu Lincoln.Ogromne przeszklone pudełko przypominało gigantyczną wersję Małego Konstruktora, z poły-skliwymi drzwiami otwierającymi się w ścianach ze szkła i stalowych rur.Były tu brzękliwe metalowe półkioraz tłumiące kroki filcowe chodniki w żółto-czerwone pasy, takie same jak farba w windach i na poręczachschodów.W lecie musiał tu panować nieznośny blask i upał, ale teraz, mokrą jesienią, szarosine niebo zdawałoRL się wspierać niby kolejne pudełko na zwielokrotnionych szybach, w których odbijały się szeregi okrągłych,czerwonych światełek, jak lampki wróżek w krainie Nigdy-Nigdy.Archiwum Ośrodka Studiów Gender mieściło się w przestronnym akwarium.Maud Bailey usadowiłaRolanda na metalowym krześle przy jasnym dębowym stole, gdzie natychmiast poczuł się jak krnąbrny przed-szkolak, i postawiła przed nim mnóstwo pudełek.Meluzyna I, Meluzyna II, Meluzyna III i IV, Meluzyna BezPrzydziału, Poezje Bretońskie, Poematy Pobożne, Liryki Różne, Blanche.W tym ostatnim wskazała mu podłuż-ny, gruby zielony zeszyt, trochę podobny do księgi rachunkowej z burymi marmurkowymi wyklejkami.Dziennik %7łycia W Naszym Domu w Richmond Blanche Glover Rozpoczęty w dniu przeprowadzki 1maja 1858Roland podniósł go z szacunkiem.Co prawda zeszyt nie pociągał go równie magnetycznie jak dwa listyzłożone w jego kieszeni, niemniej stanowił pokusę dla ciekawości.Martwił się o swój bilet powrotny.Martwił się, że cierpliwość Maud się wyczerpie.Dziennik pisany byłnerwowym, ładnym pismem, krótkimi zrywami.Przerzucił stronice.Dywany, zasłony, radość samodzielności. Dzisiaj najęłyśmy Kucharkę dowodzącą".Nowe sposoby duszenia rabarbaru, malowanie małego Hermesa zmatką - no i proszę, śniadanie u Crabba Robinsona.- Znalazłem.- Doskonale.Teraz pana zostawiam.Przyjdę, jak będą zamykać.Ma pan około dwóch godzin.- Dziękuję.Poszłyśmy na śniadanie do pana Robinsona, miłego aczkolwiek prozaicznego dżentelmena, który opo-wiedział nam skomplikowaną anegdotę o popiersiu Wielanda*, wydobytym przezeń z niegodnego zapomnieniaku wielkiemu zachwytowi Goethego i innych osobistości literackich.Nikt nie mówił nic ciekawego - na pewnonie moja niepokazna osoba, ale ja wolę pozostawać w cieniu.Obecna była pani Jameson, a także pan Bagehot,poeta Ash - bez pani Ash, która jest cierpiąca - i kilku młodszych członków Uniwersytetu Londyńskiego.Księżniczkę bardzo podziwiano, i słusznie.Bardzo rozumnie mówiła z panem Ashem, którego wierszy nie mo-gę polubić, ona wszakże oświadczyła, że je nadzwyczaj ceni, co mu oczywiście pochlebiło.W moim mniema-niu brak mu potoczystego liryzmu i intensywności Alfreda Tennysona, wątpię również o jego powadze.* Christoph Martin Wieland (1733-1813) - niemiecki krytyk literacki, znany głównie z przekładówSzekspira na język niemiecki (przyp.tłum.).Poemat o Mesmerze jest dla mnie wielką zagadką nie mogę bowiem w żaden sposób stwierdzić, jakijest stosunek autora do Magnetyzmu Zwierzęcego: czy drwi z niego, czy też go popiera? Podobnie nie pojmujęwiększości jego prac, toteż zastanawiam się często, czy nie jest to wiele hałasu o nic.Co się tyczy mnie, wy-cierpiałam długi wywód o Traktarianach*, który wygłosił młody i napuszony liberał z uniwersytetu.Zapewnebyłby bardzo zdziwiony, usłyszawszy, co naprawdę sądzę o tych sprawach, ale nie życzyłam sobie takiej z nimpoufałości.Milczałam, uśmiechałam się, potakiwałam, a Myśli swoje zachowałam dla siebie.Byłam jednakżeprawie zadowolona, kiedy pan Robinson jął opowiadać całemu towarzystwu o swych włoskich podróżach zRL Wordsworthem, który na każdym kroku pragnął jedynie znalezć się w domu i z najwyższym trudem dawał sięprzekonać, że warto choć trochę się rozejrzeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl