[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem pewien, żechciałaby, abyś się nie stresowała i pozostała optymistką - powiedział oj-cowskim tonem.-Ale przecież nawet pan jej nie zbadał! - odparłam gniewnie.-Tamara.- rzuciła ostrzegawczo Rosaleen.Doktor Gedad chyba poczuł się niezręcznie.Nie był już taki pewien swojejdecyzji.Czy miał powód, żeby nie ufać Rosaleen? Na jego miejscu samazadałabym sobie to pytanie.Rosaleen pewnie czuła to samo, więc zareago-wała szybko.-Dziękujemy bardzo za wizytę, panie doktorze - powiedziała łagodnie.-Proszę przekazać wyrazy uszanowania dla Maureen i waszego chłopca.-Weseleya - podpowiedział.- Dziękuję.Za herbatę i bułeczki również.Wogóle nie czułem w nich soli.-O nie, dodałam jej tylko do placka z jabłkami.- Roześmiała się jak dziecko.Doktor Gedad wyszedł.Rosaleen zamknęła drzwi i spojrzała na mnie, ale japrzemaszerowałam tylko obok niej prosto do wyjścia i z całej siły trzasnęłamza sobą drzwiami.Pobiegłam drogą.Powietrze było ciepłe, pachniało słodkoświeżo ściętą trawą i krowim nawozem.Słyszałam w oddali buczenie ko-siarki Arthura, dzwięk silnika, który pozwalał mu wyłączyć myśli, skon-LRT centrować się na doraznych sprawach.Po drugiej stronie zamkowych grun-tów dostrzegłam siostrę Ignacjusz; biało-granatową postać pośród zieleni.Pobiegłam do niej.Gniew buzował w mojej krwi niczym bąbelki wody so-dowej.Siostra Ignacjusz ustawiła sztalugi i stołek na zielonej łące przedzamkiem.Twarzą była zwrócona w kierunku jeziora z łabędziami.Siedziaław cieniu gigantycznego dębu.Chociaż był dopiero poranek, panował jużupał.Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki.Siostra Ignacjuszmusiała być bardzo skoncentrowana, przesuwała językiem po wargach wtakt ruchów pędzla.-Nienawidzę jej! - wrzasnęłam, przerywając błogą ciszę i strasząc ptaki zsąsiedniego drzewa.Pofrunęły w niebo, usiłując się przegrupować i znalezćinne miejsce na przedpołudniową sjestę.Biegłam po trawie, plaskającklapkami.Siostra Ignacjusz nawet na mnie nie spojrzała.-Dzień dobry, Tamaro - zawołała radośnie.- Mamy kolejny piękny poranek.-Nienawidzę jej! - powtórzyłam głośniej, zbliżając się.Wtedy nagle spojrzała na mnie z paniką w wielkichoczach.Potrząsnęła szybko głową i zamachała ramionami, jakby znalazła sięna szynach i usiłowała zatrzymać nadjeżdżający pociąg.-Tak właśnie, nienawidzę jej! - wrzeszczałam nadal.Siostra Ignacjusz przyłożyła palec do ust.Przestępowałaz nogi na nogę, jakby chciało jej się siusiu.-Pomiot szatański! - wyplułam z siebie.-Och, Tamaro! - wybuchnęła wreszcie, unosząc ramiona w górę.Wyglądałana zrozpaczoną.-Co?! Nie obchodzi mnie, co On sobie myśli! Boże, zabierz mnie stąd, mamjuż dość, chcę wrócić do dooooomu - wyłam sfrustrowana.Upadłam naLRT trawę, przewróciłam się na plecy i spojrzałam w niebo.- Ta chmura wyglądajak penis.-Tamara, przestańże wreszcie - powiedziała surowo.-Dlaczego? Czy to cię obraża? - spytałam sarkastycznie.Miałam dzikąochotę skrzywdzić wszystkich i wszystko, co popadnie, bez względu na to,czy było cudowne, czy nie.-Nie, ale wystraszyłaś wiewiórkę! - odparła poruszona, jak nigdy dotąd.Usiadłam zaskoczona i słuchałam jej żarliwej przemowy.- Przez cały ty-dzień ją oswajałam.Przynosiłam jej jedzenie na talerzu i wreszcie mi sięudało.Nie chciała orzechów.Te opowieści o wiewiórkach i orzechach wcalenie są prawdziwe.Nie dotknęła sera, ale uwielbia toffi.Nie uwierzyłabyś, jakbardzo.A teraz przez ciebie uciekła i nigdy nie wróci, a siostra Konceptuazabije mnie za to, że zabrałam jej słodycze.Twoje dramatyczne wejściepewnie przyprawiło biedne zwierzę o atak serca.- Westchnęła, uspokoiła sięi spojrzała wreszcie na mnie.- Kogo tak nienawidzisz? Przypuszczam, żeRosaleen?Spojrzałam na jej obraz.-To ma być wiewiórka? Wygląda jak słoń z puchatym ogonem.Siostra Ignacjusz najpierw wyglądała na zagniewaną.Potem, kiedy przyj-rzała się swemu dziełu uważniej, zaczęła się śmiać.-Och, Tamaro, jesteś lekiem na całe zło, wiesz o tym?-Nie - burknęłam, wstając.- Podobno nie.Inaczej nie musiałabym wzywaćlekarza do mamy.Potrafiłabym ją sama naprawić.Zaczęłam spacerować w tę i we w tę.Siostra Ignacjusz spoważniała.-Zadzwoniłaś po doktora Gedada?-Tak, i przyszedł dziś rano, akurat kiedy Rosaleen poszła do mamy, żebyzatuczyć ją swoim jedzeniem.Tak przy okazji, widziałam ją, znaczy jejmamę, i nie uwierzę, że zjada wszystko, co Rosaleen jej przynosi, chyba żeLRT ma tasiemca.W każdym razie Rosaleen wróciła do domu, zanim doktorGedad zdołał wejść na górę, ponieważ, uwaga, dodała do ciasta soli zamiastcukru.Tak, słusznie patrzysz na mnie z podejrzliwością, bo to moja sprawka.Nie żałuję, zrobiłabym to bez wahania jeszcze raz.- Nabrałam powietrza wpłuca.- W każdym razie wróciła po inne ciasto, które miało być dla Arthura idla mnie na obiad.Wcale tego nie żałuję.Jej jedzenie jest potwornie tuczące.W każdym raziezdołała przekonać doktora Gedada, żeby nie zaglądał do mamy, więc sobieposzedł, a mama dalej siedzi w swojej sypialni.Pewnie się ślini i rysuje pościanach.-Jak go przekonała?-Nie wiem, co mu powiedziała.Oznajmił, że w tej chwili mama potrzebujeodpoczynku i jeśli będę go musiała wezwać w nagłym przypadku albo coś,mogę do niego zadzwonić.-Cóż, lekarz wie najlepiej - powiedziała niepewnie.-Siostro, on jej nawet nie zbadał! Po prostu Rosaleen go zagadała, a on jej wewszystko uwierzył.-Dlaczego miał nie zaufać Rosaleen?-A dlaczego miałby jej ufać? To ja do niego zadzwoniłam, nie ona.Co bybyło, gdyby mama usiłowała odebrać sobie życie, a Rosaleen nic by o tymnie wiedziała?-A próbowała?-Nie, ale nie o to chodzi.-Hmmm.- Siostra Ignacjusz zamilkła, nurzając pędzel w błotnistobrązowejfarbie i rozsmarowując ją na papierze.-Teraz wygląda to jak jakieś dziwne zwierzę, które przed chwilą połknęłozepsuty orzech - skomentowałam.Prychnęła, a potem znów się roześmiała.LRT -Czy siostra kiedykolwiek się w ogóle modli? Ciągle siostrę widzę a to przyulach, a to w ogrodzie, a to z farbami.-Lubię tworzyć nowe rzeczy, Tamaro [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl