[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byle kim był dyrektor instytucji.Nie podejmowała dalszych prób i z lekkim sercem zrezygnowała z osobistej walki o byt.Te trzy miesiące jednakże wystarczyły, żebym zdążyła doprowadzić do rozpaczy nauczycielkę francuskiego.Kazała nam opisać, ustnie, swój dzień, taki zwyczajny, od rana do wieczora.Proszę bardzo, zaczęłam opisywać.Oznajmiłam, że budzę się rano, moi rodzice wstają i podają mi śniadanie do łóżka.Zgorszyła się straszliwie, bo nie wyjaśniłam, że kiedy rodzice wstają, dla mnie nie ma już miejsca na podłodze.Śniadanie jedli na nocnej szafeczce tuż nad moją głową, korzystałam zatem i też jadłam, ale te szczegóły zlekceważyłam i pominęłam.Pełna niesmaku i potępienia, wysłuchała dalej, że idę do szkoły, wracam do domu, rozpalam ogień w piecyku, grzeję wodę i zmywam.Kazała mi to powtórzyć kilka razy, bo nie do pojęcia było, żeby rozwydrzona dziewucha, której podają śniadanie do łóżka, zajmowała się potem taką czarną robotą.Zlitowałam się w końcu i wyjawiłam jej metraż apartamentu, ale i tak przez jakiś czas patrzyła na mnie podejrzliwie.Zima nastała przecudna.Centralne ogrzewanie jeszcze nie działało, kanalizacja zatem zamarzła.Szpitalne toalety przedstawiały sobą obraz nędzy i rozpaczy, albo nawet jeszcze gorzej, usiłowałam ograniczyć się do użytkowania urządzeń sanitarnych w szkole, ale nie zawsze się to udawało.Chodziłam niekiedy do budki tramwajarzy, bo akurat naprzeciwko naszego domu była pętla, ta budka jednakże prezentowała się niewiele lepiej.W czasie odwilży to wszystko odmarzało i, za przeproszeniem, śmierdziało nieziemsko, z tym że woń natury trochę była zagłuszana chemikaliami.Na parterze, a może w szpitalnej suterenie, mieściła się jakaś fabryczka, z której buchały rozmaite aromaty, co jeden to gorszy.Rozpoznawałam tylko siarkowodór, reszta była mi obca, a co dzień śmierdziało inaczej, aż mnie w końcu zaczęło interesować, co też nowego poczuję, wracając do domu.Separatka mieściła się w szczycie, jej okno wychodziło na ślepy mur budynku za prześwitem, i prawie dostałam urazu na tle widoku z okien.Nawet nie prawie, całkowicie.Napisałam, sobie i dla siebie, cały elaborat na ten temat, stanowił niewątpliwy dowód na kształtowanie świadomości przez byt, ale, niestety, gdzieś mi zginął.Dobrze chociaż, że na wyglądanie przez okno miałam za mało czasu.Charakter mi się ustabilizował akurat odwrotnie niż mojej matce i poszukiwanie pracy zarobkowej już mi w nałóg weszło.Wiecznie słysząc narzekania na brak pieniędzy, usiłowałam temu zaradzić już nie tylko ze względu na samodzielność, ale także ze zwyczajnej konieczności.Pomogła mi ciocia Jadzia, pracująca wtedy w kaletnictwie, oczywiście w księgowości, i posiadająca liczne kontakty z inicjatywą prywatną.Rysować umiałam już dawno, dostałam do roboty szyldy reklamowe, płacono mi tanio, ale płacono.Zajęcie polegało głównie na prószeniu, bo taka była moda, rzadką farbą, przeważnie akwarelą, przez sitko za pomocą szczotki do zębów.Zaprószone było wszystko z sufitem włącznie, ojciec pracował po godzinach, matka uciekała do rodziny na dole i wracali dopiero wieczorem, zostawiając mi warsztat pracy na całe popołudnie.Potem zlecenia się skończyły i zaczęłam szukać innych źródeł zarobku.Jak łatwo zgadnąć, od początku roku szkolnego poszłam do szkoły.Drugą klasę gimnazjum skończyłam w Bytomiu, więc to musiała być trzecia.W ostatnich dniach wakacji spotkałam na ulicy Jankę.Do tej samej klasy chodziłyśmy w Grójcu i zaprzyjaźniłyśmy się połowicznie.Teraz okazało się, że znów jesteśmy zapisane do tej samej szkoły i do tej samej klasy i ucieszyłam się z tego nadzwyczajnie.Pasowała mi, odbijała pozytywnie od tego całego grójeckiego towarzystwa, nie miała w sobie nic z prowincji, w końcu dzieciństwo spędziła w Warszawie, i chciałam ją mieć za przyjaciółkę.A do tego jeszcze posiadała przepiękne włosy, które mnie zachwycały, a wrażenia estetyczne zawsze wywierały na mnie wielki wpływ.Kiedy ją spotkałam, przypadkiem szłam z ojcem, który oczywiście również ją znał.Janka była zmartwiona, zakłopotana, pełna wahań i niepewności.Obawiała się, że nie może sobie pozwolić na pójście do gimnazjum, rozważała, czy nie właściwsza byłaby szkoła zawodowa i szybsze podjęcie pracy.Zwracam uprzejmie uwagę, że lata wojny liczą się podwójnie, byłyśmy starsze, niż wskazywałby na to nasz wiek, myślałyśmy doroślej, co nie przeszkadzało, że równocześnie tkwiła w nas normalna głupota.Jedno drugiego nie wyklucza.Ojciec nie zastanawiał się ani chwili, z miejsca rozstrzygnął jej wątpliwości.— Tylko gimnazjum i matura — powiedział stanowczo.— W razie czego ja ci pomogę i możesz na mnie liczyć.Będziesz jakby moją drugą córką.Gdybyś miała jakieś trudności, pamiętaj, masz z tym przyjść do mnie!Zawsze byłam zdania, że mój ojciec jest przyzwoitym człowiekiem i nie zapomniałam mu tych słów.Trudności obie miałyśmy niezliczoną ilość, ale nigdy nie zaszła potrzeba szczególnej interwencji.Nie chcę wybiegać przesadnie do przodu, niemniej od razu powiem, że Janka skończyła nie tylko liceum, ale także uniwersytet, historię.Darować jej nie mogłam, że się uczepiła XIX wieku, a nie na przykład średniowiecza, które zawsze wydawało mi się zachwycająco tajemnicze.Na moje wyrzuty pukała się w głowę i oznajmiała, że jej siły duchowe mają swoje granice, a XIX wiek jest łatwiejszy, zważywszy ilość materiałów.Średniowieczem, Boże drogi, ta chronologia chyba mnie nie lubi, załatwiłam kiedyś lekcję historii, ku żywej radości całej klasy.Wiedzy o nim nie było skąd zdobyć.Uczepiłam się naszej historyczki, Gebertowej, domagając się od niej informacji o Ludwiku XI, XIII i o Wilhelmie Zdobywcy.Przygnębiła mnie beznadziejnie komunikatem, że materiały na ten temat mogę znaleźć we Francji i na pewno nie będą pisane po polsku.Wracając do tematu, obie zaczęłyśmy chodzić do gimnazjum Królowej Jadwigi, mieszczącego się w dawnym gimnazjum Giżyckiego na Wierzbnie, bo budynek przedwojennej Królowej Jadwigi przy placu Trzech Krzyży leżał w kompletnej ruinie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl