[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Silnik wciąż jeszcze pracuje.Potrzebuję wszystkich sił, żeby go podnieść, i wskakuję na siodełko dokładnie w chwili, gdy dogania mnie Jack.–Amy! – wo ł a i próbuje mnie złapać.–Odpierdol się! – wrzeszczę i z całej siły kopię go w krocze, poczym odjeżdżam.Instynkt samozachowawczy to potężna i zadziwiająca siła.Choć wydaje mi się, że cały mój świat właśnie legł w gruzach, do Villi Stephano docieram zdrowa i cała.Spokojnie parkuję skuter.Właściciel baru, Vasos, zapowiada konkurs karaoke i wygląda na to, że wszyscy świetnie się bawią.Matka Darrena uszczęśliwia zgromadzonych koszmarną interpretacją Karma Chameleon, do taktu tańcząc z koleżanką kankana.Nie zauważona przechodzę przez bar i wspinam się na schody.Dlaczego niby miałabym zwrócić czyjąś uwagę? Przecież nie ma żadnych oznak zewnętrznych zszarganego stanu moich władz umysłowych.Kiedy jednak przekraczam próg pokoju, nerwy mi puszczają.Najpierw tylko płaczę, szybko jednak tracę nad sobą panowanie.Wywrza-skując sprośności, wyrzucam przez okno ubrania Jacka, aż wreszcie padam ze zmęczenia.Od samego początku, już na lotnisku czułam, że coś jest nie w porządku.Powinnam się była domyślić.Jak on mógł?Jak mógł zrobić mi coś takiego?Padam na łóżko i przyciskam ręce do piersi.Och, jak boli.Może moje serce pęka naprawdę.Po jakimś czasie uspokajam się trochę, już tylko cichutko pojękuję, a z dołu dobiegają mnie odgłosy karaoke.Lecz myśleć mogę tylko o jednym:Jak?Co?Gdzie?Dlaczego?Kiedy?Nie wiem, jak długo siedzę tak po ciemku, wpatrując się tępo w ścianę i starając się znaleźć odpowiedzi na każde z tych pytań, kiedy nagle słyszę słabe pukanie do drzwi.–Amy? – Za drzwiami jest Jack.– Wpuść mnie.Zaciskam z całejsiły powieki.–Nie odejdę stąd.Musisz mnie wpuścić – oznajmia i puka trochęmocniej.Zatykam uszy.–Daj spokój – głośniej tym razem.– Musimy porozmawiać.Wiem, że tam jesteś.–Odejdź – wykrztuszam.Chcę umrzeć.Zwijam się w kłębek na łóżku.Nie chcę, żeby mnie teraz zobaczył.–Amy, proszę – błaga Jack.Puka coraz mocniej.Ignoruję go i marzę, żeby znaleźć się już w domu.We własnym łóżku.Chcę się poczuć bezpieczna.Żałuję, że byłam głupia i w ogóle zaczęłam się z Jackiem zadawać.Szkoda, że nie miałam dość rozsądku i zaufałam mu.Pozwoliłam mu się skrzywdzić.Chciałabym być kimś innym, gdzieś indziej, w innym miejscu i o innym czasie.Później – choć nie wiem kiedy – dociera do mnie, że pukanie ustało.Wiem, że Jack nie odszedł.Wiem, że tam jest, zupełnie jakbym go widziała.W tym cały problem – widzę go.Mam go cały czas przed oczami.Widzę, jak całuje mnie na naszej plaży.Albo jak patrzy na mnie w świetle księżyca.Widzę, jak się śmieje, a wiatr rozwiewa mu włosy.Widzę wszystko.Tylko jego z Sally nie widzę.Szarpnięciem otwieram drzwi.Jack skulony siedzi na schodach, z twarzą schowaną w dłoniach.Patrzy na mnie.Twarz ma poranioną, oczy nabiegłe krwią.–Co to miało znaczyć, że coś się stało? Patrzy na mnie tępo.–Mów.Co się stało? Siedzi bez ruchu.–Nie pieprzyłem jej – szepcze.Dygoczę cała.–A co robiłeś?–Nic nie robiłem.Tylko ona.Ona robiła wszystko.–POWIEDZ!Znowu chowa twarz w dłoniach.–Spałem.Obudziłem się, a ona mi obciągała.Przysięgam, do niczego więcej nie doszło.–Och! Ona tylko ci obciągnęła! – krzyczę.– Biedactwo! Wstaje.–To nie było tak.–Więc powiedz mi! Jak było? Jak doszło do tego, że obudziłeś się z fiutem w jej ustach?Nie potrafi wydusić z siebie słowa.Brzydzę się nim, jakby był wylewającym się z szamba gównem.Bo teraz już widzę.Widzę grymas rozkoszy na jego twarzy.Rozkoszy, której dostarcza mu inna.–Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć-mówię gwałtownie.Zatrzaskuję drzwi i padam na łóżko.Przykrywam głowę poduszką, żeby nie słyszeć, jak Jack znowu dobija się do drzwi.Wykrzykuje moje imię tak głośno, że zagłusza chyba nawet dyskotekę FunSun.Słyszę jakiś hałas i czyjś głos, który każe mu się zamknąć.Wreszcie zapada cisza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl