[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochyliłgłowę i przypadł do jednej z nich ustami.Kayla zatraciła się w jego ramionach,poddając się pocałunkom.Była oszołomiona.Nogi uginały się pod nią i tylko mocneręce Bena podtrzymywały ją, gdy błądził ustami po jej wra\liwej skórze. Nigdy nie dojdę na górę  szepnął, wtórując myślom w jej wirującej głowie.Wolno poło\ył ją, ściągnął koszulę i wcisnął za plecy Kayli, aby osłonić ją odtwardych schodów.Widziała, jak pulsuje mu \yła na skroni, gdy pochylił się, usiłującuwolnić ją z oblepiających ciało spodni.Słyszała gwałtowne bicie jego serca.Waliło jak młotem, a krew wrzała mu w \yłach.Ukląkł i pocałował najpierw jejkolano, a potem jedwabistą skórę na udzie.Wreszcie dotarł do zródła rozkoszy, a onawplotła palce w jego włosy, wijąc się spazmatycznie i łapiąc powietrze.Przestało dla niej istnieć wszystko poza dotykiem Bena.Uwolnił tkwiące w niejszaleństwo.Wiedział, \e jest gotowa, podobnie jak on.Rozpiął d\insy, ale daremnie usiłowałje ściągnąć.Kayla powstrzymała go.Wcią\ klęcząc z rękami na schodku za nią, Benpatrzył z bijącym sercem, jak uniosła biodra na spotkanie z jego ciałem.Czuł, jakoddech więznie mu w gardle. Och, Kaylo  wykrztusił wreszcie. Kaylo.Po chwili, prowadzony tylko jej kochającymi rękami, wszedł w oczekującąmiękkość.Jego d\insy ocierały się o nią, ale przyciągnęła go jeszcze bardziej.Poruszali się razem gwałtownie, szaleńczo.Ich ciepłe i wilgotne ciała prę\yły się,serca waliły jak młotem.Kayla objęła Bena nogami, jakby chciała wciągnąć gojeszcze głębiej.Wahał się, próbując chronić ją przed intensywnością własnegopo\ądania, ale wygięła się zapraszająco w łuk.Kochali się zupełnie inaczej ni\ rano, namiętnie, niemal brutalnie, lecz doznalirównie doskonałego zaspokojenia.Potem Kayla przytuliła się do Bena.Ukryła głowę na jego ramieniu. Skoro mowa o podniecającym i szaleńczym. Pocałowała go w ramię. Jesteśnajbardziej zmysłowym mę\czyzną, jakiego znałam, Benie Montgomery.  A ty najbardziej niezwykłą kobietą. Opadł obok niej i z zakłopotanymuśmiechem zaczął zapinać spodnie. Dlaczego ich nie zdejmiesz?  spytała prowokująco. Moja szaleńcza fazawłaśnie się zaczyna. Z tymi słowy wstała i weszła na górę, ukazując Benowisprę\yste pośladki, mocne, kształtne nogi i szczupłe kostki.Idąc odpięła biustonosz irzuciła go na schody.Ben szybko ściągnął d\insy i podą\ył za nią.Gdy wszedł do pokoju, le\ała ju\otulona pościelą. Chodz  zaprosiła. W końcu to twoje łó\ko.Wśliznął się pod kołdrę iprzyciągnął ją do siebie.Była uległa, giętka i ciepła w jego ramionach. Uwielbiam cię dotykać, Kaylo  powiedział, gładząc jej plecy, wcięcie w talii,krągłe pośladki. Ja te\  pocałowała go w ramię i smakowała językiem słoną skórę. A wiesz,co mi się najbardziej podobało?Ben spojrzał na nią \artobliwie. Mam nadzieję, \e to prośba o więcej. Mhm  zamruczała jak kotka. Ale nie teraz. Có\ to  krytyka mojej techniki miłosnej? Och, nie  zawołała. Jak mogłabym krytykować coś tak doskonałego?Ben próbował się skromnie uśmiechnąć, lecz mu się nie udało. A więc co? Naprawdę podobało mi się, \e przez cały dzień ani razu się nie pokłóciliśmy odparła. Proszę, jaki ze mnie wyrozumiały facet.Kayla przerzuciła przez niego nogę. Gdy stawiasz na swoim  przypomniała mu. Co rzadko zdarza się przy tobie  za\artował. Z wyjątkiem dzisiejszego dnia i za to jestem ci wyjątkowo wdzięczny. Ja tak\e. Widzisz, \e mo\emy się ze sobą zgodzić bardzo, bardzo dobrze. Znów jądelikatnie pocałował. Tak, mo\emy, zwłaszcza kiedy nie jesteś taki arbitralny. Arbitralny? Ja? Daj spokój, Kaylo. Nie zaprzeczaj, Ben.To prawda, ale to chyba po prostu silniejsze od ciebie stwierdziła ze smutkiem. Mówisz to tak, jakbym był chory.Kayla roześmiała się.  Arbitraloza. Uniosła się na łokciu i spojrzała na niego. Ale wiesz co? powiedziała uroczyście. Nie dbam o to. Dotknęła jego twarzy, a potem pochyliła się i pocałowała go.Nie był to delikatny pocałunek, jak zamierzała.On o to zadbał, a Kayla nie pozostała obojętna. Och, Ben  wyszeptała  czy znów mo\emy się kochać? ROZDZIAA 7Koło północy zwlekli się z łó\ka i poszli do kuchni.Ben usma\ył jajka nabekonie.Kayla zjadła wszystko, oświadczając między kolejnymi kęsami, \e toznacznie zdrowsze ni\ naleśniki. Nie jestem taki pewny  zaprotestował Ben, wyskrobując talerz. Mnóstwo wtym cholesterolu. Mhm  mruknęła wymijająco Kayla. Pomyśl tylko  przypomniał  naleśniki, bułeczka z homarem, a teraz jajka nabekonie.Nie mo\na powiedzieć, \e to zdrowe jedzenie. A stek, który przygotowałeś pierwszego wieczora? Znów cholesterol. W ka\dym razie wypełnia \ołądek. Wszystko, co jedliśmy, wypełnia \ołądek, Kaylo.Zupa ze skorupiaków i tasma\ona ryba, którą jadłaś na postoju cię\arówek. I to mówi facet, który zmiótł największy na świecie kawałek ciasta z jabłkami. Mo\emy się chyba przyznać, \e nie nale\ymy do miłośników zdrowej \ywności powiedział Ben. Choć moglibyśmy kiedyś spróbować. Po co się męczyć?  spytała Kayla ze śmiechem. Potem i tak bylibyśmygłodni.Uprzątnęli naczynia.Ben spostrzegł ze zdziwieniem, \e Kayla zbiera się dowyjścia. O tej godzinie? To szaleństwo  zauwa\ył. Twoje miejsce jest przy mnie. Ale\ nie  zaprzeczyła. Moje miejsce jest w moim domu.Poza tym chcę tambyć.Chcę stawić czoło temu wszystkiemu. Nie w środku nocy  sprzeciwił się. Ben, jest dopiero za kwadrans pierwsza.Pózno, ale nie środek nocy.Lepiej,\ebym wyszła teraz, bo sąsiedzi będą plotkować. Nie obchodzi mnie to. Ani mnie  przyznała. Ale nie mogę przyzwyczajać się do zostawania uciebie.Mam teraz własny dom, zapomniałeś?Ben przejechał ręką po potarganych włosach.Gdy wstali, wło\ył d\insy, ale wcią\był boso. Poczekaj, a\ nało\ę buty  powiedział  i odwiozę cię do domu.Nie chcę, \ebyśweszła tam sama. Doceniam to  przyznała Kayla.Za chwilę wrócił z butami i torbą na zakupy. To dla ciebie.Ksią\ki, z Bostonu.Choć nie jestem przekonany, czy powinienempopierać te bzdury Kayla postanowiła nie zwracać uwagi na lekcewa\enie, którewyczuła w jego głosie.  Gdybyś nie kupił mi ksią\ek, zdobyłabym je w inny sposób. Otworzyła torbę iwyło\yła je na stół. Są świetne  powiedziała po chwili. Dokładnie o to michodziło. Tak, tu znajdziesz wszystko, co chciałaś wiedzieć o czarownicach. Wstał,wyjął jej z rąk ksią\kę, którą wydawała się najbardziej zainteresowana, i objął Kaylęramionami. Nie mówmy o czarownicach.Mówmy o nas. W porządku  roześmiała się Kayla. Nie sprzeciwiam się, gdy przychodzi douścisków. Spędziliśmy miły dzień  przypomniał. Więcej ni\ miły  przyznała, tuląc się do niego. A teraz czas do łó\ka. Tak. U ciebie czy u mnie?Kayla nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Ty u siebie, ja u siebie. Jesteś pewna?  Zanim odpowiedziała, pocałował ją wolno i namiętnie. Có\  westchnęła  teraz nie jestem ju\ taka pewna.Ale wcią\ uwa\am, \e takbędzie najlepiej, Ben.Jutro mam cię\ki dzień. Ja te\  przyznał z \alem. Nie znoszę poniedziałków. Będą inne weekendy.Du\o wspólnych weekendów. Nie pozwolę ci zapomnieć o tej obietnicy  powiedział Ben [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl