[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Beaudelet nie będzie nam potrzebny.Nie boi się pani płynąć pirogą?- Nie.- Więc zabiorę panią którejś nocy pirogą, kiedy księżyc będzie świecił.Może duch tej zatoki podszepnie pani, na której wysepce ukryte są skarby - może zaprowadzi na to miejsce.- I w jednej chwili zamienimy się w ludzi bardzo bogatych! - zaśmiała się.- Oddam panu całe złoto piratów i wszystkie skarby, jakie wykopiemy.Pan będzie wiedział, co z tym robić.Zrabowanego złota nie trzeba oszczędzać.Trzeba roztrwonić, rozrzucić na cztery strony świata, dla zabawy! I patrzeć, jak to wszystko poleci z wiatrem.- Podzielimy się po połowie i roztrwonimy razem - odrzekł.Twarz mu płonęła.Udali się wszyscy do cudownego gotyckiego kościółka Matki Boskiej z Lourdes, którego brązowo i żółto malowane mury pięknie lśniły w blasku słońca.Na brzegu pozostał tylko krzątający się przy swej łodzi Beaudelet; Mariequita odeszła z koszykiem krewetek rzuciwszy Robertowi dziecięco rozkapryszone i pełne wyrzutu spojrzenie.ROZDZIAŁ 13W czasie nabożeństwa ogarnęło Ednę uczucie przygnębienia i senności.Rozbolała ją głowa, światła na ołtarzu nagle zatańczyły jej w oczach.Kiedy indziej próbowałaby wysiłkiem woli zapanować nad sobą; lecz teraz tylko jedną myśl miała w głowie - wyrwać się z dusznej atmosfery kościoła na powietrze.Wstała i szepcząc ”przepraszam” wyminęła nogi Roberta.Stary Monsieur Farival uniósł się w ławce zakłopotany i zaintrygowany, widząc jednak, że Robert podąża za panią Pontellier, usiadł z powrotem.Powodowany niepokojem, zagadnął cicho damę w czerni, lecz ta nie raczyła go nawet dostrzec, cóż dopiero odpowiedzieć - wzrok miała utkwiony w swej aksamitnej książeczce do nabożeństwa.- Poczułam zawrót głowy, omal nie zemdlałam - rzekła Edna podnosząc odruchowa ręce i zsuwając słomkowy kapelusz z czoła.- Nie mogłabym zostać do końca nabożeństwa.- Stali w cieniu kościelnych murów.Robert słuchał jej pełen względów.- Szaleństwem było tu przychodzić, cóż dopiero zostawać na mszy.Chodźmy do Madame Antoine, tam pani odpocznie.- Ujął jej ramię i powiódł ją drogą; idąc raz po raz badał z niepokojem jej twarz.Jak cicho było na drodze - jedynie szmer morza szepczącego wśród trzcin, które zarastały słone kałuże! Małe, szare, wysmagane wichrami chatynki przysiadły długim szeregiem wśród drzew pomarańczowych.Na tej płaskiej, sennej wyspie - pomyślała Edna - chyba zawsze jest niedziela.Przystanęli i poprosili o wodę oparłszy się o zębaty parkan z drew wyrzuconych przez morze.Jakiś chłopiec o łagodnej twarzy wyciągał właśnie wodę z cysterny - starej zardzewiałej boi z otworem na jednym końcu, a drugim końcem wbitej w ziemię.Woda, którą młodzik podał im w cynowym kubku, nie dość była zimna dla podniebienia, lecz orzeźwiła Ednę, ochłodziła jej zgrzaną twarz i dodała sił.Zagroda Madame Antoine znajdowała się na drugim końcu wsi.Gospodyni powitała ich z gościnnością i prostotą, z jaką otwarłaby drzwi, żeby wpuścić światło słońca.Otyła i ciężka, niezdarnie krzątała się po izbie.Nie znała angielskiego, lecz gdy Robert wytłumaczył jej, że towarzysząca mu dama zasłabła i pragnie odpocząć, zakrzątnęła się ze szczerą gorliwością pragnąc gościowi ulżyć i dogodzić.W domu panowała nienaganna czystość, duże śnieżnobiałe łóżko pod baldachimem zachęcało do odpoczynku.Stało w bocznej izdebce, której okno wychodziło na wąski trawnik i szopę, w szopie leżała łódź odwrócona dnem do góry.Madame Antoine nie była na mszy.Syn jej Tonie poszedł do kościoła, lecz niebawem wróci, poprosiła więc Roberta, by usiadł i na niego poczekał.Robert jednak wyszedł na przyzbę i zapalił papierosa.Madame Antoine zajęła się przygotowaniem obiadu w obszernej izbie od frontu.Gotowała mule na kilku kawałkach węgla rozżarzonych w dużym palenisku.Edna pozostawiona sama w bocznej izdebce rozpięła wszystkie haftki i zdjęła z siebie część ubrania.Obmyła twarz, szyję i ramiona w miednicy stojącej pomiędzy oknami.Zdjęła pantofle i pończochy i wyciągnęła się na wysokim, białym łóżku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl