[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tak, tak.Zgadzam się, że nie mógł pan zamordować żony, gdyby pan działał sam.Ale przypuśćmy, że ktoś panu pomógł?– Co u diabła ma pan na myśli?Spokojny człowiek wybuchnął wreszcie gniewem.Na pół uniósł się z krzesła.W głosie jego była groźba, a w oczach twardy, zły blask.– Mam na myśli, że nie jest to zbrodnia, którą popełniono w pojedynkę – wyjaśnił Poirot.– Brały w niej udział dwie osoby.To prawda, że nie zdążyłby pan napisać na maszynie tego listu i równocześnie udać się do zatoczki.ale było dość czasu, aby zastenografować ten list komuś, kto by go pisał na maszynie w pańskim pokoju, w czasie pańskiej morderczej wyprawy.– Herkules Poirot spojrzał na Rosamund Darnley i rzekł: – Panna Darnley zeznała, że opuściła Słoneczną Krawędź dziesięć minut po jedenastej i zobaczyła pana, piszącego w pokoju na maszynie.Ale właśnie w tym czasie pan Gardener poszedł do hotelu po motek wełny dla żony.Nie spotkał panny Darnley.To dość dziwne.Wygląda na to, że albo panna Darnley w ogóle nie opuszczała Słonecznej Krawędzi, albo że opuściła ją znacznie wcześniej i znajdowała się w pańskim pokoju stukając pracowicie na maszynie.Inny punkt: zeznał pan, że kiedy panna Darnley zajrzała do pańskiego pokoju piętnaście po jedenastej, ujrzał ją pan w lustrze.Lecz w dniu morderstwa pańska maszyna i papiery znajdowały się razem na biureczku w rogu pokoju, podczas gdy lustro znajduje się między oknami.A więc zeznanie to było rozmyślnym kłamstwem.Później przesunął pan maszynę na stół pod lustrem, żeby to kłamstwo uwiarygodnić.ale było już za późno.Miałem świadomość, że zarówno pan, jak i panna Darnley skłamaliście.– Jest pan cholernie sprytny – odezwała się Rosamund cicho, ale wyraźnie.Herkules Poirot odparł unosząc głos:– Ale nie tak dociekliwy i nie tak diabelski jak człowiek, który zabił Arlenę Marshall! Proszę cofnąć się na chwilę myślą do tego dnia.Przypominamy sobie, co myśleliśmy.Kogo Arlena Marshall poszła spotkać tego ranka? Wszyscy byliśmy przekonani, że Patricka Redferna.Nie szła na spotkanie z szantażystą.Jej twarz by mi to powiedziała.O nie, miała spotkać się z ukochanym.a raczej sądziła, że to będzie ukochany.Tak, byłem tego zupełnie pewien.Arlena Marshall wyruszyła na spotkanie z Patrickiem Redfernem.Ale minutę później Patrick Redfern pojawił się na plaży, najwyraźniej rozglądając się za nią.A więc co?Patrick Redfern powiedział tłumiąc gniew:– Ktoś podszył się pode mnie.– Był pan wyraźnie wytrącony z równowagi i zdumiony jej nieobecnością – rzekł detektyw.– Może aż nadto otwarcie.Moja teoria jest taka, panie Redfern, że pani Marshall wyruszyła do Zatoczki Skrzata, żeby spotkać się z panem, i że zabił ją pan tam, tak jak pan to sobie zaplanował.Patrick Redfern szeroko otworzył oczy.Wysokim, dobrodusznym głosem z irlandzkim akcentem zaprotestował:– Czy pan zgłupiał? Byłem z panem na plaży, póki nie popłynąłem łodzią z panną Brewster i nie znalazłem jej nieżywej.– Zabił ją pan – powiedział Herkules Poirot – kiedy panna Brewster odpłynęła, żeby sprowadzić policję.Arlena Marshall nie była martwa, kiedy znalazł się pan na plaży.Ukryta w grocie czekała chwili, gdy brzeg będzie pusty.– Ale ciało! Panna Brewster i ja, oboje widzieliśmy ciało!– Ciało.tak.Ale nie martwe.Ciało żywej kobiety, która pana wspomogła.Nogi i ramiona pokryła olejkiem imitującym opaleniznę, a twarz ukryła pod zielonym tekturowym kapeluszem plażowym.Christine (pańska żona, a być może nie żona, ale wspólniczka) pomogła panu popełnić te zbrodnię, tak jak pomogła popełnić w przeszłości inną zbrodnie, gdy „odkryła” ciało Alice Corrigan co najmniej dwadzieścia minut przed śmiercią tejże Alice.zabitej przez swego męża, Edwarda Corrigana.czyli pana!– Ostrożnie, Patricku.Nie trać równowagi – odezwała się Christine zimnym i opanowanym głosem.– Pewnie zainteresuje pana wiadomość – ciągnął Poirot – że oboje, pan i pana żona, Christine, zostaliście bez trudu rozpoznani przez policję z Surrey.na grupowym zdjęciu wykonanym tutaj.Zidentyfikowano was jako Edwarda Corrigana i Christine Devrill, młodą kobietę, która znalazła zwłoki.Patrick Redfern wstał.Jego przystojna twarz wykrzywiła się, nabiegła krwią.Była to twarz mordercy, tygrysa w ludzkim ciele.– Ty przeklęta, wścibska, zawszona mała glisto! – wrzasnął.Rzucił się na Herkulesa Poirota zaciskając palce na jego gardle.Rozdział trzynastyIHerkules Poirot rzekł z namysłem:– Nastąpiło to tego ranka, kiedy siedzieliśmy tutaj i rozmawialiśmy o opalonych ciałach leżących jak mięso na ladzie.Wtedy właśnie pomyślałem, jak mało różni się jedno ciało od drugiego.Oczywiście, z bliska widać różnice, ale gdy się rzuci tylko przelotne spojrzenie.Jedna przeciętnie dobrze zbudowana młoda kobieta do złudzenia przypomina inne.Brązowe nogi, brązowe ręce, pośrodku skąpy kostium kąpielowy.po prostu ciało rozciągnięte na słońcu.Gdy kobieta chodzi, mówi, śmieje się, odwraca głowę, wówczas ujawnia swoją osobowość, indywidualność, niedostrzegalną podczas rytuału słonecznego.Tego dnia przedmiotem naszej rozmowy było zło.„zło, które żyje pod słońcem”, jak je określił pan Lane.Pan Lane jest osobą bardzo wrażliwą, doskonale wyczuwa obecność zła, lecz w tym wypadku nie wiedział dokładnie, gdzie ono się znajduje.Dla niego uosobieniem zła była Arlena Marshall i niemal wszyscy inni się z nim zgadzali.Lecz dla mnie, choć zło było obecne, nie ogniskowało się ono w Arlenie Marshall.Było z nią związane.lecz w zupełnie inny sposób.Widziałem ją, od pierwszej do ostatniej chwili, jako skazaną przez los ofiarę.Ponieważ była piękna, ponieważ była czarująca, ponieważ mężczyźni odwracali głowę, by na nią spojrzeć, zaczęto uważać, że jest typem kobiety rujnującej życie mężczyzn i niszczącej ich dusze.Ale ja widziałem ją inaczej.To nie ona była złowieszczo atrakcyjna dla mężczyzn.to mężczyźni byli złowieszczo atrakcyjni dla niej.Była typem kobiety, która łatwo pociąga mężczyzn i równie łatwo ich nuży.I wszystko, co mi o niej mówiono i co odkryto, umacniało mnie w tym przekonaniu.Najpierw usłyszałem, że odmówił poślubienia jej mężczyzna, w którego sprawie rozwodowej została wymieniona jako współwinna.Wtedy kapitan Marshall, jeden z tych nieuleczalnie rycerskich mężczyzn, pojawił się na scenie i poprosił ją o rękę.Dla nieśmiałego, stroniącego od ludzi człowieka, jakim jest kapitan Marshall, publiczne poniżenie musiało wydawać się torturą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl