[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakjuż powiedziałam, wciąż grasuje, lecz bardzo pragnie wszystkich was powitać.Czy tutajpozostanie? Tego nie wiem.Przekonamy się.Cofnęła się i pozwoliła przybyłym zebrać się w ciasnej grupie.Głosy był ściszone,lecz rozmawiali ze sobą i to był dobry znak.Ich oczy biegały płochliwie po bibliotece, leczstary hrabia zachowywał się cicho, o ile w ogóle tutaj był.Na koniec kobieta o słodkim głosie, pani McGiver, wystąpiła do przodu o krok.- Wszyscy z wyjątkiem Roberta przyjdą - oznajmiła.- Robert jest podszyty strachem,co jest żałosne, jak na mężczyznę.- Gdzieżby tam! Wcale się nie boję! Pani McGiver uśmiechnęła się do niegoszyderczo.- W takim razie podpisz, mój ty chłopie z jajami.Nie zyskasz nawet szansy usłyszeć,jak stary hrabia śpiewa, ani zaśpiewać z nim do wtóru, ponieważ będziesz rwał chwasty wogrodach.Jesteś zbyt przestraszony, by to zrobić?Rozległy się dalsze pomruki, potem Robert przytaknął.- W porządku.Zostanę w rezydencji, lecz nigdy moja noga nie postanie w tymgniezdzie rozpusty.Zjawa w bibliotece.to zdecydowanie za wiele, jak dla mnie.Na całe szczęście gniazdo rozpusty starego hrabiego postało ciche, a powietrzenieporuszone i ciepłe.Rosalinda usłyszała, jak Peter Pritchard zwraca się do swoich ludzi, kiedywyprowadzał ich z biblioteki:- Gdybyście wszyscy rozpoczęli już dziś, jego lordowska mość i jej lordowska mośćbyliby bardzo zadowoleni.Czy wiecie, że ja również śpiewałem w duecie ze starym hrabią?On nie dysponuje zbyt dobrym głosem, muszę to przyznać, ale naprawdę dokłada starań.Istnieją jakieś niebiańskie przyczyny, dla których śpiewa, zamiast po prostu mówić, tak sądzę.Co pani o tym sądzi, pani McGiver?- On nigdy nie miał dobrego głosu, a przynajmniej nie jestem w stanie wyobrazićsobie, żeby miał.Prawdę powiedziawszy, nigdy nie słyszałam, żeby śpiewał.- No cóż, stary hrabia jest nieboszczykiem, nieprawdaż? Któż śpiewałby dobrze z grobową ziemią w ustach - wtrącił Robert.Rozległa się stłumiona aprobata.Dzięki miłosiernemu Bogu nikt nie wspomniał, iż wtrumnie starego hrabiego brakowało ciała.Rosalinda uśmiechnęła się szeroko, kiedy dołączyła do Nicholasa w ogrodzie.Powietrze było delikatne, słońce prażyło z czystego, bezchmurnego nieba.- Podoba mi się mój nowy dom, Nicholasie.Mamy już dodatkową służbę.Wszystkodobrze się ułoży.Naszą nową ochmistrzynią jest pani McGiver i będę musiała dać jej jakąśnagrodę.Naprawdę ma charakter, oprócz cudownego głosu.- Nie wiem, jak ty i pani McGiver zdołałyście tego dokonać, ale jestem podwrażeniem.Pocałował ją i położył na trawie.Między pocałunkami pytała go, czy hrabiakiedykolwiek odwiedzał to miejsce.- Nie, nigdy.Nienawidził kwiatów, nie cierpiał jaskrawego słońca - opowiedziałNicholas, nie dając się wyprowadzić na manowce.- Musisz wiedzieć, że z ciężkim sercemopuściłem ciebie dzisiejszego ranka, zgrzytając zębami.Kopnąłem nawet krzesło, wychodzącprzez próg.Czy wiesz, że objęłaś mnie kurczowo i nie chciałaś puścić, gdy usiłowałemwyjść? Ach, a teraz bądz już cicho.- W takim razie dlaczego wyszedłeś?- Wciąż jeszcze musisz być obolała - odparł między pocałunkami.- Nie chciałemsprawić ci bólu.Ale teraz czujesz się lepiej, prawda, Rosalindo?- Och, tak - powiedziała wprost w jego usta.- Czuję się idealnie.Peter Pritchard, kiedy usłyszał głosy w ogrodzie, natychmiastzawrócił, ponieważ również nie był głupcem, i poszedł z powrotem do biblioteki staregohrabiego.Pobiegł myślami do wdowy Damson, jej uroczego uśmiechu i wielkich jak poduchypiersi.Postanowił, że nadeszła pora złożyć jej wizytę.Dwadzieścia minut pózniej Nicholas pomógł Rosalindzie wstać i wygładzić suknię.- O Boże, jak wyglądam? Czuł się zaspokojony i bardzo zadowolony, żadna troska nienękała jego myśli.- Wyglądasz jak królowa.Ponieważ nie była to do końca prawda, Rosalinda wymierzyła mu kuksańca.Uśmiechnął się do niej szeroko i ponownie pocałował w usta, ponieważ nie był w stanie siępowstrzymać.- Wyglądasz na szczęśliwą i zadowoloną z siebie - zauważył.- Jednocześniewyglądasz głupawo i ślicznie.Taki wygląd pasuje świeżo upieczonej małżonce.Nie martw się, nikt się nie dowie, czego się dopuściłaś w ogrodzie na trawie.Jestem z ciebie bardzozadowolony, Rosalindo.Bardzo zadowolony.Rosalinda nie podniosła na niego wzroku.- Ja także jestem z ciebie bardzo zadowolona, Nicholasie.Wiem, że powinnam byćzszokowana tym, czego z taką ochotą pragnęłam.rzeczy, które robiłeś ku mej najgłębszejsatysfakcji.ale nie byłam zszokowana.Są rzeczy.których chciałabym spróbować -szepnęła mu do ucha.- Lecz ty nie dałeś mi szansy.Przywołał w pamięci jej długie nogi, wysmukłe mięśnie, ściskające go po bokach, ispojrzał na zegarek.Dochodziła dziesiąta rano.Być może po obiedzie zabierze ją na konnąprzejażdżkę do niewielkiego zagajnika, gdzie wśród traw płynął strumień, a słowiki śpiewałysłodko na gałęziach klonu.Uśmiechnął się do niej promiennie.- Dam ci na to szansę.Poprosimy kucharkę, żeby przygotowała dla nas piknik.Przypomniał sobie, że ma w kieszeni księgę.Odchrząknął.- Nie zdołałem odkleić ostatnich stron.Jak sądzę, tam znajdują się odpowiedzi, leczcoś lub ktoś nie pozwala, byśmy je odnalezli.I ponownie ją pocałował.Tym razem to ona posiadła go na trawie w ogrodzie.Poczym powiedziała:- Myślę, że nadeszła pora, byś posłużył się raczej mózgiem niż innymi częściami ciała,milordzie - i się roześmiała.Wrócili do biblioteki.Oboje zatrzymali się raptownie na progu, gdyż usłyszeli chrapliwy, starczy głos:Grzechy ciała,Grzechy ciała,Jakże nudny i beznamiętny świat byłbyBez grzechów ciała.Rosalinda pogroziła pięścią w stronę pustego fotela.- Nie popełniliśmy grzechu.Jesteśmy małżeństwem.Ty zaś z pewnością jesteślubieżnym starym upiorem.Uspokój się.- Szkopuł w tym - rzekł Nicholas, kiedy przez kilka chwil nie usłyszał dalszych strofśpiewanych przez starego hrabiego - że mój dziadek nigdy w swoim życiu nie zaśpiewałnawet jednej nuty.Dlaczegóż więc zaczął śpiewać po swej śmierci?- Słucham?- Nie przypominam sobie, abym, będąc chłopcem, słyszał kiedykolwiek jego śpiew. Zastanawiałem się, dlaczego nieboszczyk śpiewa teraz, skoro chodząc po ziemskim padolenigdy tego nie czynił.- Ale on nie robi nic innego, tylko wyśpiewuje jedną durnowatą rymowankę za drugą.- Cóż, ta ostatnia była całkiem trafna i miała puentę.Zastanawiałem się sporo nad tąkwestią.I nie uważam, że to jest mój dziadek.- W takim razie kto?- Sądzę, że musimy cofnąć się do stulecia Sarimunda; do kogoś, kogo znał.Musimycofnąć się do czasów pierwszego hrabiego Mountjoy.Jestem zdania, że naszym duchem jestzmarły wieki temu kapitan Jared Vail.- Ale dlaczego zjawił się tutaj? Dlaczego mnie powitał? Dwa dobre pytania, pomyślałNicholas.- Czy rzeczywiście jesteś kapitanem Jaredem Vailem?Rozległ się cichy rechot zza boazerii, a może dobiegł zza pustego miejsca nadsiedemnastowiecznym obrazem przedstawiającym Vaila z bardzo starannie ułożonymi lokamiczarnej peruki, trzymającego w dłoni dojrzałą brzoskwinię, i na tle antycznych ruin.- Zatem, jeśli jesteś kapitanem Jaredem Vailem, dlaczego tak się cieszysz na mójwidok? - zapytała Rosalinda.Odpowiedzi nie było; nieruchome powietrze nie zostało poruszone przeznajdrobniejszy ruch czy głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl