[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja zapytałem pierwszy..Następnie napisałem do Carolyn e-mail na temat zabójstwa pana SalvatoreD Alessia, mieszkańca Brooklynu, na pewno dobrze znanego w prokuraturzeokręgowej.Byłem pewien, że w biurze Carolyn wrzało jak w ulu po tym zamachu, a jejkoledzy, wspólnie z funkcjonariuszami nowojorskiej policji i agentami FBI,intensywnie poszukiwali śladów mogących doprowadzić ich do zabójców.Szukali teżbez wątpienia zaginionego ochroniarza, no i tego, kto wydał wyrok na Salvatore.Poinformowałem też Carolyn, jeśli sobie jeszcze nie zdawała z tego sprawy, żew związku z tą sprawą mamusia i tatuś mogą zostać wymienieni w mediach z imieniai nazwiska.Nie dopisałem zdania: Mam nadzieję, że nie wprawi cię to wzakłopotanie.To się rozumiało samo przez się.Carolyn zdawała sobie także sprawę ztego, że teraz Anthony Bellarosa będzie polował na jej matkę.Napisałem jej, żenastępnego ranka wyruszamy w podróż do Europy i jeszcze przed wylotemzadzwonimy do niej.Na pewno zrozumie, skąd ta nagła decyzja.Przypomniałem sobie, że Anthony i Carolyn spotkali się już kiedyś wAlhambrze, i choć nie byłem przy tym obecny, to nie miałem wątpliwości, że nieuległa urokowi śniadego, przystojnego zbira z sąsiedztwa.Pod tym względemwykazywała więcej rozsądku niż jej matka.Miałem także nadzieję, że asystentka prokuratora okręgowego może miećwięcej informacji niż ja i że się nimi z rodzicami podzieli.Następnie odnalazłem ciekawe strony o Paryżu, w tym reklamy restauracji,gdzie mile witano amerykańskich turystów.Około dziesiątej otworzyły się drzwi i weszła Susan.Była blada i roztrzęsiona,ale nie płakała.Posadziłem ją na sofie i sam usiadłem obok niej.Wzięła głęboki wdech i powiedziała:- Ich stanowisko jest jasne.Jeśli się pobierzemy, moje kieszonkowe przepada izostanę wydziedziczona.Zrobią to nawet wtedy, gdy nie wezmiemy ślubu, ale ty niewyjedziesz z kraju.- Przecież wiedzieliśmy o tym - powiedziałem, chwytając ją za rękę.- Tak.ale.Ojciec powiedział jeszcze, że wydziedziczy też nasze dzieci.iwstrzyma im wypłaty z funduszu powierniczego.aż do czasu, kiedy skończąpięćdziesiąt lat.- Spojrzała na mnie.- Czy on może to zrobić?- Jak już mówiłem, może je wydziedziczyć w dowolnej chwili.A jeśli chodzi ofundusz powierniczy, musiałbym zobaczyć dokumenty.Kiedyś je przeglądałem iwiem, że zarządza nim Peter.Dlatego twój ojciec za jego pośrednictwem możewstrzymać wypłatę kapitału i wartości dodanej aż do chwili, gdy dzieci skończąpięćdziesiąt lat.- To jeszcze około dwudziestu pięciu lat od dzisiaj - policzyła szybko Susan.Spróbowałem przedstawić jej płynące z tego korzyści:- Do tego czasu wartość kapitału wzrośnie czterokrotnie.- Pod warunkiem żezarządzający nie dokona wyjątkowo nieudanych inwestycji.- Ja się martwię o to, co będzie teraz, a nie za dwadzieścia pięć lat.- Wiem.Próbowałem wywnioskować, o czym teraz myśli.Zrozumiałem, gdy cofnęłaswoją dłoń.Zatem nadeszła chwila, która niechybnie musiała nadejść.Sam jej przecieżwcześniej podsunąłem rozwiązanie.Wtedy nie przyjmowała go do wiadomości, aleteraz, kiedy usłyszała ostatnie słowo tatusia - a przecież William na pewno nieblefował - dotarło do niej, z czym może wiązać się jej upór.- A co na to twoja matka? - zapytałem od niechcenia.- Powiedziała, że mam ci kazać wyjechać, a wtedy wszystko się ułoży.Nie wierzyłem w to, ale nie chciałem dobijać Susan.- Co ja mam zrobić, John? - zapytała w końcu.Przecież znasz odpowiedz.- John?Wziąłem głęboki wdech.- Powinnaś wynająć adwokata.- Po co? Ty jesteś prawnikiem.- Posłuchaj mnie.Musisz się zabezpieczyć, na wypadek gdyby taka sytuacjamiała się powtórzyć.Twój ojciec musi ustanowić fundusz powierniczy dla ciebie inowe fundusze dla dzieci.Kapitałem w tych funduszach byłaby należna wam częśćspadku.Wy otrzymywalibyście corocznie wypłatę, nad którą on nie miałby żadnejkontroli.Osobą zarządzająca funduszami musisz być ty, a nie Peter.Rozumiesz?- Dlaczego miałby tak zrobić?- Przez wzgląd na siebie.Innymi słowy, w zamian za to, czego od ciebie żąda.- Co.? Och.- Ty i dzieci musicie mieć prawne zabezpieczenie, że nie będzie miał wpływu nawasze życie i wasze pieniądze.A w zamian ty dasz mu to, czego żąda.Na piśmie.- John.Nie.- Tak.Odwróciła w moją stronę głowę, nasze spojrzenia się spotkały.Nagle popoliczkach popłynęły jej łzy.- To jedyne rozwiązanie, Susan - powiedziałem tak stanowczo, na ile było mniew tej chwili stać.- Tylko w ten sposób możemy zabezpieczyć przyszłość naszych dziecii twoją.Odwróciła wzrok i wytarła dłonią łzy.Postanowiłem zakończyć już tę dyskusję iwstałem.- Idz tam i powiedz mu, że wracam do Londynu - bez jego miliona dolarów -ale pod warunkiem, że najpierw z nim porozmawiam i powiem, co musi zrobić dlaEdwarda, Carolyn i ciebie.Susan wciąż siedziała i kręciła bezwiednie głową.- Dzieci mówiły, że im nie zależy.- wyszeptała.- Im nie.Ale nam tak.Naprawdę chcesz, żeby całą fortunę Stanhope ówzgarnął Peter?Nie odpowiedziała.Nie musiała nic mówić.Chwyciłem ją za rękę i podniosłemz sofy.- Idz teraz do kuchni albo gdziekolwiek indziej, wez się w garść, a potem wróćdo salonu i powiedz mu, jak ma wyglądać nasz układ.Susan milczała.- Jeśli się nie zgodzi, to możesz zapomnieć o nim i o jego pieniądzach, ale jeślizechce ze mną porozmawiać, to wypracujemy taką umowę, dzięki której nie będzie jużtak kurczowo ściskał w dłoni sakiewki.Potrząsnęła głową i ledwo słyszalnie szepnęła:- Nie, John.Nie pozwolę ci odejść.- Nie masz.Nie mamy wyboru.Może za rok, jak sobie to wszystkoprzemyślimy.- Nie!- Dobrze, w takim razie ja z nim porozmawiam.Przyślij go tu.- Nie.- Więc ja idę do niego.- Nie, nie.ja sama.daj mi jeszcze minutę.Chciała znowu usiąść, ale chwyciłem ją za ramię i zaprowadziłem do drzwi.- Już dobrze.Jesteś dzielna i dasz sobie radę.- Nie chcę.- Nie poświęcimy przyszłości naszych dzieci, bo tak nam wygodnie -powiedziałem surowo.- Nie pozwolę ci znowu odejść!Chwyciłem ją za ramiona.- Wyjadę.Ale dopiero wtedy, kiedy uporządkuję sprawy dzieci.Powinienem byłto zrobić już dziesięć albo dwadzieścia lat temu.- Nie, John, proszę.- Ale obiecuję ci, Susan.Obiecuję ci, że kiedyś znów będziemy razem.Spojrzała na mnie.Po policzkach płynęły jej łzy.Zaszlochała, potem położyłagłowę na moim ramieniu.- Obiecujesz?- Tak.No, już dobrze.Otworzyłem drzwi i wypchnąłem ją na korytarz.Odwróciła się i spojrzała namnie.Uśmiechnąłem się do niej.- Powiedz ojcu, że twój adwokat chce z nim rozmawiać.Nie odwzajemniła mojego uśmiechu; pokiwała tylko głową.Wróciłem dogabinetu i zamknąłem drzwi.Stałem bez ruchu dobrą minutę, potem usiadłem przy biurku.Chwyciłem ołówek i zacząłem spisywać, o czym muszę porozmawiać zWilliamem.Nie mogłem się skupić.Musiałem przecież wynegocjować umowę,zgodnie z którą Susan i ja mieliśmy się już nigdy więcej nie zobaczyć.Nie wykluczałem, że William odrzuci moje warunki.Dlaczego niby miałbyoddać kontrolę nad pieniędzmi Susan i dzieciom? Przecież wiadomo było, że tym niekupi sobie miłości córki i wnucząt.Jedyne, co zyskiwał, to pewność, że John i Susan Sutter nigdy się już niezobaczą.Ciekawe, czy to mu wystarczy? Zastanawiałem się, czy on i Charlottenaprawdę uważali, że Susan, wychodząc za mnie, popełniłaby straszny błąd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Warren Adler Wojna państwa Rose 02 Dzieci państwa Rose
- Lensman 02 Smith, E E 'Doc' First Lensman
- § Łajkowska Anna Wrzosowisko 02 Miłoć na wrzosowisku
- Benzonnni Juliette Fiora 02 Fiora i zuchwały(1)
- Feehan Christine Drake Sisters 02 Twilight before Christmas
- Tracy Anne Warren Kochanki 02 Przypadkowa kochanka
- Christina Dodd Wybrańcy Ciemnoci 02 Dotyk ciemnoci
- Gauze Jan Brazylia 02 Brazylia mierzona krokami(1)
- Dodd Christina Wybrańcy ciemnoci 02 Dotyk ciemnoci(1)
- Wróblewski Janusz Reżyserzy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- revelstein.htw.pl