[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Twoje włosy.– Potargałam je.– Czarne – odparł zduszonym głosem, całując mnie w szyję.Nie mogłam się przestać śmiać.– Tak, czarne.Matt uniósł głowę i spojrzał mi w oczy.– Podoba ci się?– Tak, wyglądasz świetnie.Pięknie.Moja piękna nocna sowa.– Położyłam mu dłoń na policzku.Oczy lśniły mu z radości… i czegoś trochę mroczniejszego.Znów zaczął całować mnie w szyję.Jęknęłam.Miałam rację, pomyślałam, zaraz zerżnie mnie przy samochodzie.Ale był boso.A w samochodzie był Laurence.I jedzenie, i…– Twoja skóra tak cudownie smakuje – wyszeptał Matt.Przesunął zębami po mojej żuchwie.To, jak jego język dotykał mojej szyi… jak przyciskał do siebie moje ciało, zmuszając, bym usiadła okrakiem na jego udzie… Jęknęłam.Przez płaszcz i cienkie spodnie od piżamy Matta czułam jego wzwód.O Boże.– Zwierzak… w samochodzie – jęknęłam.– Co? Chcesz w samochodzie? – Matt przycisnął mnie do drzwi.Były lodowate.– A może na samochodzie? Tutaj.– Nie.Laurence.Laurence jest w samochodzie.Wybuchnęłam śmiechem, z radości i ulgi.Matt też zaczął się śmiać.Nie mogliśmy się opanować.Opadliśmy na siebie i samochód.I Boże, to było niebo widzieć, jak Matt się śmieje.– Nie jestem wcale napalony ani nic.– Potarł twarz.– Rany, Hannah.Tak bardzo za tobą tęskniłem.Ucałował mnie w usta.Zwolnił, kołysał się przy mnie i drażnił językiem mój język.Jęknęłam i przycisnęłam się do niego.– Mhm… ptaszyno… jeśli będziesz tak jęczeć.Ciii.– Położył mi palec na ustach i zajrzał do samochodu.– Naprawdę go przywiozłaś.Wariatka.– Tęsknił za tobą.– Uśmiechnęłam się szeroko.Nie mogłam oderwać oczu od Matta.Z ciemnymi włosami wyglądał niczym Nate-łobuziak.Może stracił z kilogram, ale spodziewałam się czegoś gorszego – wychudłego, kulejącego Matta, z wyrwanym kawałem mięsa z nogi.Moja ulga zaczęła przemieniać się w zawód.Matt wyglądał dobrze.Był śliczny, silny, namiętny – tak jak wcześniej.Nie usychał beze mnie.Pewnie ja bez niego też nie, przynajmniej z zewnątrz.– O co chodzi? – Zauważył, że mu się przyglądam i uśmiechnął niepewnie.– Nic – odpowiedziałam uśmiechem.Otworzył drzwi i zaczął wyciągać klatkę Laurence’a.– Nic? – Znów na mnie spojrzał.Wsunął rękę pod mój płaszcz i złapał mnie za goły tyłek.Pisnęłam.Zrobił wielkie oczy.– Co… co masz na sobie? – Próbował sprawdzić.Poprawiłam płaszcz.– Do środka!Roześmiałam się i ruszyłam do domku.Jedzenie mogło poczekać w samochodzie.W nocy było zimno niczym w zamrażalniku.Matt poszedł za mną z klatką królika.– Ej… czekaj! – zawołał.Zachichotałam i pognałam do domku.Otuliło mnie ciepłe powietrze.Pachniało cynamonem, choinką i… spalenizną.Zmarszczyłam nos.Wzrok przyzwyczaił się do światła ognia.Świece wotywne ułożone w krzywe serduszko paliły się na stole.W kącie pokoju stał duży świerk.To on tak pachniał.Drzewko było w połowie okręcone wstążką.Albo dostałam głupawki, albo to było naprawdę śmieszne, bo nagle złapałam się za brzuch, próbując zapanować nad kolejnymi atakami śmiechu.Matt wszedł do domku.Trzymał w jednej ręce klatkę z królikiem, a drugą otrzepywał spodnie.– Pozwól, że wyjaśnię.– Postawił klatkę na stoliku do kawy.Śmiał się i przemawiał do przerażonego królika.– Cześć, mały.Już dobrze.Za gorąco ci? To dlatego, że jesteś za gruby.Matt przekręcił termostat, a potem znów mnie objął.Uśmiechnęłam się do niego.Boże, jakże tęskniłam za tą przystoją twarzą i silnym uściskiem.– Wesołych świąt, skarbie – powiedział, a w jego głosie słychać było wesołość.– I wesołych walentynek.Ugotowałem coś.Wskazał kciukiem stół.Spojrzałam mu przez ramię.Zupełnie zapomniałam, że to walentynki.W świetle świec dostrzegłam dwa papierowe talerze, paczkę pokrojonego chleba, słoik masła orzechowego i łyżeczkę.Zasznurowałam usta, by nie wybuchnąć śmiechem.– Och, skarbie.Jej.I… drzewko.– Usta mi zadrżały.– Czy coś się przypaliło?Doskonale czułam wzwód Matta.Wsunął palce pod mój płaszcz.Zadrżałam.– Robiłem kluski.Wyrzuciłem je.Wyszły… dziwnie.Hannah, co… – Matt przesunął czubkami palców po moich pończochach.W jego oczach znów dostrzegłam zdziwienie.Zaczął rozpinać mój płaszcz, guzik po guziku, aż w końcu go rozsunął.Zakołysałam się.Cholera…Popatrzył na mnie poważnie, a mój niepokój zniknął.Oddychałam ciężko.Moje sutki napinały siateczkowe miseczki koszulki.Opuściłam wzrok.– Podoba ci się? – wyszeptałam.Jak to działało? Pożądanie Matta zdawało się wysysać dźwięk z pokoju i oddech z mojego ciała.A on tylko patrzył.Spojrzałam na niego spod rzęs.Na zawsze zapamiętam wyraz jego twarzy.To było pragnienie zmieszane z zadowoleniem.W jegooczach widziałam głód, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl