[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pożeracz Chmur spał jak zabity.Między98 jego łapami leżała Liska, jak w kołysce.Na grzbiecie, z łapkami w górze, roz-koszna niczym zabawka uszyta z wiewiórczych skórek.Wstałem ostrożnie, bynie obudzić tych dwojga.Marzyłem o wodzie.Czystej, zimnej, takiej prosto zezródła.Napić się, aż do utraty tchu! Zmyć z siebie zaschniętą krew i piasek.Mor-skie fale kusiły tylko przez chwilę.Pomyślałem o cienkiej warstewce soli, jakązostawia na skórze taka kąpiel i wszedłem do wnętrza wyspy.Noc pozawieszałana roślinach krople rosy, które nie zdążyły jeszcze zniknąć.Oblizywałem z liści tedrobiny wilgoci.Dawało to tylko chwilową ulgę.Czułem się jak wyschnięta kośćna pustyni.Nie, nie znalazłem wtedy zródła, choć bardzo tego chciałem.Trafiłem na cośzupełnie innego.Szedłem prosto kierując się w stronę serca wyspy, z zamiarempowrotu tą samą drogą, gdy uznam, że oddaliłem się zbyt daleko.Wtem zieleńskończyła się jak ucięta nożem.Wyszedłem na otwartą przestrzeń.Przede mnąznajdowały się opuszczone zabudowania, a właściwie nędzne ich pozostałości.Nie zachował się żaden dach.Zciany były zwietrzałe i pokruszone.Na niektó-rych zachowały się resztki płaskorzezb.Oglądałem fragmenty kół wozu czy możewojennego rydwanu uniesione kopyta, które nie niosły już rumaka.Stopy obutew sandały, nad którymi tkwiły sztywne ramy długiej szaty i dłoń zawieszona napłaszczyznie ściany jak dziwny motyl.Szedłem, zaintrygowany, między tymi pa-miątkami z przeszłości.Zatrzymałem się przed zwalonym portalem.Kiedyś jegozwieńczenie podtrzymywały dwie postacie ludzkie.Z jednej pozostały tylko no-gi.Druga  pokruszona i wymyta przez tysiące deszczów  wciąż była rozpo-znawalna.Wyobrażała mężczyznę naturalnej wielkości.Miał na sobie kusy, jakbyzłożony z wielu części strój, sięgający do kolan.Przypominał zbroję.Jedna z dłoniwojownika leżała na piersiach.Palec wskazujący dotykał kciuka, tworząc kółko,a włosy miał zaczesane do tyłu.Może kiedyś były zaplecione w wiele warkoczy.Teraz me dawało się tego rozpoznać z całą pewnością.Od głowy rozchodziła sięspecyficzna aureola w kształcie promieni liści czy też piór.Lecz najbardziej w tejrzezbie uderzył mnie wygląd twarzy.Dawno już straciła nos, a zacięte w stanow-czym grymasie usta, uparty podbródek i śmiałe brwi wygładził czas, lecz oczywciąż były wyrazne  wąskie i lekko skośne.Prawie identyczne z tymi jakiesetki razy widziałem w lustrze. Zza zachodniego oceanu przypłynęły okręty o czarnych burtach i czerwo-nych żaglach, a na nich przybyli wojownicy i magowie  przypomniałem sobiepoczątek zbioru starych przekazów.Jednej z moich ulubionych lektur.Z żalem porzuciłem rzezbę.Ciekawe, jaki człowiek do mej pozował? Czy byłwojownikiem, czy magiem? A jeśli magiem, to jakiego rodzaju talent posiadał?Przesunąłem palcem wzdłuż dolnej powieki, śledząc jej kształt.Wyobraziłem so-bie długi szereg prapraojców, przez setki lat.Czy nie byłoby zabawne, gdybymrzeczywiście miał coś wspólnego z tamtym człowiekiem?Zaprzątnięty takimi myślami, przeszedłem przez następną wyrwę w murze.99 %7łołądek skurczył mi się gwałtownie z zaskoczenia  przykre uczucie.Międzyrumami, na starannie oczyszczonej z chwastów przestrzeni, wznosił się malutkipagórek usypany z rozmaitych błyszczących przedmiotów.Na nim, jak na naj-wygodniejszym łóżku, leżał zwinięty w kłębek nagi człowiek.W pierwszym mo-mencie byłem skłonny uznać to za zwid wywołany gorączką.Zpiący był chybajeszcze brudniejszy niż ja w tamtej chwili, za to splątane włosy lśniły od powpi-nanych w nie klejnotów.Szyję oplatały masywne złote łańcuchy, biodra zdobiłdrogocenny pas, a ramiona na całej długości obciążały bransolety, założone jednanad drugą.Nawet kostki u nóg nie były wolne od ozdób [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl