[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z rękami w górzewykonałam obrót, starając się nie spuszczać wzroku z broni.Byłam pewna, że Bestiapotrafiłaby skoczyć, zanim ten facet naciśnie spust, ale wolałam tego nie sprawdzać.Zatrzymałam się, gdy znowu znalazłam się ze strażnikiem twarzą w twarz, i ponowniesię uśmiechnęłam, lecz w obliczu wielkiej lufy jakoś bez przekonania.- Dokument? - zapytałam.Skinął głową.Nadal dwoma palcami uniosłam kurtkę ipokazałam mu wewnętrzne kieszenie.Wskazałam na jedną, po czym wsunęłam tam palce.Krótkim gestem rzuciłam dokument na beton i cofnęłam się o krok.Strażnik przyjrzał się zbezpiecznej wysokości swojego metra osiemdziesiąt pięć, po czym cofnął w stronę budynku.- Zabierz kurtkę.Zostaniesz przeszukana przy wejściu.Dokładnie.- Wyszczerzył się.Zamierzał się zabawić.Mogłam zgodzić się na dotykanie lub odejść.Niewielki wybór.Ale. miałam szansę zajrzeć do domu.- Przeżyję przeszukanie - oznajmiłam, zdejmując okulary, żeby mężczyzna mógłzobaczyć moje oczy.- Jeżeli jednak zaczniesz mnie obmacywać, urwę ci jaja.Bestia podniosła się we mnie jak upiór.Armata parsknął śmiechem, szybko jednakspoważniał i zmierzył mnie wzrokiem jak bombę zegarową.- Jasne.Gość w dom - powiedział.Pozornie bez sensu, dopóki nie dostrzegłamsłuchawki w uchu.Zatem strażnik miał łączność z systemem ochrony.Na oko Armatasprawiał wrażenie kolesia, który kieruje się intuicją, a intuicja podpowiadała mu, że będą zemną kłopoty.Tyle tylko, że nic na to nie wskazywało - poza spojrzeniem Bestii, które murzuciłam.Dlatego obserwował mnie czujnie, jakby myślał, że zaatakuję z zaskoczenia.Aby uśpić czujność Armaty, uśmiechnęłam się słodko - odwołując się do starego jakświat stereotypu kobiety słabej i bezradnej.Nie kupił tego.Zawsze się zastanawiałam, jakBestia wygląda dla innych.Próbowałam to sprawdzić, obserwując swoje odbicie w lustrze,ale nic szczególnego nie dostrzegłam.Bestia tylko prychnęła na te rozważania.Wyglądam jak śmierć.Wielkie pazury.Ogromne kły.Armata przywołał mnie ruchem ręki.Uniosłam kurtkę, nadal dwoma palcami,podeszłam.Za drzwiami stał drugi ochroniarz, który zabrał kurtkę, kazał mi stanąć twarzą dościany, żeby mnie przeszukać.Ten drugi wyglądał dokładnie tak samo jak pierwszy.Różniłsię jedynie kolorem koszulki - jego była granatowa.- Bliznięta? - Położyłam dłonie na ścianie i zerknęłam przez ramię.Obaj zdjęliokulary i uśmiechnęli się, pozwalając mi się przyjrzeć i poszukać różnic między nimi.- Aał.Armata w Czerwonej Koszulce zrobił mi dokładne przeszukanie, żadnegoobmacywania, profesjonalnie, podczas gdy Armata w Niebieskiej Koszulce przegrzebałkieszenie kurtki.Tylko się uśmiechnęłam na jego uniesione brwi, gdy zaczął wymieniać nagłos, co znalazł, by zostało to zapisane w systemie ochrony domu.- Cztery krzyże, niewielki Nowy Testament, siedem kluczy, dwa wyglądające jak domagazynu, jeden od skrytki depozytowej, trzy od domu, klucz do bramy, wszystkie nałańcuszku od Leo.Jeden scyzoryk, rękojeść z macicy perłowej, ostrze pokryte srebrem.Opaska uciskowa na rzep.- Uniósł na mnie wzrok.- Opaska uciskowa?Wzruszyłam ramionami.- Co mam powiedzieć? Zawsze gotowy - zacytowałam skautowskie motto.- Mała latarka - podjął wyliczanie zawartości moich kieszeni.- Chyba ząb, aprzynajmniej coś podobnego.Bransoletka zapinana, srebrna.- Hej! - przerwałam mu entuzjastycznie.- Myślałam, że ją zgubiłam.Daj. Kiedy mi oddał, zapięłam sobie bransoletę i zaczęłam podziwiać, jak lśni na moimprzegubie.Blizniacy przewrócili oczyma na tę demonstrację dziewczyńskiej radości, alepokaz uspokoił Armatę w Czerwonej Koszulce.Chciałam uśpić czujność wywołaną przezBestię.- Ząb.- Wyciągnęłam rękę z bransoletką.Był to ząb tej samej pantery, której szczątkiposłużyły mi za naszyjnik.Nosiłam kieł na wypadek, gdybym nie miała czasu przemienić sięw prostszy sposób, przy pomocy medytacji na naznaczonym złotym samorodkiem skalniaku.Ochroniarz położył mi ząb na dłoni, a ja schowałam do kieszeni dżinsów.- Czy teraz możemy porozmawiać?- Jasne.Brandon.- Armata w Czerwieni wskazał na siebie.- Ten brzydszy to Brian.Roześmiali się ze starego zapewne dowcipu.- Pomieszczenia personelu są tam.Brian za mą, Brandon przede mną.Powiedli mnie przez stary dom, który wewnątrzokazał się większy i głębszy, niż wyglądał z ulicy.Miał ze dwanaście metrów szerokości idwa razy tyle długości, zajmował niemal całą działkę.Osobna przybudówka z kuchnią dlapersonelu znajdowała się na tyłach niższej kondygnacji.Aadna, musieliśmy przejść przezgłówny hol, więc mogłam się trochę rozejrzeć.W holu znajdowały się szerokie schody w mrok.Wyłożono je perskim dywanem wodcieniach szarości, granatu i czerni.Po bokach znajdowały się jadalnia z ręcznie rzezbionymstołem, krzesłami z wiśniowego drewna i mnóstwem chińskiej porcelany za kryształowymszkłem w kredensie oraz salon - z tapicerowanymi fotelami, pewnie antykami, rzezbami i innąpretensjonalną sztuką.Nasze stopy nie zrobiły najmniejszego szmeru na dywanie wkorytarzu.Na ścianie po prawej wisiały obrazy w pozłacanych ramach, po lewej namalowanofresk.Drzwi po prawej były pozamykane.Po zapachu zidentyfikowałam pokój, gdzieprzygotowywano potrawy do podania na stół, pomieszczenie dzielące jadalnię od kuchni.Dostrzegłam też staroświecką salę muzyczną i wywęszyłam pleśń, zapewne woń starychksiążek, w następnej.Pokoje po lewej należały do służby, w tym do strażników.Brandonotwierał je po kolei, gdy przechodziliśmy.W jednym pomieszczeniu było sześć pryczy - pięćzaścielonych, na ostatniej chrapał mężczyzna.Wyczułam na nim krew, a ponieważ oddychał,uznałam, że to sługa krwi klanu i nie skomentowałam.Nie podobało mi się to, ale też nieprzyszłam tu nikogo ratować.W następnym pokoju znajdowały się skrytki i szafki.Obokduża łazienka i duża szafa oraz mała klitka oznaczona tabliczką OCHRONA.W pokoikuzastałam konsole z sześcioma monitorami, na każdym przesuwały się obrazy z kamer rozmieszczonych wokół domu.Jedna z nich wycelowana była w ulicę.Blizniacy wiedzieli, żenadjeżdżam.Wyszczerzyli się do mnie, a ja do nich.- Niezła zagrywka.- Zadziałała - przyznał Brian.- Poza tym dostaliśmy ostrzeżenie od ochrony Rousseaui Desmarais o kobiecie na motocyklu, która kręci się po dzielnicy.Rozmawiamy ze sobą,wiesz.Skinęłam głową, byłam pod wrażeniem.- Chcesz słodkiej herbaty? - Wskazał pokój wypoczynkowy z minikuchnią, stolikiem,fotelami, sofą i telewizorem.- Z przyjemnością.- Postarałam się zaprezentować moje najlepsze manierywyniesione z bidula.Usiadłam przy stole, a Brian przyniósł szklanki i nalał napój.Brandonusiadł przy konsolach tak, aby widzieć i mnie, i ekrany.Siedział dość blisko, by brać udział wrozmowie.- Pozwolicie, że zadam parę pytań?Próbowałam zachować się niewinnie, jak słaba kobieta, ale wiedziałam, że nie nabioręblizniaków, nawet po występie ze srebrną bransoletką.- O ile nie dotyczą szczegółów ochrony klanów.Poza tym możesz pytać, o co chcesz -zapewnił Brian.Blizniacy mieli melodyjne głosy z wyraznym południowym akcentem.Słyszałam taki tylko w Luizjanie - jakby mówiło się z ustami pełnymi ciągutek.- No, to pytaj - dodał Brandon.Więc pytałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl