[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czułem w oczach coś, co było bliskie łez.Nie należę do ludzi, którzy płaczą.I nie rozpłakałem się teraz.Ale patrząc na pusty boks niemogłem się powstrzymać od myślenia o biednym Harrym.- No właśnie - powiedziałem do siebie.- Biedny Harry.Biedny, sentymentalny Harry.-Wyznał mi kiedyś, że jego życie zaczęło się dopiero po wyjezdzie stąd.Wiedziałem jużwtedy, że nie mówi o dniu, w którym opuścił nasze miasteczko, by pojechać do Wietnamu.Mówił o dniu, w którym zszedł z tego zbocza i zobaczył Tracy Egan.Właśnie tego dniaHarry opuścił w gruncie rzeczy nasze miasteczko.A więc jego długa podróż zaczęła się,prawdę mówiąc, właśnie tu, nie dokładnie obok tego boksu, ale na drodze między klubem astajnią.I tu się też skończyła.Co go tu przyniosło? Zastanawiałem się nad tym.Harry przyjeżdżał codziennie, opiątej albo szóstej, by oglądać trening swojego konia.Ale dlaczego był tu o trzeciej nadranem? I dlaczego obok stajni nie było strażnika? Stały tu konie warte co najmniej milion do-larów.Zachowywały arogancką obojętność, podczas gdy chłopcy stajenni, poruszając sięmiędzy nimi w milczeniu, karmili je i szczotkowali.Kaleb na pewno o tym pomyślał.Tumusiało leżeć rozwiązanie.Ludzie nie przywozili tu drogich koni po to, by je zostawiać bezopieki.Wszystko może się zdarzyć: pożary, kradzieże.W Irlandii doszło nawet do porwaniapewnego konia.Wyszedłem na dwór i okrążyłem stajnię.Niebo było już całkiem ciemne.Mrokletniego wieczora rozjaśniały płonące gwiazdy.Miałem wrażenie, że moja młodość jestwszędzie obecna.O ile Harry uważał, że jego życie zaczęło się gdzieś tutaj, o tyle częśćmojej młodości skończyła się w dniu, w którym Tracy Egan dostrzegła ponad moimramieniem Harry'ego.Wydawało mi się nawet przez chwilę, kiedy stałem tak w ciemności,że widzę na konkursowym padoku Tracy Egan na grzbiecie tego pierwszego Championa.Aleduch zniknął, a ja znów byłem sam.Na wzgórzu, w klubie, zapłonęły światła.Z oddali dochodziły wybuchy śmiechu; jacyśczłonkowie wyszli już na parking.Kiedy samochody zniknęły pomiędzy białymi płotamipodjazdu, usłyszałem głosy rozmawiającego za klubem personelu.Słychać je było z dalekatak wyraznie, jakbym stał tuż obok.Pomyślałem, że musi to być jakieś złudzenie akustyczne.Ale odwróciwszy się zdałem sobie sprawę, że nie docierają do mnie żadne odgłosy z wnętrzastajni.Wiedziałem, że rozlegają się tam różne dzwięki, towarzyszące przygotowaniu na nocdwudziestu czterech koni.Jeśli Harry istotnie został zabity w środku, na dworze nie było nicsłychać.Gdyby natomiast został zaatakowany na zewnątrz i gdyby stawił napastnikowijakikolwiek opór, odgłosy walki dotarłyby aż do klubu.99SR Ruszyłem powoli z powrotem w kierunku szczytu wzniesienia.Mniej więcej wpołowie drogi przystanąłem i odwróciłem się, by spojrzeć w stronę stajni.Doczekałemchwili, w której wyszli z niej, rozmawiając z sobą, dwaj masztalerze.Słyszałem ich.Pomyślałem, że trzeba ustalić dokładnie czas śmierci Harry'ego.Potem dowiedzieć się, kto tuwtedy przebywał.Obok stajni powinni być strażnicy, a w klubie zawsze pełnił służbę nocnyportier.Jeśli Harry nie został zabity w boksie - co wydawało mi się mało prawdopodobne,gdyż stał w nim ten koń - to gdzie właściwie zginął?Zauważyłem, że radiowóz Kaleba zniknął już z parkingu.Kaleb musiał się niezręcznieczuć w tym barze, zwłaszcza że miał na sobie mundur.Ciekaw byłem, jakie jeszcze uwagiwygłaszał na użytek zebranych Peretti.Wróciłem do samochodu zastanawiając się, gdzie znalezć Kaleba.Zmierć Harry'egostała się dla mnie czymś w rodzaju obsesji.Wydawała mi się niesprawiedliwa, a wszystkiedotyczące jej znaki zapytania błąkały się jak duchy po nawiedzonym domu.Nawiedzonymdomem było to miasteczko, w którym wszyscy spotkaliśmy się po raz pierwszy.Nie zastałem Kaleba w Whale's Tale.Nie było go też na posterunku policji.Jegomłody zastępca, Ron, podniósł na mnie wzrok i powiedział:- Dzień dobry, panie Harriman, co mogę dla pana zrobić?Nie byłem w nastroju, w którym miałbym ochotę wysłuchiwać wybuchów jegomłodzieńczego entuzjazmu.- Czy jest Kaleb? - spytałem.- Nie ma - odparł Ron.Potrząsnął swą ciemną, kędzierzawą głową i dodał: - Dziświeczorem zgarnęła go stara.Założyłem, że ma na myśli żonę Kaleba.Nie chciałem jechać do jego domu i dać sięwciągnąć w rodzinne spory, zwłaszcza jeśli ona słyszała o Lucille.- Czy masz protokół sekcji zwłok Harry'ego Boetchnera? - spytałem.Spojrzał na mnie tak, jakbym poprosił go o jakąś podejrzaną przysługę.- Przecież pan wie, że nie mogę go panu pokazać, panie Harriman.- Zastanawiałem się tylko nad czasem śmierci - wyjaśniłem mu.Znów potrząsnął głową.- Tego rodzaju informacje objęte są tajemnicą śledztwa - powiedział z satysfakcją, jakąmłodym ludziom daje poczucie władzy.- Ale za kilka dni staną się ogólnie dostępne.- Wuj urwałby mi głowę - stwierdził.- To właśnie on prosił mnie o zbadanie kilku aspektów tej sprawy.- Nie było tocałkowicie wyssane z palca.Siostrzeniec szeryfa przyjrzał mi się podejrzliwie.- Czy to prawda? - spytał.100SR - Jasne.A jak myślisz, po co się tutaj tak ciągle kręcę?- Do diabła, sądziłem, że robi pan to w ramach swoich obowiązków służbowych, panieHarriman.- Miał rację, więc powiedziałem z naciskiem:- Czas śmierci, Ron.Wstał z krzesła tak wolno, jakby w ogóle mnie nie słyszał.Miałem już dość tej zabawyw kotka i w myszkę.Ron spisywał się jako zastępca szeryfa zupełnie dobrze, choć to onpowinien przebywać na posterunku owego wieczora, kiedy temu facetowi ucięto jaja.Kaleblubił Rona, gdyż był siostrzeńcem jego żony i wydawało mi się to zrozumiałe.Poza tymmieszkańcy miasteczka czuli się dotknięci, kiedy służbę policyjną pełnił ktoś, kogo nie znaliosobiście.Przed Kalebem szefem policji był jego ojciec.Teraz pomyślałem ze zgrozą, żepewnego dnia zostanie nim z kolei ten smarkacz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl