[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Snadz Kyryi Krysti zły Bóg, skoro Go Stojgniew poznał i odszedł.Dla starych bogów.A no, snadzNielub prawie gada.Stojgniew tłukł się pomiędzy drzewami, wściekłość go dusiła: nie zwykł długo czekać.Nielub inna rzecz, durny otrok, niemrawiec.Ledarg tu siedzi od lat i nic mu.Och, niezguły!Zawrócił ostro.Na skraju pod tymże dębem zoczy! siedzącą wciąż Latorosłkę.Krzyknął kuniej:- Ubiję Ledarga!- Lelum! Gniewek!.Nie słuchał.Pobiegł ku grodowi.Ledarg mu wyrósł nad wszystko - nad Boga Kyryi Krysti,nad Mieszkę i Bolka, olbrzym wielgachny i potworny.Dopadł bram grodu, tu zatrzymała go stróża.Podał się za starszego w Bolkowej drużynie, przywołali starego Turonia.Ten się uśmiechnąłzjadliwie.- Dobrze - mruknął - chodzcie.Stojgniew szedł oszołomiony, czerwone płaty latały mu przed oczyma, dyszał szybko.Turoń otworzył drzwi, powiedział:- Przywiodłem Wojborowica.Stojgniew stanął u progu, znieruchomiał.Ledarg podniósł się od stołu, zrobił krok kugościowi.Lecz Stojgniew nań nie patrzył.Wlepił oczy za stół, gdzie siedzieli podle siebie wzgodzie braterskiej - Hugo Niemiec i ojciec Stojgniewów, stary Wojbor z Orczycy.5.Stojgniew zasiadł na ławie między Ledargiem a Hugonem.Wojbor nie sprzeciwiał się, choćwzrok miał niespokojny, bacznie spoglądał na syna.Stojgniew miał koło siebie człowieka, któregonienawidził, słyszał jego oddech, ocierał się o jego ramię.Lecz wobec ojca, wobec Hugona NiemcaLedarg stracił swe kontury olbrzyma; na odwrót: stał się mały - drobny wykonawca poleceńMieszkowych, niezdolny nic zdziałać samojeden.Wsparł wielki łeb na dłoni, dolną wargę wysunął,wodził oczyma od jednego gościa do drugiego.Hugo coś prawił, Stojgniew nie był pewien, czy go rozumie.Coś o Odzie i Bolku, oPrzybywoju a Ody lenie: ci mieli stanąć na czele.Znaczni woje, mający powszechny mir.Wszeborjuż stary, bez wpływu, Ziemomysłowy woj jeszcze.Hugo wyciągnął się na ławie, mówił niedbale,jak o robocie spełnionej.- Wczoraj gadałem z bratem Przybywojowym.Hugo poruszył się żywiej.- I co mówił?- obrócił swe zielonkawe oczy na Wojbora.- Zwołuje wojów, w trzy dni rusza do Lednicy.- Trza do Poznania, do Poznania, nie do Lednicy.Lednica pusta.Mieszka, skoro zachorzał,kazał się wiezć do Poznania, tam chciał zemrzeć.- Wielki wiec będzie - mruknął Ledarg; otwartą dłonią tarł kark.- Wiec, nie wiec - głos Hugona schłodniał - będzie.bitka! - strzelił ostatnim słowem.-Trza i nam z Przybywojowymi jechać.Wezmiesz, wiele będziesz mógł - zwrócił się do Ledarga.- Wezmę - zaburczał Ledarg, wciąż zasępiony i niespokojny : pierwszy raz przyszło mupoczynać na własną rękę.- Turoń na miejscu zostanie.z dziesięcioma.Byle Orczyki ruszyły takoż- niespokojnie wejrzał na Wojbora.- Ruszą, me bój się - mruknął Hugo, głos miał znudzony, sięgnął po kubek z piwem,pociągał wolno.- Ruszymy - potwierdził Wojbor - trza być na miej scu.w Poznaniu.- Bitka będzie - mruknął zafrasowany Ledarg - z Bolesławem.- A ty wokoło tylko i wokoło - głos Hugona zasyczał złością.- Abo to Bolko usiedzispokojnie, abo to nie pójdzie przeciw woli Mieszkowej? Trza bronić Ody i synów.- Trza - powtórzył Ledarg markotnie.Odetchnął.- A wy, Stojgniewie? Zali staniecie po stronie rodu? Czy Bolesława?Stojgniew zerwał się niby dzgnięty.Zrozumiał swą duszną udrękę: albo po stronie rodu,albo Bolesława.Trza wybrać - twarz mu spotniała w jednej chwili.Wojbor zerwał się również,stuknął pięścią w stół, zawołał:- On jest z Orczyków! Z Orczyków"! To jest prawda.A przecie tyle lat służył w Belkowej drużynie - odkąd gopoznał.Odkąd Bolesław wrócił z niewoli cesarskiej.Był ranek słoneczny, ciepły.W trzemie poznańskim bił dzwon.Mieszko uroczyście witałsyna.Ciężkie podwoje grodu otwarte, wychodzili zeń woje grodowi.Chłopy twarde, ponure,sękate, w kaftanach skórzanych, ramiona gołe, ogorzałe, zbrojne w topory, w maczugi nabijanekrzemieniem; tarcze krągłe, czerwone, zza piec sterczą łuki i sulice; gęby dzikie, zawzięte,ciekawe; głowy gołe, chronione jeno kołtunem zmierzwionych włosów.Wokół ciżba.Ludziesypali się zewsząd, lecieli jeden za drugim, kupami, bezładnie: grodowi, smardy, piekary, stadniki,kołodzieje, łagiewniki, łuczniki; baby, dzieci w giezłkach albo gołe.Psy ujadały, dzwon wciąż bił.Leciało to wszystko na błonia, nad rzekę.Pancerni przepychali się konno przez ciżbę, tratując ibodąc.Konie rwały w podskokach.Tłum się przed nimi rozsypywał w dzikiej ucieczce, pierzchałwe wszystkie strony.Biskup wyszedł w szerokim płaszczu, ze złotym krzyżem na piersi.Zpiewsług kościelnych- ponury, donośny- zanikał w gwarze wielkiego błonia.Ludzie z lękiem dawalidrogę biskupowi, ze strachem spoglądali na jego wysoką czapkę, na krzywą laskę, w którejmieszkały czary, cichli, gdy ich doszło pienie kościelne, wzywali dawnych bogów mrucząc podnosem dawne zaklęcia.Ale gwar dalej się toczył, raz wraz ogarniał biskupa i kościelne pieśni -wtedy biskup robił znak krzyża i odganiał pogańskie uroki.Wielkie pole zawalone było ludem.Mieszka pędził na koniu, za nim pancerni.Stojgniew przepychał się przez ludzi razem zPrzemkiem Zwiradowicem - radość ich rozpierała: Mieszka zapowiedział, że da Bolkowi własnądrużynę i obaj do niej pójdą.Będą wojami!.Wtedy to - spoza kożuchów tarczowników - ujrzeliBolesława: był rosły, wesoły, uśmiechnięty.Wieleż przeżyli potem wraz z nim bitek, wieleżzasadzek a niebezpieczeństw.Teraz gdzie ów słoneczny wjazd? - w mroku się roztopił.Orczyca.ród.Orczykowie.- Pójdę z wami, ociec.Wojbor nachmurzył się, wybuchnął:- Ja nie pytam ciebie.Widzicie ji, sysuna.On będzie gadki mi prawił: pójdę, nie pójdę.Pójdziesz, nie ma co gadać.Ja nie pytam, każę, sysunie, każę.Słyszysz?Hugo uśmiechnął się krzywo:- W Bolkowej drużynie uczyli ji, że drużyna większa nizli ród.- Wżdy nie jest w Belkowej drużynie, jeno w Orczycy - wrzasnął Wojbor z pasją.Ledargpoczuł się urażony.- Tu nie Orczyca, tu gród Mieszkowy - warknął, dawna niechęć do Orczyków zawrzała muw sercu.Wojbor jednym skokiem przesadził stół, pochylił się nad Ledargiem.- Jak mołwicie? Nie Orczyca?- Nie! - wrzasnął Ledarg i sięgnął po miecz.Stojgniew wyszarpnął zza pasa toporek, dopadłojca, stanął obok; dusił się z wściekłości.Ledarg nastawił ostrze.W tejże chwili wpadł między nich Hugo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Bankowicz Bożena i Marek Dudek Antoni Leksykon historii XX wieku
- Marczyński Antoni Wyspa nieznana 3 Królowa Othe
- Domańska Antonina legendy z życia więtych
- Wojna przeciwko Jezusowi Antonio Socci
- ANTONIO SOCCI TAJEMNICE JANA PAWŁA II
- Byatt Antonia Susan Opętanie(1)
- Kłoskowska Antonina Socjologia kultury
- Byatt Antonia Susan Opętanie
- SchrĂśder Patricia Morza szept 01 Morza szept(1)
- Kronik rodu Lacey 02 Demony miłoÂści Edwards Eve
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- grzesiowu.xlx.pl