[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż, może pózniej, to ra-czej nie był właściwy moment. Tak naprawdę najdziwniejsze ze wszystkiego było spotkanie z tymwłóczęgą u Madame D'Orso.Jakoś tak gwałtownie do nas podszedł, wystra-szył nas trochę.Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. A czy zamknęłaś za sobą drzwi po powrocie z pubu?  dociekał Brent. Nie pamiętam. Błagam, spróbuj sobie przypomnieć, to ma bardzo duże znaczenie.Andy milczała przez chwilę. Głowy nie dam, ale.ale chyba jednak zamknęłam.Brent w zamyśleniu pokiwał głową. Do czego zmierzasz?  spytała Nikki. Wolałbym nie mówić, bo będziesz zła. Mimo to powiedz. W porządku.Andy zamknęła drzwi, lecz nie było żadnych śladówwłamania, czyli ktoś użył klucza. Zwrócił się do Andy:  Czy oprócz ciebiektoś miał klucz do twojego mieszkania?Uśmiechnęła się krzywo. Tak.Nikki. A ja go nikomu nie dawałam  oznajmiła Nikki. W to nie wątpię  odparł. Po prostu ktoś go sobie pożyczył bez twojejwiedzy i zrobił duplikat. Nie zaczynaj znowu tego tematu!  rzuciła ostro Nikki, podnosząc głosi natychmiast tego pożałowała, gdyż Andy zaczęła znikać. Zaczekaj, nie od-chodz  poprosiła już znacznie ciszej. Kiedy jeszcze nie umie. Rozwiała się bez śladu, nie zdążywszy do-kończyć.Nikki zerwała się na równe nogi. No i widzisz, co narobiłeś? Wróci  odparł spokojnie. A ty musisz wreszcie zrozumieć, że jest wto zamieszany ktoś, kto zna was obie i często was widuje. To na pewno żaden z moich przyjaciół!167TL R  Nie musisz się od razu gniewać. Nie gniewam się.Jestem wściekła  poprawiła go, gotowa spierać się znim do upadłego, lecz Brent popadł w głębokie zamyślenie, patrząc gdzieśprzed siebie.Z irytacją potrząsnęła głową, odwróciła się i poszła na górę.Rzuciła szla-frok na krzesło i padła na łóżko, wykończona tym upiornym dniem.Miaławszystkiego dosyć.Zacisnęła powieki, chciała już tylko zasnąć.Przez przykrycie poczuła dotyk silnej ręki na swoim biodrze, ciepły oddechowionął jej ucho, usłyszała szept: Nadal jesteś wściekła?Odwróciła się do niego. Tak.Wślizgnął się do łóżka. Jak bardzo? Może nie aż tak bardzo. przyznała, po czym poprawiła się:  Wżadnym wypadku nie aż tak bardzo.Zanim zdążyła zapomnieć przy nim o wszystkim, pomyślała nagle, że po-dobno pary nigdy nie powinny kłaść się w gniewie, cokolwiek by się wcześniejnie wydarzyło.A potem, zanim zasnęła, zastanowiło ją, czy rzeczywiście są już parą i czyon też tak sądzi.Jeśli chodzi o nią, chciałaby, żeby byli nią do końca życia,nawet gdyby musiała codziennie widywać duchy.Do tego mogła się przyzwy-czaić, do życia bez Brenta  nigdy.Massey przypatrywał się Brentowi z niedowierzaniem. Nie jesteś z policji, a ja mam ci pozwolić na przesłuchanie ofiary na-padu? Tak. Nie brakuje ci tupetu, chłopie!Na początku Blackhawk wydawał mu się spokojnym aż do bólu facetem,opanowanym w każdych okolicznościach.Kiedy jednak w grę zaczęła wcho-dzić Nikki DuMonde i jej bezpieczeństwo, pokazał pazury. Słuchaj, przecież obaj chcemy dopaść tego drania, który zabił agentaFBI i niewinną dziewczynę  przekonywał Brent. Nawet nie wiemy, czy te sprawy mają ze sobą związek, wszyscy sązdania, że nie. I wszyscy się mylą, o czym wiesz równie dobrze jak ja.168TL R Massey łypnął na niego podejrzliwie.Czy ten facet umiał czytać w my-ślach? A ty wiesz, że nie wolno mi skontaktować cię z ofiarą. Ale możesz położyć na swoim biurku protokół przesłuchania, na któryja rzucę okiem.Detektyw potrząsnął głową. Mamy sobie wzajemnie pomagać, ale jak dotąd ciągle ty chcesz czegośod nas, a my nie dostaliśmy nic w zamian. Daj mi kilka godzin. Jeśli na coś trafiłeś, powiedz teraz. Nie, potrzebuję jeszcze trochę czasu.Niedługo coś ci podrzucę, słowo.To co? Położysz na biurku protokół? Zaczynasz być bardziej upierdliwy niż ten dupek z FBI  zirytował sięMassey. Naprawdę? Nie, jeszcze trochę ci brakuje  przyznał detektyw, pogrzebał w szufla-dzie i rzucił dokumenty na blat. Pamiętaj, Blackhawk, przysługa za przy-sługę.Tego dnia Nikki prowadziła razem z Julianem przedpołudniową wycieczkępo Saint Louis Nr 1 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl