[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ach.załatwiły mnie, chłopcze - wychrypiał Svein.- Zostaw mnie i wracaj tam, gdzie stacjonują armie.- Nie bądz głupcem - odparł.- Nic ci nie będzie.Jesteś zbyt wielki i zbyt brzydki, żeby można cię byłozabić taką wykałaczką.Cuthwin sprawnie opatrzył ranę, po czym przełożyłsobie ramię przyjaciela przez szyję i podniósł go.Sveinstęknął z bólu, ale Cuthwin wiedział, że nie mogą sobie pozwolić na stratę czasu.Musieli ruszać w dalszą drogę,bo gobliny powrócą, gdy tylko ich odwaga zostaniewzmocniona przez posiłki.Przez całą noc niósł przyjaciela na zachód, tam, gdzieznajdowały się wrota do gór, tam, gdzie czekałobezpieczne schronienie.Uścisk zimy w górach nakrańcu świata nareszcie trochę zelżał, ale armiezjednoczonych królów wciąż obozowały daleko odwejścia na przełęcz.Cuthwin miał nadzieję, że uda musię doprowadzić Sveina do medyków, którzy będą wstanie uleczyć ranę, zanim stanie się najgorsze.Niestety pod koniec dnia Cuthwin zauważył, że ranawciąż krwawi, co mogło oznaczać, że strzała przebiłaSveinowi nerkę i doszło do krwotoku wewnętrznego.Powszechnie wiadomo było, że gobliny często nurzajągroty strzał w zwierzęcych odchodach, było więcbardzo prawdopodobne, że do rany mogło się wdaćzakażenie.Poranek nie przyniósł nowej nadziei, ponieważ twarzSveina nabrała niezdrowego, szarego odcienia i zapadłymu się policzki.Patrząc na przyjaciela, Cuthwinwiedział, że będzie można mówić o szczęściu, jeżeliranny przeżyje następną godzinę, nie wspominającnawet o powrocie do obozu.Cuthwin poczuł, że zbiera mu się na płacz, alegniewnie przetarł zawilgocone oczy.Znał Sveina przezprawię połowę swojego dorosłego życia.Olbrzymnauczył go największych tajemnic sztuki kamuflażu iprzetrwania, stając się dla chłopaka zastępczym ojcem.Prawdziwego Cuthwin nie zdążył dobrze poznać, gdyż jego rodzinę wymordowali zielonoskórzy, gdy byłjeszcze dzieckiem.Podczas miesięcy, które spędzili w górach, dwajzwiadowcy natrafili na ślad wielu goblińskich band, alezawsze wychodzili z takich spotkań bez szwanku.Gobliny, jako tchórzliwe istoty, preferowały atak zzasadzki, ale ponieważ Cuthwin i Svein prezentowali owiele wyższy poziom mistrzostwa w tej dziedzinie,zazwyczaj udawało im się unikać wszelkich pułapek.W górach położonych na wschodnim krańcu świataroiło się od różnych rodzajów potwornych istot, agobliny stanowiły z nich wszystkich najmniejszezagrożenie.Trzy razy byli zmuszeni szukać kryjówki,aby uniknąć zauważenia przez trolle.Raz wpadli na tropolbrzyma.Niebezpieczeństwo było olbrzymie, aledostali od Sigmara zadanie zgromadzenia informacji natemat ruchów i sił zielonoskórej hordy, któragromadziła się w górach.Kiedy dotarli do wschodniego wejścia na przełęcz,ujrzeli orczą armię w pełnej okazałości.Mimo żeCuthwin widział to na własne oczy, wciąż ledwo mógłuwierzyć w ogrom hordy, falujący ocean zielonych ciał,który jak okiem sięgnąć zapełniał wyschnięte równinyrozciągające się za górami.Tysiące plemiennychsztandarów trzepotało na wietrze, a dym z ogniskzasnuwał całą okolicę mrocznym cieniem.Bicie w wojenne bębny niosło się echem po górach, akrzyki i wrzaski skandujących orków brzmiały jak rykrozwścieczonego bóstwa.Wzniesiono olbrzymiewizerunki plugawych orczych bóstw.Cuthwin miał wrażenie, że nie pohamuje zalewającej go wściekłości,gdy kukły zostały podpalone, a z wnętrza każdej dobyłsię wrzask palonych żywcem mężczyzn, kobiet i dzieci.Po spaleniu bożków w powietrze wzniosła sięolbrzymia, skrzydlata istota o wężowej szyi, pokrytaobrzydliwą gadzią skórą.Na jej grzbiecie siedziałodziany w ciężką zbroję dowódca.Nawet przezogłuszający tupot maszerujących stóp i orczeporykiwania, Cuthwin był w stanie usłyszeć, jak bestiawydała z siebie nienawistny wrzask.Armia rozpoczęła marsz.Wojownicy poruszali się wrozsypce, bez dyscypliny panującej w ludzkichszeregach.Na przedzie kotłującej się masy pomykałystada wilków, a między dziesiątkami tysięcy orkówporuszały się ociężałe ohydne monstra rodem znajstraszliwszych koszmarów.Nie zważając na zamarznięty śnieg, który wciążprzykrywał zbocza grubą skorupą, zielonoskórzykierowali się ku przełęczy.Cuthwin i Svein wiedzieli, że jeżeli Sigmar niezostanie ostrzeżony o wyruszeniu wrogiej armii,zielonoskórzy pokonają Przełęcz Czarnego Ognia,zanim ludzka armia zdoła ich powstrzymać.Pośpiech sprawił, że nie byli dość ostrożni.Długouchodziło im to bezkarnie, ale dziesiątego dnia drogi nazachód zostali zaatakowani przez gobliny.Svein miał teraz zapłacić życiem za tę nieostrożność.Wieści, jakie nieśli Sigmarowi, miały kluczoweznaczenie dla przebiegu wojny, ale Cuthwin zdał sobiesprawę, że nie może zostawić przyjaciela samego w górach i pozwolić mu umrzeć.- Musisz iść - powiedział Svein, jak gdyby odgadującjego myśli.- Nie, nie mogę cię tak zostawić - zaprotestowałCuthwin.- Po prostu nie mogę.- Możesz, chłopcze - odrzekł Svein.- I właśnie tomusisz zrobić.Ta rana oznacza dla mnie śmierć i wieszo tym.Cuthwin usłyszał delikatne skrobanie, jakby szorstkimateriał ocierał się o skałę.Wiedział, że prześladowcyich odnalezli.Svein również to usłyszał i pochylił się do przodu,chwytając Cuthwina za poły koszuli.Twarz skrzywiłamu się z bólu i determinacji, gdy przemówił:- Słyszysz, że nadchodzą.Jeżeli nie dotrzesz na czas zwieściami do Sigmara, moja śmierć będzie nadaremna,rozumiesz?Cuthwin pokiwał głową.Gardło miał ściśnięte, a woczach lśniły mu łzy.- Daj mi ten łuk - rozkazał Svein.- Nie będziesz gopotrzebował.A tak będzie ci się szybciej biegło.Cuthwin szybko zdjął z pleców łuk i wręczył goSveinowi, opierając kołczan o skałę.Tymczasemprzyjaciel wyciągnął miecz i położył go na ziemi oboksiebie.- A teraz zmykaj stąd, zrozumiano? - powiedziałSvein.- I niech Taal cię prowadzi.Cuthwin pokiwał głową i odrzekł:- Wrota dworu Ulryka stoją dla ciebie otworem,przyjacielu. Svein skinął głową.- Mam cholerną nadzieję, że tak właśnie jest.Niemam zamiaru umierać śmiercią bohaterską na próżno.Ateraz idz!Cuthwin obrócił się i wśliznął między skały,zostawiając ślad, którego wytropienie wymagałobyzwiadowcy dużo bardziej sprytnego niż jakikolwiekgoblin.Nie uszedł jeszcze stu metrów, gdy z tyłu dobiegły gopierwsze piski ginących goblinów, po czym nastąpiłszczęk mieczy, a następnie cisza.Merogenowie zwali je Górami Krańca Zwiata iSigmar sądził, że nazwa ta była w pełni zasłużona.Ponurzy strażnicy pilnowali krawędzi znanego świata, aza ich plecami rozciągały się tereny, o których nikt niepotrafił powiedzieć nic pewnego, a których każdy zpewnością szczerze się obawiał.Wyniosłe szare szczytygórowały nad krajobrazem i przytłaczały go swymogromem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl