[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalazłkilkanaście obszarów, wielkich jak boiska, wypalonych do gołej ziemi, gdzie temperaturazeszkliła piasek i spaliła całe drzewa, pozostawiając tylko zwęglone, puste w środku pnie.Były też całe połacie, które pamiętał jako porośnięte lasem, a które teraz pokrywały kikutypotrzaskanych drzew ze sterczącymi na wszystkie strony długimi drzazgami zamiast gałęzi.Rozdarte pnie z powbijanymi do połowy kamiennymi pociskami wielkości grejpfrutów.Znalazł też leje, na których dnie tkwiły kule średnicy dorodnych arbuzów.We wszystkichtych miejscach znajdował też resztki ciał.Fragmenty czaszek, kończyn, tułowi ze sterczącymiz nich pogruchotanymi żebrami, okute blachą tarcze z wizerunkiem Tańczących Węży, zprzestrzelinami wielkości jabłek, wbite ukośnie w ziemię czterometrowe oszczepy grubościnadgarstka, pokryte w całości zakrzepłą krwią.Połamane buńczuki, podobne do tych, którewidział u jazdy Węży.Nie znalazł jednak żadnych zwłok Ludzi Ognia i żadnych fragmentówwiększych od dwóch dłoni.Wrócił do grodu i stwierdził, że po intensywnym bombardowaniu całej okolicy DomOgnia został nagle zdobyty bez jednego wystrzału.Atakujący musieli zasypać fosę, leczzrobili to najwyrazniej bez strat, na spokojnie, nie musząc obawiać się ataków ogniowych, apotem wyłamali bramę taranem i rozepchnęli resztki na bok, ale też najwyrazniej przeznikogo nie niepokojeni. Może dlatego, że wszystkie skomplikowane, potężne machiny, jakimi dysponowaliludzie Atleifa, zostały spalone, i to najwyrazniej w ten sposób, że od dołu oblano je smocząoliwą.Spłonęły wszystkie biffy i trebusze, i wielkie balisty, i imponujące maznice wielkościdzwigów portowych, z odwracalnymi misami, mogącymi w każdej chwili wylać atakującymna głowy istny potop smoczej oliwy.Wszystko.Doszczętnie.Dwa wielkie spichlerze zastał całkowicie puste, a dwa pozostałe spalone, pełne hałdczarnego, zwęglonego zboża.Gdyby dwór miał zostać splądrowany, tylko zupełny kretynspaliłby przy okazji kilkadziesiąt ton ziarna, i to na przednówku, i jeszcze w trakcie wojny,kiedy mało kto zdoła wyjść w pole.Węże bywali kretynami, skoro dali się nabrać napokręconą ideologię van Dykena, ale chyba nie w tej dziedzinie.Kiedy oglądał to wszystko, poczuł, że wraca mu nadzieja.Wystartował wysoko ponadDom Ognia i jezioro, zawinął szerokim wirażem, a potem poleciał na wschód, w stronęskalistych gór, gdzie podobno miały znajdować się wyjścia Czarciej Sztolni.Upatrzył sobie odpowiednią wysokość do obserwacji, a pózniej zaczął zataczać kręgio średnicy kilku kilometrów.Była to wysokość, z której odróżniał pojedyncze drzewa, traktyjako kreski grubości najcieńszych nitek makaronu, od biedy mógł też dostrzec człowieka jakoznikomą kropkę.Ledwo dostrzegalny punkcik jaśniejący pomarańczowym blaskiem.Po jakimś czasie, po wypatrzeniu kilku doszczętnie splądrowanych niewielkich osad,gdzie znalazł leżące jeszcze od zimy trupy, trafił na wędrującą szlakiem wzdłuż strumieniagrupę kilkunastu jezdzców.Obniżył natychmiast lot, nurkując do wysokości trzydziestumetrów jak jastrząb, ale to była tylko ciężka jazda van Dykena w poczerniałych,oksydowanych zbrojach, z makabrycznymi buńczukami i w smoczych hełmach.Jeden zjezdzców miał w sakwach coś mieniącego się kolorami, pulsującego mglistym fraktalemświatła, więc Vuko, przypomniawszy sobie maga dowodzącego podjazdem, na który natknąłsię przy Dolinie Bolesnej Pani, czym prędzej czmychnął na bezpieczną odległość,postanawiając go nie zaczepiać.Brak jakichkolwiek możliwości ofensywnych był dojmująco frustrujący, zwłaszcza żestale o tym zapominał.Oddział przemierzał szlak dość pospiesznie, co jakiś czas robiąc postój, a wtedydrobne punkciki rozpierzchały się na wszystkie strony, najwyrazniej badając okolicę wposzukiwaniu jakichś tropów.Czegoś szukali.Nie miał innego wyjścia, tylko zostawić ich w spokoju, więc wzbił się znów wwysokie góry, wypatrując wykutej w skale Spalonej Gawry, jakkolwiek by miała wyglądać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl