[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.123 To, co było rozpalone do czerwoności, stało się lodowate.-O Boże, o Boże.- Nagle wszystko się skończyło.Oddychała nierówno.Brig, klnąc, odsunął się od niej.Pozostawił ją bez tchu.- Brig? - Jej serce powoli się uspokajało.Usłyszała, żezapala zapałkę.Patrzyła, jak płomyk oświetla jego twarz.- Jesteś dziewicą.- Zaciągnął się papierosem, któregokoniec błyszczał w ciemności.Dlaczego to zabrzmiało jak obelga?- Przecież mam szesnaście lat.- Do diabła.- Otarł czoło i wydmuchnął kłąb dymu.- Wiedziałeś, ile mam lat.Palił w milczeniu.Cassidy poczuła się niezręcznie.Jakbygo zawiodła.- Ubierz się, dobrze?Spojrzała na swoje piersi.Brodawki były większe niżnormalnie.Zrobiło jej się wstyd.W porównaniu z Angie jejpiersi były takie małe i.Ze złością wciągnęła sweter.- Czego ode mnie chcesz?- Niczego!- Niczego? Po tym, co się stało?- Nic się nie stało.- Jak możesz tak mówić po.- załamał jej się głos.- Doszłaś.Wielka rzecz.Była w szoku.Więc to się stało? Doszła? Miała orgazm?- Ale.ale ty nie.- Wiedziała dostatecznie dużo oogierach i bykach i o tym, co robili mężczyzni.Wiedziała,że w jakimś sensie Brig sobie przeczy.A może nie chciałtego z nią zrobić.- Słuchaj, Cass, jeżeli będziesz podniecona, możesz samasobie ulżyć.Nie potrzebujesz mnie.124 - To znaczy.? - Odsunęła się zgorszona.- To nic takiego.- Wstał, otrzepał ręce i wytarł je wspodnie.- Ja nie chcę.- No to nie.To nie moja sprawa.- Przyglądał się jej.Wykrzywił usta z niesmakiem.- Możemy wracać? - Rzuciłpapierosa na pniak i zgasił go czubkiem buta.- Chybapowinniśmy znalezć twojego konia.- I zapomnieć o tym, że prawie.Wyciągnął do niej rękę i pomógł jej wstać.- Powiedziałem ci już, że nic się nie stało.Nic wielkiego.Trochę mnie poniosło.Pomyślałem, że przynajmniejpowinnaś spróbować, jak to jest.- Bzdura! Ty też to czułeś!- Czułem to z wieloma dziewczynami.- Nie wierzę ci.- Również z twoją siostrą.Cassidy myślała, że szloch rozedrze jej gardło.Odskoczyła od niego.- Jak możesz! - krzyknęła.- Teraz.Teraz, kiedy dopiero.- Widziałaś nas przy basenie.- Ale.- Powinnaś postać dłużej, to byś sobie popatrzyła.-Gorzki grymas wykrzywił jego usta.- Może byś się czegośnauczyła.Twoja siostra jest naprawdę gorąca.Sapiąc, Cassidy odchyliła się i uderzyła go w twarz z takąsiłą, że aż echo poniosło.Chwycił ją za ręce i podniósł je nad głowę dziewczyny.- Nie bij mnie - ostrzegł.Jego twarz nabrała dzikiegowyrazu.- I niech ta noc będzie dla ciebie nauczką.Niedawaj tego za darmo byle komu.125 - Nie dam.- Ale prawie to zrobiłaś.Podniosła głowę.- Myślałam, że nic się nie stało.Parsknął.- Tylko dlatego, że jestem tak cholernie szlachetny.- Kocham cię!Zamarł.Nad osłoniętą nocą ziemią zaległa głucha cisza.Cassidy patrzyła Brigowi prosto w oczy.- Cassidy - odezwał się łagodniej.- Spróbuj nie mieszaćpożądania z miłością.Ty.chciałaś przeżyć i zobaczyć, jakto jest się z kimś przespać.I nic w tym złego, o ile niestanie się to obsesją jak u twojej siostry.Ale, do cholery,nie możesz mówić facetowi, że go kochasz tylko dlatego,że wsadził ci rękę w majtki.- Nie pozwoliłabym na to nikomu, gdybym go niekochała.- Do licha.- Kocham cię, Brigu McKenzie, i bardzo mi przykro ztego powodu.- Spuściła oczy.Brig potrząsnął głową.Jegotwarz nie była już tak surowa, ale w oczach pojawił się cieńsmutku.- Nie kochasz mnie, a ja nie kocham ciebie, i nigdy, nigdywięcej nie będziemy już o tym rozmawiać.- Powoli opuściłjej ręce.- To, co się stało przed chwilą, już się niepowtórzy.Popełniłem błąd.Myślałem, że robię ciprzysługę.- Cholerną.Pragnąłeś mnie!- Tylko dlatego, że facet się podnieca.Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go z nową pasją,która zrodziła się z rozpaczy.Próbował się od niej uwolnić,126 zanim będzie za pózno.- Kocham cię, Brig.Jego ciało napięło się, ale jej nie odepchnął.Odpowiedziałna pocałunek.Objął ją i przyciągnął do siebie.Ciało przyciele, serce przy sercu.Poddał się z jękiem i pociągnął ją naziemię.- Nie! - wrzasnął, odpychając ją od siebie tak, że prawiesię przewróciła.- Nie rozumiesz, Cassidy? To jestnieuczciwe.Ty jesteś jeszcze trzpiotem, a mnie zatrudniłtwój ojciec na okres próbny.- Wskoczył na konia, chwyciłwodze i spojrzał na nią przez ramię.- Jedziesz?Ze wstydu paliły ją policzki.Zciskało ją w gardle, łzycisnęły się do oczu.Zachowała resztki godności i kiwnęłagłową.- Dobrze.- Podał jej wodze do rąk.- Jedz do domu i idzspać.Ja poszukam Remmingtona.- Nie, ja.- Nie bądz głupia, Cass.Inaczej nam się nie uda.Zacisnęła palce na miękkich skórzanych paskach.Straszliwie poniżona wsiadła na konia.Spojrzała na Briga.- Wiesz, Brig, możesz mówić, co chcesz i myśleć, co cisię podoba, ale ja cię kocham i chyba zawsze będę ciękochać.Popatrzył na nią, ale się nie odezwał.Koń odwrócił się i zarżał.- I na przyszłość proszę cię: nie wyświadczaj mi jużżadnych przysług!127 6Choć słońce jeszcze nie wzeszło, na odległej farmie nawzgórzach zapiał pierwszy kogut.Zwit wstawał powoli,odsłaniając na wschodzie grzbiety gór.Koń był śmiertelniezmęczony.Stał w rogu pola z nisko spuszczoną głową istrzygł uszami.- Ty żałosny sukinsynu - wymruczał Brig.Zwykle lśniącaskóra Remmingtona była brudna, a oczy miał dzikie.-Twoje szczęście, że nie mam broni, bo bym cięwłasnoręcznie zastrzelił i poszedłbyś na karmę dla psów!Remmington parsknął wyzywająco.- Tylko się rusz, a przysięgam, że cię dopadnę i zabiję.Koń był zmordowany.Brig bez trudu chwycił lejce idosiadł ogiera.- Może następnym razem porządnie sięzastanowisz, zanim uciekniesz.Nie jesteś wart tylezachodu.Brig klasnął, spiął konia piętami i pomyślał, że wiele mająze sobą wspólnego.Obaj byli zbuntowani, zawsze gotowisprzeciwić się tym, którzy mieli nad nimi władzę.Końtruchtem mijał pola.Chłopak chciał wrócić, zanim Mac ipozostali robotnicy zjawią się w pracy.Gdy Brig dotarł do wybiegu przy stajni, dostrzegł światłow wielkim domu.Pewnie kucharz i służący byli już nanogach, żeby przygotować wszystko na nadchodzący dzień128 dla ich wysokości Buchananów.Zaraz na dziedziniecwjedzie Mac.Chociaż Brig pracował cały dzień i niezmrużył oka przez całą noc, będzie musiał przepracowaćkolejnych osiem, dziesięć albo dwanaście godzin.Ale nie to było najgorsze.Zastanawiał się, jak spojrzyCassidy w oczy.To było nie lada wyzwanie.Zeszłej nocyzachował się jak idiota.Pozwolił, żeby emocje wymknęłymu się spod kontroli.Wcale nie zamierzał jej całować anidotykać, ani tym bardziej pozbawić dziewictwa.Ale Bógmu świadkiem, że nie był w stanie się powstrzymać.Takmało brakowało, a przecież ona ma tylko szesnaście lat ijest zepsutą, bogatą córką jego szefa.Dziwnie go pociągała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl