[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie tylko od swych żołnierzy.Także od społeczeństwa.Mjr  %7łeliwa", kawaler Virtuti Militari, oficer armii II RP, takim właśniedowódcą był przez cały okres swej trwającej pięć i pół roku służby w ZWZ-AK, którązawsze pełnił w pierwszej linii, na najbardziej zagrożonych posterunkach.I dlatego wszyscy jego dawni podkomendni darzą go szacunkiem.W więzieniach, z krótkimiprzerwami, przesiedział ponad sześć lat.Jeszcze w 1972 r.skazano go na rokwięzienia w procesie  Ruchu".W chwili, gdy piszę te słowa  dobiega do dzie-więćdziesiątki.Na stanowisku szefa inspektoratu zastąpił go jego towarzysz broni z 15 pp Wilków" mjr Piotr Ignacak, uprzednio  Sawa", a wtedy  Just", w czasie okupacjikomendant Podobwodu  A", pózniej komendant Obwodu Puławy.Nie miał prawejdłoni, którą przed wojną urwał mu odłamek granatu, zle rzuconego przez żołnierza wczasie ćwiczeń.Mimo inwalidztwa cechowała go ogromna energia.Doskonałykonspirator i organizator, odporny na niepowodzenia i klęski, był szczególnie pre-destynowany do kierowania inspektoratem w tym złym czasie.Dotrwał jako inspektordo końca.Ostatni. Orlik" był jego zastępcą do spraw bezpieczeństwa, co praktycznie oznaczało, żekierował walką bieżącą na terenie inspektoratu.Z  Ju-stem" znali się i rozumielidobrze, bo  Just", przez cały czas okupacji niemieckiej jako komendant Podobwodu A" (pod pseudonimem  Sawa") był bezpośrednim zwierzchnikiem  Orlika" zarównojako szefa Kedywu podobwodu, jak i dowódcy OP LKomendantem Obwodu Puławy został kpt. Kotlina", w czasie okupacjikomendant Rejonu IV (Ryki-Ułęż).Administracja PKWN dokonała wprawdzie korekty podziału terytorialnego,przywracając stan sprzed wybuchu wojny, co oznaczało, że obszar od Wieprza napółnoc, wraz z Rykami, należący w czasie okupacji do powiatu puławskiegowchodzącego w skład dystryktu Lublin, ponownie znalazł się w powiecie garwolińskimi w województwie warszawskim, ale inspektorat działał w poprzedniej strukturze.Niebyło czasu, możliwości i potrzeby, by ją zmieniać.Wtedy, wczesną wiosną 1945 r.,  Orlik" dysponował oddziałem partyzanckim poddowództwem por. Zwita", który to oddział po dołączeniu doń plutonu zbiegów zeSkrobowa, operował już jako jednostka131zwarta, a nie, jak poprzednio, kilkoma grupami oraz zmienną ilością istniejących wposzczególnych podobwodach drużyn dywersyjnych.Razem z członkami placówek,którzy nadal uważali się za żołnierzy AK, była to siła licząca ok.800 ludzi.Dobrzeuzbrojonych, znających żołnierskie rzemiosło, w większości z dużymdoświadczeniem wyniesionym z konspiracji, sabotażu i dywersji, partyzantki.Gdy po forsownym marszu oddział dotarł do zabudowań kolonii Wola Zadybska,było już po północy.Zaczął się piątek, 13 kwietnia.Rzeczywiście miał okazać siędniem feralnym.Ale nie dla nich.Kilkanaście godzin przedtem w lesie koło Zalesia na przyczajony w zasadzcepierwszy pluton weszło sześciu milicjantów z Ryk.Po pierwszych seriach rzucili brońi podnieśli ręce do góry.%7ładnemu nie spadł włos z głowy.Zapowiedziano im, żebyw tropieniu akowców i szykanowaniu ludzi akowcom sprzyjającym nie byli zbytaktywni, bo przy następnym spotkaniu gorzej się to dla nich skończy i  pozbawio- nych broni  wypuszczono.O to właśnie chodziło: o uświadomienie im, żeskończył się czas ich absolutnej władzy i że za każdy popełniony gwałt będą musielizapłacić.Nie o zabijanie.Zanim jednak zdążyli wrócić do Ryk, dotarła tam, na posterunek MO,wiadomość, że  Orlik" wszystkich sześciu bestialsko zamordował.Komendantposterunku, sierż.Stanisław Kowalczyk, sądząc, że wkrótce  Orlik" przyjdzie i poniego, uciekł zatrzymanym na szosie samochodem aż do Garwolina i zameldował wPUBP o zbrodni.Szef urzędu powiadomił o tym Warszawę i przystąpił do montowaniagrupy operacyjnej, mającej ruszyć w pościg za mordercami.Kowalczykowi dał kilkuludzi i odesłał go z powrotem do Ryk.Na posterunku sierżant zastał swoich milicjantów.Bez broni, skwaszo-nych, alecałych.Napastników widzieli z bliska, rozmawiali z nimi, lecz żadnego nie potrafilizidentyfikować.Było to dziwne, bo przecież ludzi  Orlika" na ogół znali.Ale opierwszym plutonie nie mieli jeszcze pojęcia.Po uwolnieniu milicjantów pluton wraz z całym oddziałem dowodzonym przezpor. Zwita" ruszył na północ.Po drodze dołączył  Orlik" z nieodstępującym go Spokojnym".Kolonia Wola Zadybska i wieś o tej samej nazwie są położone o około 7 kmna południe od %7łelechowa, mniej więcej w połowie drogi, łączącej tę miejscowość wTrojanowie z szosą Warszawa-Lublin.Pierwszy pluton zakwaterował w dwóch chałupach na skraju kolonii.Widokzupełnie im nie znanych, umundurowanych ludzi wyraznie132zaniepokoił gospodarzy.Wkrótce okazało się, że mieli powody do niepokoju: wsąsiednich zabudowaniach przebywało kilka młodych kobiet z AK, zbiegłych zobozu NKWD w Rembertowie.Chłopi byli przekonani, że to wojsko lub  co gorsze  resort".Słońce jeszcze nie wzeszło, gdy śpiących obudziły strzały.Do izby wpadłgospodarz i zawołał: Panowie, uciekajcie, leśni idą!To nie byli  leśni", lecz żołnierze Wojsk Wewnętrznych (wkrótceprzekształconych w KBW), osłaniający funkcjonariuszy UB z %7łelecho-wa, którzyprzed świtem przybyli do Woli Zadybskiej, by dokonać tu aresztowań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl