[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale gdzie mi tam było równać się z Kobiatką, który tyle już lat wędrował szlakiem polskich zabytków.Nagle zgrzytnęło coś i właz do jaskini otworzył się szeroko ukazując radośnie uśmiechniętą twarz Janusza.- A ty skąd? - zakrzyknął Aleksander gromko.- Czyżbyś miał do bratanka pretensje, że przerwał ci opowiadanie w najciekawszym momencie? - spytałem życzliwie.- Jeszcze nie zgłupiałem! - obruszył się Kobiatko.- Cieszę się tylko podwójnie: raz, że chłopak bez żadnej krzywdy zlazł ze skały; dwa, że jesteśmy wolni i możemy zabrać się za ściganie tego fałszywego profesora i jego damy! Od razu wydali mi się podejrzani.I żeby nie nadmiar uprzejmości Pawła, siedzieliby już dawno za kratkami!- Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina - uderzyłem się pięścią w piersi po trzykroć.- A ty, Januszu, czym otworzyłeś zamek?- Tak jak poprzednio pan: przecinakiem i młotkiem.Tamci zostawili tu pod skałą cały sprzęt, łącznie z wykrywaczami (co mnie zresztą dziwi, bo to kosztuje trochę grosza) i plecakami.Podchodzę, patrzę: przecinak i młotek grzecznie sobie leżą.Zwróciłem się do Aleksandra:- Czyli jednak nie chcieli nas zabić.Mieli zamiar naprawdę dać znak komuś, że tu jesteśmy.Inaczej nie zostawiliby naszego sprzętu na wierzchu, gdzie w każdej chwili mógł go dostrzec przypadkowy turysta.- Jeszcze chwila, a uwierzę, że to anioł celował do mnie z pistoletu, a potem zamknąłw jaskini! - Kobiatko pokręcił z niedowierzaniem głową.- Ja tam w ich dobre intencje nie wierzę.Absolutnie! Co teraz planujesz?Wzruszyłem ramionami.- Trzeba tę dawną broń schować do jaskini.W wolnej chwili przyjedziemy po nią, bo rzeczywiście przedstawia sporą wartość.Potem wrócimy do Czorsztyna i nastąpi najmilsza dla ciebie, Aleksandrze, chwila, czyli będziemy mogli skontaktować się z policją.Kobiatko spojrzał na mnie spod oka.- A może byśmy spróbowali naszych milusińskich dogonić jeszcze tu, w lesie? Z tymi skrzynkami nie mogli odejść daleko.- Na pewno już zdążyli dojść do samochodu, w którym podejrzewam białe audi, i odjechać.A nawet gdyby nie zdążyli, to nie zapomnij, że oni mają przynajmniej jeden pistolet, a my tylko dobre chęci.- Może jednak, panie Pawle.- Janusz grzecznie, ale z uporem wpatrywał się mi w oczy.- A niech was! - machnąłem ręką na poły rozzłoszczony, na poły rozbawiony.-Ciekawe, czego chcecie bezbronni dokonać? Nawet twoja szwedka, Januszu, ma odstrzeloną końcówkę.- Ale może choć zobaczymy numer rejestracyjny tego audi.Poznamy twarz tego, jak go pan nazywa, “lodziarza”.Proszę - nie ustawał w swych prośbach Janusz.- Może zresztą Silvia i Emilio są sami.Tamten mógł nie przyjechać.- Akurat - zaśmiałem się - samochód przyjechał tu sam! Zresztą przyjrzyjmy się śladom, jakie idąc zostawili nasi wrogowie.O tu, na tym kawałku wilgotnej ziemi widać je wyraźnie.Patrzcie: miękkie ślady adidasów Emilia i dużo mniejsze od nich także adidasów Silvii.A tu.O, tutaj widać wyraźnie.Ślady podeszwy zwanej niegdyś protektorowaną, później wibramem i traktorem.Dziś obowiązuje nazwa “but z demobilu”, bo to stylizacja na obuwie wojskowe.- O, tu Emilio się poślizgnął - zawołał Janusz.- Tak, wszystkie ślady wrywają się głęboko w ziemię, bo ich właściciele obciążeni byli skrzynkami.- Spójrzcie - ożywił się Aleksander - tu ślady podwajają się.Nie dali rady przenieść złota Inków za jednym razem!- Dobrze.Jeśli tak chcecie, to idziemy za nimi.Skoro obracali ze skrzynkami dwa razy, to rzeczywiście mogą być niedaleko.Tylko dajcie mi słowo, że będziecie się trzymać dobre dwadzieścia metrów za mną.Na mój znak ruszacie do przodu i na mój znak padacie.Jasne?Oczywiście, że było to jasne dla spragnionych zemsty!Ruszyliśmy naprzód, jak to się w wojsku mówi, “skokami”.Od drzewa do drzewa.Od głazu do głazu.Ale na próżno.Gdy dostrzegliśmy przesiekę drogi, usłyszeliśmy jednocześnie warkot silnika samochodowego.Przypadliśmy do ziemi.W dali, kołysząc się na wybojach, przetoczyło się białe audi.ZAKOŃCZENIEZ ponurymi minami wróciliśmy do pozostawionych pod jaskinią plecaków.Teraz trzeba było się śpieszyć do Czorsztyna.Należało wsiąść do Rosynanta i jechać na policję, która na pewno nie będzie chciała uwierzyć w złoto Inków.Zły sięgnąłem po fajeczkę i tytoń, by choć w ten sposób spróbować się uspokoić.I nagle coś błysnęło w kieszeni plecaka!Fajkę oplatał złoty łańcuszek z zawieszoną na nim figurką lamy.- Łowiecka z długo syjko! - zaśmiał się Janusz.- Taka jak moja - szepnął Aleksander.- Tylko że moja nie ma już długiej szyjki - wyciągnąłem ku nim dłoń z posążkiem.Cięcie przecinaka ucięło szyję lamy w połowie.- Faktycznie - potwierdzili moi druhowie.Zaśmiałem się niewesoło.- Chyba nie muszę wam tłumaczyć, co to znaczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl