[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niósł właśnie w sobie ze skupieniem to wzniosłe olśnienie, gdy pośród pustegomroku małego dziedzińca wewnątrz klasztoru natknął się na kapitana domownikówZwiętego Officium, pana don Carlosa de Sigura.Noc jeszcze była i cisza.Spodniskich krużganków dobiegały kroki wartowników.- Czemu nie śpicie, panie? - spytał z akcentem łagodnego wyrzutu.- Zwitaćbędzie niebawem.Wystarczy, że ja czuwam.Pan de Sigura milczał.Był chudy i kościsty, o ciemnej twarzy pooranej twardymibruzdami.Sława wojennych czynów oraz chrześcijańskich cnót opromieniała odwielu lat imię tego człowieka.- Powinniście wypocząć, panie - powiedział fray Diego. - O ile się mogłem przekonać, wykonaliście bardzo dokładnie wszystkiepolecenia czcigodnego ojca.Możecie spokojnie spać.Każę was budzić, gdyby zaszłapotrzeba.Stary rycerz, wciąż milcząc, przyglądał się chwilę bratu Diego, po czymodwrócił się i wolno, cokolwiek pochylony w ramionach, odszedł w głąb dziedzińca.Wczesnym rankiem, prawie o świcie, fray Diego odebrał z rąk klasztornegosłużki posiłek przeznaczony dla czcigodnego ojca i osobiście zaniósł go do celi.Padre Torquemada leżał na wąskim łożu w głębi celi.Nie spał, oczy miałotwarte.Fray Diego postawił na stole cynowy talerz z chlebem i serem, obok kubekoraz dwa dzbany, jeden z wodą, drugi napełniony winem.- Przyniosłem wam posiłek, czcigodny ojcze - powiedział półgłosem.Po czym, sądząc, że czcigodny ojciec pragnie zostać sam, chciał się wycofać pocichu z celi.Wtedy tamten powiedział:- Zostań!Fray Diego pochylił głowę.- Tak, ojcze.- Przybliż się.Uczynił to.- Co mówią?- Kto, ojcze?- Ludzie.- Przyjeżdżał marszałek dworu Ich Królewskich Mości&Torquemada niecierpliwie poruszył ręką.- Nie o to pytam.Co ludzie mówią? Moi domownicy, bracia.- Wykonują twoje rozkazy, ojcze.Torquemada podniósł się i oparł na łokciu.Twarz miał bardzo zmęczoną, szarą,jak po nie przespanej nocy, lecz w spojrzeniu jego ciemnych, głęboko osadzonychoczu czuwało napięte skupienie.- Tylko tyle?- Ojcze wielebny - powiedział fray Diego odnajdując jasność swegomłodzieńczego głosu - osobiście sprawdzałem, aby wszystkie twoje rozkazy zostaływykonane.Starałem się być wszędzie.- Nikt z moich domowników, żaden z tutejszych braci nie wypowiadałniewłaściwych uwag? - Ojcze czcigodny, stale przebywałem nie opodal czuwających, często nawetprzez nich nie zauważony, nie słyszałem jednak, aby z czyichkolwiek ust padły słowaniegodne chrześcijanina.- Buntownicze zamysły - powiedział Torquemada w taki sposób, jakby pomyślałna głos - nie zawsze potrzebują słów.Fray Diego zawahał się, po czym śmiało spojrzał Wielkiemu Inkwizytorowi woczy.- Widzę, że masz mi coś więcej do zakomunikowania - rzekł Torquemada.- Tak, ojcze.- Mów zatem.- Wybacz, ojcze, może się mylę.Istotnie, nie słyszałem słów zasługujących napotępienie, przemilczałbym jednak zbyt wiele, gdybym nie wyznał, iż według megorozeznania istnieje, niestety, w twoim otoczeniu człowiek, który budzi we mnieniepokój.Torquemada milczał, lecz fray Diego bez zmieszania wytrzymał jego spojrzenie.- Czy wiesz, mój synu - powiedział wreszcie czcigodny ojciec - iż czujnośćwymaga, aby każde oskarżenie zostało sprawdzone?- Wiem, ojcze.- %7ładne nie może być zlekceważone i ktokolwiek kieruje przeciw drugiemuczłowiekowi choćby cień zarzutu, musi sobie zdawać sprawę, iż jeszcze winy nieudowadniając stwarza przecież prawdopodobieństwo jej istnienia.- Wiem o tym, ojcze.- Przemyślałeś swoje oskarżenie?- Tak, ojcze, przemyślałem je bardzo dokładnie.- A zatem?- Myślę o kapitanie twoich domowników, ojcze.Torquemada nie wydawał sięzdziwiony, pobłażliwie się tylko uśmiechnął.- Wysoko sięgasz oskarżeniem, mój synu.Pan de Sigura cieszy się sławąnieskazitelnego chrześcijanina i rycerza.- Wiem, ojcze.Wydaje mi się wszakże, że jest równocześnie człowiekiem nadtozamykającym się w swych myślach.- I to wszystko, co masz mu do zarzucenia? Fray Diego milczał.WówczasTorquemada wstał i położył dłoń na jego ramieniu.- Człowiek jest istotą myślącą, mój synu. - Tak, ojcze.Toteż nie czynię panu don Carlosowi zarzutu, że myśli, natomiastzaufaniem lękałbym się go obdarzać.- Jednak?- Sprawia wrażenie, jakby swoje myśli chciał tylko dla siebie zachować. Boże - pomyślał równocześnie - znasz moje intencje, wiesz, że tego, co czynię,nie czynię z urażonej miłości własnej.- Czym cię obraził pan de Sigura? - spytał Torquemada.Rumieniec pociemniłtwarz Diega.- Czym mnie obraził, ojcze? O ojcze, nawet okazując mi milczącą pogardę jakżeżmógłby mnie pan de Sigura obrazić, jeśli byłem z twego rozkazu kimś więcej niżsamym sobą?Padre Torquemada nic nie odpowiedział.Podszedł do okna i wsunął dłonie wrękawy habitu.- Powinniście się posilić, czcigodny ojcze - powiedział cicho Diego.- Nie jedliścienic od wczorajszego południa. Boże - myślał Torquemada - czyż wolno mi zapomnieć, iż nie mam prawauczynić nic takiego, co by czyste intencje tego chłopca mogło podać w wątpliwość?Czy ponad utwierdzenie młodej wiary istnieje coś ważniejszego? A w obliczu zła,które wszędzie może powstać, czy nie lepiej narazić się na pomyłkę wobec jednegoczłowieka niż na krótkowzroczne przeoczenie możliwości istnienia zła? Jakżezresztą może istnieć wina bez oskarżyciela? Tylko poprzez prawdę, która jestjedyna, możemy rozpoznać zaprzeczenie prawdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl