[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślałam, że zwariowała.Hieronimprzychodzi na krótko, nie zabawi godziny.Odnosimy wrażenie, żezawsze panna Zwidwińska jest w taksówce na podwórzu, albo w "NowejZiemiańskiej" na przeciw naszej bramy.- Ja mu ją odbiję - powiedział wuj Rudolf.- Nie spojrzy na ciebie, biedny bracie.Jeśli Hieronim się z niąożeni i wprowadzi ją w swój świat, znajdzie tam kogośmożniejszego.Mężczyzni są dla niej szczeblami, po których pniesię.Zwidwiński posłużył jej, by dostać się w pobliże Hieronima.Zwidwiński, jako podwładny Hieronima, musiał się bardzo starać, bywprowadzić ją blisko Hieronima.On zaś, lata powstrzymywał się ododczuwania czegokolwiek, by nie rozpraszać się w swoich dążeniach,a gdy osiągnął to, czego pragnął, przyszła gwałtowna reakcja.Hieronim nie był dobry dla rodziców.Nawet Józef nie wie, czywypędzili go, czy sam uniósł się gniewem i zerwał z domem, na znakobrazy.Spotkał swoją obecną żonę.Opłaciła jego studia.Udawałkogoś pełnego wdzięku, bezinteresowniejszego niż ty i, ponieważudawał, chwilami przewyższał ciebie.Pamiętam wieczór wMarzeniowie.Ty Rudolfie jak skowronek snułeś polne trele, on,słowik w ogrodzie, pełnym bzów, jaśminów i hortensji.- To było, gdy Lena była pierwszy raz w Marzeniowie?- Tak.Nazajutrz karawana bryczek i powozów miała wyruszyć przezlasy.Jaki to był beztroski dzień! Byłam przepełniona nadzieją.Akurat wyszedł doktor i potwierdził moje przypuszczenie, co dozjawienia się Jaona.Widziałam świat jego oczyma.Po chwili milczenia matka dodała:- Gdyby tego wieczora Lena nie wybrała beznadziejnej miłości dociebie, wpadłaby w sidła Hieronima.Nawet nie ostrzeglibyśmy jej,bo nie podejrzewaliśmy, że przyjechał po zerwaniu z domem i szukaofiary.Stąd było to maksimum, które z siebie dawał.- Lena, pamiętam, mówiła, że sprzedaje kamienicę, bo czuje, żejest zbyt dziecinna i naiwna, by nią administrować.Miała nasobie coś w rodzaju mundurku szkolnego z marynarskim kołnierzem.- Bracie, co się stało, że znieważyłeś swojego przełożonego? Gnębimnie to od pierwszego wieczora.- Ten pan doszedł do wszystkiego morderczą pracą od tragarza naplacu, a ja ruchem konika szachowego, czy polnego przeskoczyłeminne figury.Nienawidził mnie, jako kogoś mającego plecy.Byłordynarny wobec wszystkich, z wyjątkiem mnie, ale przy mnie byłszczególnie niegrzeczny dla innych, by udowodnić, że boję sięstanąć w ich obronie.Wybrał na szczególny przedmiot prześladowańosobę, o której wspomniałem, która okazała mi trochę sympatii.Posunął się do tego, że odezwał się do niej: - "Ty cycatajałówko!" - Była to aluzja do tego, że pani buchalter ma dużepiersi, nie ma dzieci i żyje w separacji z mężem.Poprosiłem, byodwołał te słowa.Zerwała się, błagała, bym odwołał moje żądanie. On nie przeprosił jej po to, bym go uderzył.Nie oddał mi, tylkootarł twarz."Myślę, że po tym, co się stało pan zwolni się sam, aja nie będę wzywał policji".Tak się mnie pozbył.- Wuju, czy ty za wojnę masz order? - spytał Jaon, który wszedłbezszelestnie.- Nie dostałem żadnego.- To ja ci zrobię order - powiedział Jaon i zerwał się od stołu.- Marsz z powrotem - zawołała matka.- No pozwól mu - powiedział wuj.Jaon zawrócił i czekał wdrzwiach.- Zawsze marzyłem, że sam Marszałek mnie udekoruje.Bałem się, żesię rozpłaczę.Na samą tę myśl, kiedyś pod kulami, płakałem.Ateraz nasz wódz nie żyje i.- wuj nieoczekiwanie załkał.- Co "i".Nie dokończyłeś Rudolfie.- Ach - machnął ręką wuj.- Dobrze, niech Jaon cię udekoruje, a w zamian wezmiesz go naspacer.Ostatnio czuję wielkie zmęczenie.Muszę dziś przeleżeć włóżku.Położę się u Jaona i nie będziecie tam wchodzić - wstała iposzła do kuchni, by wydać rozporządzenia Maniuni i Dziurzynie.Jaon wyciął tępymi nożyczkami, przydzielonymi mu prze matkę,nierówny krzyż z baretką, pokolorował na czerwono i zielono.Stanął na stołku.Wuj zbliżył się.Jaon szpilką przyczepił orderdoklapy garnituru.Potem wuj podał Jaonikowi płaszczyk, zajrzeli dokuchni, by się pożegnać i wyszli.Szli trzymając się za ręce.Naulicy przechodnie przyglądali się mężczyznie udekorowanemutekturowym orderem, prowadzącemu chłopca.W Aazienkach poszli dopawi.Jakaś młodziutka pani w małym kapelusiku z woalkąprzyglądała się pawiowi.- Pokazał, jaki jest piękny - zwrócił się wuj do niej.- Czy to ładnie odzywać się do nieznajomej? - skarciła goniezbyt groznie.Po chwili zrobiło jej się żal ostrych, jak jejsię wydawało, słów i powiedziała.- Pan sam wyprowadza chłopczykana spacer?- Z wielu różnych względów - powiedział smutnie wuj, udając żejest ojcem Jaona i to osamotnionym.- Nie widziałam pana, choć przychodzę co dzień o tej porze -odezwała się nieznajoma i odeszła.W domu Maniunia i Dziurzyna otworzyły im radosne i roześmiane.Wujpoprosił, by zajęły się Jaonem i wszedł do gabinetu.Maniunia iDziurzyna stały smutne.Dziurzyna próbowała pocałować Jaona, aleManiunia odciągnęła ją:- Pani nie pozwala! Na tobie są zarazki.- Miasto jest smutne - pożaliła się Dziurzyna.- Jakaś nudaogarnia.- Ja się nie nudzę - powiedziała Maniunia.- Ja też - wtórował jej Jaon.- Nigdy!- Bo ty ciągle się bawisz - odrzekła Dziurzyna.- Ciotko Dziurzyno - odezwała się Maniunia - w mieście dzieciom zacałą pracę jest zabawa.Przebierają lalki. - Ja się lalkami nie bawię - oburzył się Jaon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl