[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To ewenement - żeby dać nauczycielom tak piękny dowód na to, że ich praca - zasianeziarno, dało wspaniały plon.Dzisiaj położę głowę, że nie ma takich szkół, takich relacji, takiejmiłości do czasów szkolnych, belfrów ukochanych wielce i koleżanek, fartuchów z satyny itarcz.I nie zasymilowałam określenia Dzień Edukacji Narodowej - napuszone i niepotrzebneto!Dzień Nauczyciela - czytelne, potrzebne, normalne. CZAS jakiś temu zmarła polonistka Mariana.Z liceum.Byłam zaskoczona tym, jak on to przeżywa.Tyle lat minęło.I faktycznie taka to byłaosobowość? Marian przysiadł na ławce koło płotu i mówił o niej z najwyższym uznaniem i oinnych, którzy dali wyraz swojej wdzięczności, pisząc wspomnienia o pani profesor,redagując je i oddając w jej ręce, gdy jeszcze choroba nie położyła się cieniem na jej twarzy.- Marian, w samą porę.- Myślisz? A ja się bałem, że za pózno.Można było wcześniej.Tyle lat minęło, a onanie wiedziała, że zasiała takie ziarno.To zle! Trzeba to mówić naszym nauczycielomwcześniej, gdy tylko się zorientujemy, że mieliśmy do czynienia z kimś, kto nas kształtował,kto był wielki.Wiesz, o co mi chodzi.- Wiem.Ważne, że się stało, żeście się jakoś skrzyknęli.- Małgoś, gdyby nie ten wariacki portal (N-k), wspominki, rozmowy o nauczycielach,może wielu z nas nawet nie zastanowiłoby się, ile w nas pozostało tych naszych dobrychbelfrów, mistrzów, którym dokuczaliśmy być może, leniliśmy się, ale oni widzieli naszemożliwości i rozbudzali je.Ci fajni - wiesz, o czym myślę.- Mieliście piękny pomysł.Zastanowiłam się nad tym głębiej.Faktycznie, możemy sobie mówić różne rzeczy oowym portalu, ale to jest to miejsce, które ożywiło wspomnienia i zmusiło niektórych z nasdo rozważań o tym, kto i jak nas kształtował.Od jakiegoś czasu mam potrzebę posiadania mistrza.Myślę, że wiele osób ją ma, alenie nazywa tak rzeczy po imieniu.Autorytet, mistrz, przewodnik duchowy - można różnie.Ibardziej mi chodzi o kogoś z najbliższego otoczenia niż kogoś z nimbem, jak Jan Paweł II czyDalajlama.Kogoś, kto kształtował mnie, wpływał na moje gusta, sympatie, kogoś, ktozostawił trwały ślad, piętno bezpośrednie.Rozmawiałam o tym z Marianem długo i analitycznie.Wieczorem zostałam ze swoją konkluzją, zamyśleniem.Nastawiłam sobie koncertRachmaninowa.Moja maestra żyje i ma się świetnie.Od lat nie mam z nią kontaktu.Właśnie wydanojej książkę  Marcella Semhrich-Kochańska.%7łycie i śpiew.Małgorzata Komorowska - moja szkolna Pani od Muzyki, tak podpisywała się nam wpamiętnikach, pisząc zawsze miłą dedykację-wierszyk i rysując rysikiem czarno-białyrysunek - często był to kogut na pięciolinii.To były lata gomułkowskie, zwykła podstawówka na Saskiej Kępie, zwykła naukapolskiego, matematyki, rysunku.Jak to w szkole - kapcie, fartuszki, tarcze, psikusy i ta nauka.Miałam różnych nauczycieli - niespełnione damy, zabiegane stroskane mateczki, ostrei wymagające straszydła, śniące się po nocach.Różne, doprawdy!Panowie też byli różni.Matematyk chodził jak pingwin, był stary i śmieszny, fizyk owyglądzie włoskiego fryzjera przychodził do szkoły na cyku, za to pana od wuefu wszyscysię bali.Wśród nauczycieli - pani Małgosia ucząca muzyki (mówiło się: śpiewu) wyróżniałasię spośród grona ewidentnie - wszystkim.Wszyscy lubili lekcje śpiewu, na których nie tylko się śpiewało.Nasza pani - młoda izdolna - grała właściwie na każdym instrumencie, którego dotknęła.Pianino - no, jasne! Flet,perkusja i wszystko, co w szkole było i nadawało się do grania i grało - w jej rękach, ustach.Oprócz zwykłego rozśpiewania nas, uczyła muzyki - ale jak! Opowiadała o kompozytorachciekawostki, zabawne historie, przybliżała nam ich nie wiedzą encyklopedyczną, sztywną itaką  odtąd dotąd , a wprowadzała ich niejako od kuchni, dykteryjkami, anegdotami,opowieściami o ich prywatnym życiu.Można było słychać tych.ploteczek wnieskończoność.Co pan Bach, a co pan List, a co pan Beethoven.Nadto wprowadziła na zajęcia owe instrumenty i jakoś tam (lepiej, gorzej) graliśmy natrójkątach, kastanietach, fletach i tamburynach bez przymusu, na wesoło i bez poganiania,oceniania.Dla zabawy, bardziej dla  międlenia , oswajania muzyki we własnych dłoniach.Okazało się, że umiemy wydawać dzwięki przy pomocy instrumentów - też!Prowadziła:- chór szkolny - wielki, liczny i na bardzo wysokim poziomie,- dziecięcą orkiestrę symfoniczną (same maluszki z klas I-II),- kabarecik muzyczny,- kwintet śpiewający Kwitnola,- tercet śpiewający Triola,- wspomagała twórczość zespołu bigbitowego Kolorowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl