[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest trochę gorzkawa, więc posyp nią jedzenie, najlepiej coś słodkiego, jak miód albo konfitury, albowsyp ją bezpośrednio do wina.Dzięki temu ofiara nie poczuje smaku.Kiwnęłam głową.- Dziękuję.Chwilę pózniej zachowywałyśmy się już tak, jakbyśmy nigdy nie rozmawiały oczymś takim.Wyraz jej twarzy zmienił się gwałtownie: w oczy wkradła się błagalna prośba.Odpowiedziałam, zanim zdążyła zadać pytanie:- Nie proś mnie o wybaczenie, Lukrecjo, bo nie jestem w stanie ci go dać.Ostatni płomyk nadziei w jej oczach zgasł niczym zdmuchnięta świeczka.- W takim razie będę się modliła o to do Boga - rzekła z powagą.- I poproszętylko, żebyś mnie pamiętała. Wtedy się ugięłam.Podeszłam i przytuliłam ją mocno.- To mogę zrobić.Objęła mnie.343- Do widzenia, Sancho.- Nie - odparłam smutno.- %7łegnaj, już się nie zobaczymy.Przed wyjazdem Lukrecji do Ferrary w mieście odbywały się liczne uro-czystości.W pogodne wieczory Dorotea i ja patrzyłyśmy z loggii, jak przepysznie wystrojeniarystokraci i dygnitarze przemierzająrzymskie place i ulice w drodze do Watykanu, aby złożyćwyrazy szacunku pannie młodej.Były fajerwerki i salwy zarmat; Dorotei podobały się te rozrywki, lecz we mnie podsycały tylko nienawiść.Pewnego ranka, gdy siedziałam w antykamerze i czytałam, otworzyły się drzwi.Podniosłam wzrok, zirytowana niezapowiedzianym wtargnięciem.W drzwiach stał Cezar Borgia.Wojna postarzyła go, podobnie jak francuska choroba; nawet broda, na którejwidać było przedwczesną siwiznę, nie skrywała wyraznych blizn na policzkach.Włosy, które zdążyły się przerzedzić, też lśniły tu i ówdzie srebrnymi kosmykami.Pod zmęczonymi oczami malowały się cienie.- Jesteś równie piękna, jak w dniu, gdy cię pierwszy raz ujrzałem, Sancho -powiedział tęsknie.Jego głos był miękki jak aksamit, lecz komplement poszedł na marne.Na jegowidok skrzywiłam usta; obecność Cezara nie wróżyła niczegodobrego.Wtedy zobaczyłam poważnego małego chłopca, trzymającego go za rękę i zgardła wyrwał mi się dzwięk, który był zarówno śmiechem, jak i łkaniem.- Rodrigo!Rzuciłam książkę i podbiegłam do dziecka.Nie widziałam bratanka od ponad roku, lecz natychmiast go poznałam; złociste loki i błękitne oczy bez wątpienia odziedziczył po Alfonsie.Był ubrany w książęcą tunikę zgranatowego aksamitu.Uklękłam przed nim i rozłożyłam ramiona.- Rodrigo, najdroższy! To twoja tia Sancha, pamiętasz mnie? Wiesz, jak bardzo cię kocham?Chłopczyk - teraz niemal dwulatek - początkowo odwrócił się ode mnie, a potempotarł piąstkami oczy, zawstydzony.- Podejdz do niej - mruknął zachęcająco Cezar i pchnął go w moją stronę.- Totwoja ciocia, siostra twojego ojca.Była bardzo zaprzyjazniona z twoją matką.I towarzyszyła jej,kiedy się rodziłeś.Wreszcie Rodrigo wtulił się we mnie z czułością.Objęłam go, nie pojmując,czemu zawdzięczam tę łaskę, i na razie nie przejmując się tym wcale.Była to czysta rozkosz.Przycisnęłam policzek do miękkiej dziecięcej czupryny, a Cezar odezwałsię z dziwnym zakłopotaniem:344Lukrecja nie może zabrać synka do Ferrary.- Zwyczaj sprzeciwiał sięwprowadzaniu dziecka z poprzedniego małżeństwa do domu nowego męża.-Dlatego poprosiła, żebyś go wychowała.Nie widziałem w tym nic złego i goprzyprowadziłem.Mimo radości nie mogłam się powstrzymać od sarkazmu.- Dziecko nie powinno się wychowywać w więzieniu!- Dla niego nie będzie to więzienie, tylko dom - powiedział Cezar zezdumiewającą łagodnością.- Przyznamy mu wszystkie przywileje; będzie mógłswobodnie wchodzić i wychodzić, i odwiedzać dziadka i wujów, kiedy tylko sobiezażyczy.Wszystko, czego mu trzeba, natychmiast dostarczymy, bez zbędnychpytań.Nająłem dla niego najlepszych nauczycieli, gdy nadejdzie czas.- Zrobiłpauzę, a potem dodał chłodnym, aroganckim tonem, który tak dobrze znałam.- W końcu jest Borgią.- Jest księciem dynastii aragońskiej - oświadczyłam zapalczywie, mocnoprzytulając chłopca.Cezar uśmiechnął się bez złośliwości.- Wkrótce zjawi się służba z jego rzeczami - dodał, a potem odszedł,pozostawiając mnie, bym mogła się zastanawiać, jak potwór może czasem okazaćsię ludzki.Zawołałam Esmeraldę, żeby pochwalić się moim najnowszym, najcenniejszymklejnotem; we dwie obsypałyśmy zdziwionego chłopca pocałunkami.Lukrecja mnie zdradziła, Alfonso umarł, lecz zostawili mi najwspanialszyprezent na świecie: swego syna.Od tamtej chwili wszelkie ślady mojego szaleństwa zniknęły.Mały Rodri-go dałmi znowu nadzieję i cel.Uświadomiłam sobie, że nie zniszczyłam wszystkiego, cokocham, i zaczęłam zastanawiać się nad ucieczką z dzieckiem do Neapolu, gdzierządził teraz król Ferdynand Hiszpański.Nie mogłabym wrócić do Castel Nuovo,lecz nie byłabym zle widziana w mieście, które tak uwielbiałam.Moja matka, ciotki, a nawetkrólowa Juana nadal tam mieszkały.Byłabym wśród rodziny.Kobiety,które znały mojego brata, teraz mogłyby poznać jego syna.Miałam broń do osiągnięcia celu; dzięki Lukrecji wiedziałam, jak jej użyć.Pozostał tylko jeden kłopot: jak podać jąofierze.Teraz, gdy wróciły mi zmysły,byłam cierpliwa, mogłam poczekać na stosowny moment i drobiazgowo rozważyć,jak wypełnię przeznaczenie, które wywróżyła mi strega.Dni upływały mi na opiece nad Rodrigiem.Potrzebował czasu, zanim przyjął dowiadomości, że już nigdy nie zobaczy matki; przede wszystkim zaś345 tęsknił za piastunką, która wraz z dworem Lukrecji pojechała do Ferrary [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl