[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Serce moje, przecież to jedyna taka szansa w życiu! Jak coś takiego spalić? Ludzie wykorzystują w grze radioaktywne znaczenia i się nie boją.A poza tym, zawsze jest możliwość, że ta kobieta się myliła.- A duchownych pan się nie pytał?- A gdzie tam! Teraz to mnie za próg cerkwi nie wpuszczają.Ani chybi, coś czują.Wyskoczy taki pop, jak oparzony, i nie ma rozmowy.Przeszły mnie ciarki.- No a te kości, sprawdzał pan? Naprawdę były ludzkie?- Tak - Fedir Iwanowycz przytaknął ze smutkiem.- Specjalnie potem sprawdzałem w akademii medycznej.Mają tam ludzki szkielet - można porównać.- I tej umowy na karcie mimo wszystko mi pan nie pokaże?- Nie pokażę.Nikomu nie pokażę i schowam tak, że nikt nie znajdzie.- Więc książki nie będzie - uciekłam się do brutalnego szantażu.- Kto uwierzy w całą tą historię, kiedy napiszę, że nawet nie widziałam karty.- To proszę napisać, że pani widziała.Po to jest pani pisarką, żeby pani ludzie wierzyli.Dumas też muszkieterów nigdy na oczy nie widział.Jego logika była powalająca.- No dobrze, a co oprócz tej mistycznej historii? Co, że tak powiem, czytelnik wyniesie z tej książki?186- Jak to, co wyniesie? Życie.Wie pani na przykład, że karciarze pewnego razu uratowali Bogdana Chmielnickiego? Kiedy Turcy napadli na Sicz, straż spała, a karciarze oczywiście nie, i to oni podnieśli alarm.Uśmiechnęłam się.- Proszę o wybaczenie, ale gęsi kiedyś uratowały Rzym.Może lepiej napiszę o gęsiach.Fedir Iwanowycz wcale się nie obraził:- No, jeśli gęsi pani zapłacą.A przy okazji, wie pani, że teoria prawdopodobieństwa narodziła się, kiedy Pascal próbował rozwiązać zadania, które podsunął mu najbardziej znany szpilowy Francji.Trzeba było obliczyć, jak ograć frajerów w kości.Tego akurat nie wiedziałam.- No widzi pani! Proszę napisać.Biorąc pod uwagę poziom trudności zadania, podwyższam pani honorarium do piętnastu tysięcy.Zaliczkę mogę wypłacić od razu.- Nie trzeba.Przemyślę sprawę, a potem porozmawiamy o zaliczce.Na razie nie wiadomo, czy coś z tego wszystkiego wyjdzie.- Wyjdzie.Ma pani miesiąc na myślenie Ja się nigdzie nie śpieszę, w końcu jestem na emeryturze.Floty natłukłem tyle, że na sto lat wystarczy.I na pani honorarium wystarczy.A ja tymczasem będę jeździł po pensjonatach, spotykał się z przyszłymi czytelnikami, pił wodę mineralną.niech pani myśli.Za miesiąc panią znajdę -wyciągnął z kieszeni długopis, wziąłserwetkę i podniósł na mnie wzrok.- To jaki jest pani numer telefonu?To lato miałam straszliwie zabiegane.Delegacja za delegacją.Prawie nie pojawiałam się w domu, więc jeśli ktoś próbował się do mnie dodzwonić, szanse miał marne.Kiedy pewnego dnia, po raz kolejny już spóźniona, wybiegałam z domu, usłyszałam dzwonek telefonu.Podniosłam słuchawkę i ktoś spytał:- Ludmiła Mikołajiwna?- Tak, ale proszę mówić szybciej.Za pół godziny mam pociąg.- Milicja.Wydział spraw wewnętrznych.Czy znała pani Fedira Iwa-nowycza Mirosznyka?187- Kogo?- Fedir Iwanowycz Mirosznyk.Miał pani numer w notesie.- I co z tego?- Chciałbym z panią porozmawiać na ten temat.- Młody człowieku - powiedziałam - za pół godziny mam pociąg, jadę w delegację.Możemy spotkać się dopiero w poniedziałek.- Oczywiście - głos po drugiej stronie nie przejawiał zniecierpliwienia.- Zapraszam do komendy rejonowej w poniedziałek.Ósma czterdzieści pięć.Moje nazwisko - Mykytiuk.W poniedziałek stanęłam przed obdrapaną bramą jednopiętrowego budynku z tabliczką Komenda Rejonowa, Wydział Spraw Wewnętrznych.Milicjant przy wejściu rzucił okiem na moją legitymację prasową i wpuścił mnie do środka.Strażnik w korytarzu za szklaną przegrodą na legitymację w ogóle nie patrzył.- Z gazety? Do Mykytiuka? Po lewej stronie, pokój dwadzieścia.Chwilę błądziłam wąskim korytarzem, w końcu znalazłam sięw małym pokoiku z trzema stołami, zawalonymi papierami.Przecisnąć się obok mebli można było tylko bokiem, a na jedynym wolnym krześle leżała kamizelka kuloodporna.- Czy mogę zobaczyć się z panem Mykytiukiem?Młody, krótko obcięty chłopak, o lekko bandyckim wyglądzie podniósł na mnie wzrok.Wtym momencie przypomniałam go sobie i od razu zrozumiałam o jakiego Fedira Iwanowycza chodzi.- Dzwonił pan, umówiliśmy się na ósmą czterdzieści pięć.- A tak! - z niezadowoleniem spojrzał na swoich sąsiadów i wstał z krzesła.- Chwileczkę.Przełożył kamizelkę na parapet i poprosił, żebym usiadła na wolnym miejscu.Śledczy miałczerwone oczy - może z niewyspania, a może z przepicia.- Pierwsze pytanie.Jak pani tu weszła?- Na legitymację prasową - podałam mu dokument.- Służba.- powiedział Mykytiuk z przekąsem i położył moją otwartą legitymację przed sobą na stole.- Drugie pytanie.Czy spotkaliśmy się gdzieś wcześniej?- Tak.Pół roku temu.W komisariacie na dworcu.- A dokładnie! Tam zdaje się panią okradli.188- No, prawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl