[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie sądzę, aby miała do powiedzenia cokolwiek, co mogłoby mniezainteresować - mruknął.Zauwa\ył, \e Penelope stłumiła śmiech, i spojrzał na nią z miną "Mamcię!".Tym razem jednak "Mam cię" znaczyło równie\ "I całkiem się z tobązgadzam".- Dobry wieczór - rozległ się donośny głos earla of Macclesfield.- Dobry wieczór, przyjacielu! - odpowiedział mu jakiś pijany głupek.Bridgerton obejrzał się, \eby sprawdzić kto to, ale tłum był zbyt gęsty.Earl mówił coś jeszcze, potem odezwała się Cressida, ale Colin przestałna nią zwracać uwagę.Cokolwiek miała do powiedzenia, nie pomo\e mu torozwiązać głównego problemu: jak właściwie powinien przeprosić Penelope.Próbował w myśli dobrać właściwe słowa, ale jakoś nie znajdował tychodpowiednich.Mógł mieć tylko nadzieję, \e jego słynny giętki językpoprowadzi go we właściwym kierunku, kiedy ju\ nadejdzie czas.Na pewnozrozumie&- & Whistledown!Colin usłyszał tylko ostatnie słowo monologu Cressidy, ale nie mógłprzeoczyć potę\nego westchnienia zdumienia, jakie wydarło się z tłumu.Zaraz potem rozległ się głośny szmer pospiesznych szeptów, takich, jakiesłyszy się najczęściej wówczas, kiedy ktoś zostanie przyłapany w niezwyklekompromitującej sytuacji. - Co? - wykrzyknął, zwracając się do Penelope, która pobladła jak płótno.- Co ona powiedziała?Penelope jednak odebrało mowę.Spojrzał na lady Danbury, lecz i starsza pani nakryła dłonią usta iwyglądała, jakby miała za chwilę zemdleć.Było to nieco przera\ające.Zało\yłby się bowiem o największą sumę, \ew całym swoim ponad siedemdziesięcioletnim \yciu hrabina nie zemdlała anirazu.- Co? - zapytał znowu, w nadziei, \e wyrwie którąś z nich z odrętwienia.- To nie mo\e być prawda - wyszeptała wreszcie lady Danburypobladłymi ustami.- Ja w to nie wierzę.- W co?Dr\ącym w świetle świec palcem wskazała na Cressidę.- Ta kobieta nie jest lady Whistledown.Colin kręcił głową, patrząc to w tę, to w drugą stronę.Na Cressidę.Nalady Danbury.Na Penelope.- Ona jest lady Whistledown? - wypalił wreszcie.- Tak twierdzi - odparła hrabina z wyraznym powątpiewaniem na twarzy.Colin zgodził się z nią.Cressida Twombley była ostatnią osobą, którąpodejrzewałby o bycie lady Whistledown.Była inteligentna i co do tego niebyło najmniejszych wątpliwości.Ale nie była sprytna ani szczególnie dowcipna,jeśli nie wydrwiwała innych.Lady Whistledown miała specyficzne poczuciehumoru, lecz z wyjątkiem słynnych komentarzy na temat strojów raczej niedokuczała mniej popularnym członkom towarzystwa.Musiał przyznać, \e lady Whistledown miała dość dobry gust, jeślichodziło o ludzi.- Nie mogę uwierzyć - powiedziała lady Danbury z głośnym, pełnymurazy siąknięciem.- Gdybym przypuszczała, \e stanie się coś takiego, nigdy w\yciu nie rzuciłabym tego idiotycznego wyzwania.- To potworne - jęknęła Penelope. Głos dr\ał jej lekko, a to zwiększało jeszcze skrępowanie Colina.- Nic ci nie jest? - zapytał.Potrząsnęła głową.- Nie, chyba nic.Choć muszę przyznać, \e czuję się dość rozbita.- Chcesz wyjść?Pokręciła głową.- Wolę tu pozostać, jeśli nie masz nic przeciwko temu.- Oczywiście - rzekł, obserwując ją zatroskanym wzrokiem.Wcią\ byłabardzo blada.- Och, na litość& - mruknęła lady Danbury, by po chwili rzucić głośneprzekleństwo.Równie dobrze mogła zatrząść posadami ziemi.- Lady Danbury?! - jęknął Bridgerton, wytrzeszczając oczy.- Idzie tutaj - wymamrotała, wskazując głową na prawo.- Powinnam byławiedzieć, \e nie zdołam uciec.Colin spojrzał w ślad za jej wzrokiem.Cressida próbowała przecisnąć sięprzez tłum, prawdopodobnie po to, aby stanąć przed lady Danbury i odebraćnagrodę.Na ka\dym kroku zatrzymywali ją zaciekawieni goście, a ona zdawałasię zachwycona tymi dowodami uwagi.Nic w tym dziwnego.Cressida zawszelubiła skupiać na sobie uwagę& lecz równie mocno pragnęła teraz dotrzeć dohrabiny.- Obawiam się, \e nie ma przed nią ucieczki - zauwa\ył Colin.- Wiem - burknęła lady Danbury [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl