[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z trudem powstrzymywał się od śmiechu.Joshua dyskretnieprzysłonił usta kubkiem.- Nie rozumiem cię, Miron, co byłoby bardziej na miejscu, bezszwowabielizna sportowa? Jestem kobietą, do cholery! Poza tym tak jestwygodnie.- Ale ja nie mówię, że powinnaś coś z tym zrobić, uwielbiam twojąbieliznę, zwłaszcza ciebie w niej, ach, i te majteczki z diabełkiem.Poprostu zaznaczam, że kubek z Bambi nie jest największym ciosem, jakiprzyjąłby twój wizerunek.- Doprawdy, diable, mówi to facet w bokserkach w króliczki -parsknęłam. Joshua uśmiechnął się szeroko.Anioł zwykle nosił klasycznepłócienne bokserki w kratkę lub paseczki, powściągliwe i skromne jak onsam.Miron nie miał nawet jednej pary, która nie byłaby manifestacją jegopoczucia humoru i osobowości.Teraz ukłonił się, przyznając rację memuargumentowi.Przez chwilę jedliśmy, dowcipkując, zaśmiewając się, jakgdyby nic się nie działo, jakbyśmy nie zwiewali z Thornu.Było mi dobrzez tym rozluznieniem.I wtedy zadzwięczało jedno z zaklęć szpiegow-skich.Zadrżałam.- Ktoś się zbliża do domu - powiedziałam szybko i w ułamku chwilibyłam przy torbie.Pochewkę z nożem szybko przypięłam na lewymprzedramieniu, ukrywając ją pod rękawem swetra.Wyjęłam glocka zkabury, którą zdjęłam po przyjezdzie na miejsce, i włożyłam broń z tyłu,za pasek spodni, obciągając sweter, by nie rzucała się w oczy.Chłopcyteż się zbroili, stanęliśmy przy drzwiach do sieni, by mieć rzut na drzwiwejściowe.Tarcze przepuściły intruza, ale nie złamał ich, nie użył magii.Mogło to znaczyć, że był człowiekiem.- Czy ktoś ma prawo tu przebywać? - szeptem zapytał Miron.- Nie, dom należy do mnie, jestem jedyną spadkobierczynią po babci,nikt nie powinien mieć kluczy - odpowiedziałam.Usiłowałam wyczuć osobę zbliżającą się do drzwi.Coś dziwnieznajomego pojawiło się w mojej głowie w szybkim przebłysku.Pukanie nieco mnie uspokoiło.Chyba tylko wyjątkowo niepoczytalnybandyta pukaniem uprzedza ofiarę o swoim nadejściu.Skinęłam chłopakom, by mnie kryli, a samapodeszłam do drzwi.Otworzyłam je szybko, gotowa sięgnąć po glocka,gdy zajdzie potrzeba.- Pani Zosia.- Powietrze uszło ze mnie z nagromadzonym napięciem.- Dobry wieczór, Teodoro, ale cię zamurowało, co? To ta fryzura,córka mówi, że odjęła mi dwie dekady.-Zaśmiała się, poprawiająclśniący lok w kolorze wina nad czołem.Nie zamierzałam wyjaśniać, że sama jej obecność mnie zaskoczyła,spodziewałam się napastnika, a nie wścibskiej sąsiadki, więc tylko sięuśmiechnęłam i wpuściłam ją do środka.Jakoś nie podejrzewałam, bybyła koniem trojańskim naszych wrogów.- Gdy tylko zobaczyłam samochód, domyśliłam się, że to ty,pomyślałam, że wpadnę, przyniosłam ci trochę świeżego mleka i ciastodrożdżowe - trajkotała, wchodząc do sieni.Zamilkła nagle i wiedziałam,że zauważyła chłopaków.Cóż, dwóch bez mała dwumetrowych facetówraczej trudno przegapić.Zamknęłam drzwi, przekręcając na wszelkiwypadek klucz, i dogoniłam ją w kuchni, wodzącą wzrokiem z Mirona naJoshuę i z powrotem.Usta miała uchylone w wyrazie bezbrzeżnegozaskoczenia.Nie dowierzałam w to.Pani Zosia była zawsze najlepiejpoinformowaną kobietą we wsi.Na pewno widziała, jak podjeżdżamy,wysiadamy, kręcimy się, wnosząc bagaże.Podejrzewałam też, że mleko iciasto były czymś więcej niż sąsiedzką uprzejmością, raczej pretekstemdo wizyty zapoznawczej.Ale może kontakt z nimi był bardziejprzytłaczający niż zakładała.Nie dzi- wiłam się temu.Każdy z nich z osobna robił oszałamiające wrażenie,razem zdawali się pogwałcać kilka praw, w tym zasadyprawdopodobieństwa.- Pani Zosiu, przedstawiam mojego narzeczonego, Mirona - użyłambardzo oficjalnego tytułu, znając konserwatywne poglądy starszej pani - ijego brata Jos-huę.Chłopcy, to pani Zosia, sąsiadka i przyjaciółka mojejbabci.Chłopcy skłonili się bardzo uprzejmie i doskonale udawali, żewwiercające się w nich spojrzenie zupełnie nie robi im różnicy.Słowodaję, przełykała ślinkę na ich widok.Irracjonalna złość narosła we mnie wułamku sekundy.Miałam ochotę warknąć i zaznaczyć, że są mojąwłasnością.Zamrugałam, czując pomruk, rodzący się w moich trzewiach.Miron chyba wyczuł to, bo podszedł i objął mnie ramieniem.- Hm, widzę, że jecie kolację, nie będę przeszkadzać -powiedziałasłodko - chciałam się tylko przywitać, kochanie, tak dawno cię tu niewidziałam.- Byłam bardzo zajęta - powiedziałam.- Przyjechałaś na święta?- Potrzebowaliśmy trochę oddechu.- Uśmiechnęłam się blado.Ochtak, dokładnie tego potrzebowaliśmy.- Tak, wy młodzi za dużo pracujecie, tylko kariera, kariera, na nicczasu nie macie, ani na ślub, ani na dzieci.- Na Boginię, z czasem niezrobiła się nawet odrobinę bardziej delikatna.- Nawet śmierć wam nie wporę przychodzi - dokończyła.Jakbym dostała w twarz, zachwiałam się lekko, a Miron wzmocniłuchwyt na moich plecach. - Nic, będę się zbierać - podała Joshui talerz z ciastem, zupełnienieświadoma wrażenia, jakie wywarły na mnie jej słowa - smacznego.Doszłam do siebie i odchrząknęłam.- Pani Zosiu, widziałam, że pani mąż przeprowadził kilka pracremontowych, nowe rynny, podejrzewam, że i dachówki, skoro nigdzienie cieknie.Proszę powiedzieć, ile jestem wam winna, bardzo dziękujęza opiekę nad domem babci.- To już twój dom, Teodoro, a nie jesteś nam nic winna.Niepozwoliłaś nam zapłacić za krowy i drób, jaki nam dałaś, nie chcesz,byśmy płacili za użytkowanie łąki i pola przez te wszystkie lata, więc niedziw się, że chociaż tyle możemy zrobić i przypilnować, by dom czekałna ciebie w dobrym stanie.- Uśmiechnęła się szeroko.- Dziękuję - powiedziałam cicho, wzruszona jakoś, że o tympomyślała.- Nie ma za co, uciekam, nim Tadeusz zauważy, że mnie nie ma.-Zaśmiała się i ruszyła do drzwi.Zamknęłam je za nią i oparłam czoło o chłodne drewno.- Potrafi być męcząca, co? - Miron podszedł i znów objął mnieramieniem.- Nawet nie wiesz jak.Zdenerwowana czekałam, aż któryś zapyta, co dokładnie miała namyśli pani Zosia, ale żaden się nie odezwał.Wróciliśmy do stołu iskończyliśmy jeść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl