[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem robot typu MT-AT pilotowany przez Terpfena nieprzestawaÅ‚ napieraæ na transporter Caridanina.Furgan, siedz¹cy wewnêtrzu transpastalowej bañki, rozpaczliwie poci¹gaÅ‚ za ró¿ne dxwi-gnie, ale chyba nie miaÅ‚ pojêcia, któr¹ siê posÅ‚u¿yæ.Terpfen nie przestawaÅ‚ zasypywaæ go lawin¹ blasterowych bÅ‚y-skawic.Przepchn¹Å‚ machinê Furgana przez miejsce, gdzie spoczy-waÅ‚y szcz¹tki stopionego skrzydÅ‚a wrót, i znieruchomiaÅ‚, trzymaj¹cnad przepaSci¹ robota typu MT-AT, wywijaj¹cego odnó¿ami.A póxniej go puSciÅ‚.Robot ambasadora Furgana znikn¹Å‚ za krawêdzi¹ skaÅ‚y i macha-j¹c koñczynami jak cepami, zacz¹Å‚ dÅ‚ugi lot ku podnó¿u skalnej igli-cy.Zanim jednak roztrzaskaÅ‚ siê o skaÅ‚y, Terpfen daÅ‚ ognia z obu luflaserowych dziaÅ‚ek, nastawiwszy uprzednio moc na maksimum.Stru-gi SwiatÅ‚a zamieniÅ‚y machinê Furgana w oSlepiaj¹c¹ kulê.Robot krocz¹cy Terpfena nie zatrzymaÅ‚ siê jednak na krawêdzi.Przebieraj¹c metalowymi koñczynami, tak¿e zacz¹Å‚ zsuwaæ siêw przepaSæ.Ackbar instynktownie zrozumiaÅ‚, co zamierza zrobiæ jego me-chanik.Nie trac¹c czasu na krzyk, którego i tak Terpfen by nie usÅ‚y-szaÅ‚, przemkn¹Å‚ jak wicher przez grotê i skoczyÅ‚ do tablicy mecha-nizmu otwieraj¹cego pancerne wrota.W chwili gdy tylne odnó¿a machiny Terpfena znikaÅ‚y za krawê-dzi¹, Ackbar wcisn¹Å‚ guzik mechanizmu.LiczyÅ‚ na to, ¿e na wpółuniesione skrzydÅ‚o w dalszym ci¹gu funkcjonuje prawidÅ‚owo.Ciê¿-ka metalowa pÅ‚yta runêÅ‚a na koñcówki Å‚ap robota, wyposa¿one w pa-zury.UnieruchomiÅ‚a je i nie pozwoliÅ‚a, by machina stoczyÅ‚a siê pozboczu. Pomó¿cie mu!  krzykn¹Å‚ Ackbar.Pozostali Kalamarianie, nie wyÅ‚¹czaj¹c samego admiraÅ‚a, rzucilisiê do jednego z mySliwców typu B.Owi¹zani bezpiecznymi linamiholowniczymi, zaczêli spuszczaæ siê w przepaSæ, a¿ dotarli do kabi-181 ny robota Terpfena.Otworzyli j¹ i zobaczyli dr¿¹cego, niemal nie-przytomnego mechanika.Grupa ratunkowa sporz¹dziÅ‚a prowizorycz-ne nosze i ostro¿nie wci¹gnêÅ‚a Terpfena do wielkiej groty.AdmiraÅ‚ Ackbar pochyliÅ‚ siê nad nim z surowym wyrazem twa-rzy.Kilkakrotnie wymówiÅ‚ nazwisko Terpfena, a¿ pokiereszowanymechanik zacz¹Å‚ dawaæ oznaki ¿ycia. Powinien byÅ‚ pan pozwoliæ mi umrzeæ, admirale  powiedziaÅ‚,kiedy trochê bardziej oprzytomniaÅ‚. Muszê przecie¿ ponieSæ Smieræza swoje czyny. Nie, Terpfenie  odrzekÅ‚ Ackbar. Nie wolno ci wybieraæ sobierodzaju kary.Wci¹¿ jeszcze mo¿esz zrobiæ wiele rzeczy, by przy-sÅ‚u¿yæ siê Nowej Republice.Nim zadecydujemy o twoim losie,musisz najpierw odkupiæ swoje grzechy.Ackbar siê wyprostowaÅ‚.USwiadomiÅ‚ sobie, ¿e po tym, jak opu-SciÅ‚ Now¹ Republikê i ukryÅ‚ siê na Kalamarze, te sÅ‚owa stosuj¹ siêtak¿e do niego. Twoj¹ kar¹, Terpfenie  powiedziaÅ‚  bêdzie dalsze ¿ycie.182 ROZDZI A£!Han Solo, pilotuj¹cy  Tysi¹cletniego SokoÅ‚a , zatoczyÅ‚ kr¹g nadkoronami drzew gêstej d¿ungli porastaj¹cej niemal caÅ‚¹ powierz-chniê Yavina Cztery, a potem osadziÅ‚ frachtowiec na l¹dowisku przedwielk¹ Swi¹tyni¹.Szybko zbiegÅ‚ po opuszczonej rampie.Leia i blixniêta omal go nie przewróciÅ‚y, kiedy pospieszyÅ‚y najego spotkanie. Tatusiu, tatusiu!  krzyczeli Jacen i Jaina, a Han nie potrafiÅ‚ukryæ wzruszenia, sÅ‚ysz¹c ich dzieciêce gÅ‚osy.Leia, która niedawno powróciÅ‚a z Anoth, trzymaÅ‚a na rêce trze-cie, najmÅ‚odsze dziecko.Drug¹ rêk¹, objêÅ‚a Hana i wycisnêÅ‚a na jegoustach dÅ‚ugi pocaÅ‚unek, a w tym czasie maleñki Anakin bawiÅ‚ siêwÅ‚osami matki.Blixniêta podskakiwaÅ‚y, ci¹gn¹c nogawki kombine-zonu Hana i domagaj¹c siê, by poSwiêciÅ‚ im trochê uwagi, która ca-Å‚kiem sÅ‚usznie im siê nale¿aÅ‚a. Jak siê masz, maÅ‚y?  zapytaÅ‚ Han, szczerz¹c zêby w uSmiechui patrz¹c na Anakina.Póxniej przeniósÅ‚ spojrzenie na twarz Leii utkwiÅ‚ je w oczach ¿ony. Czy nic ci siê nie staÅ‚o?  zapytaÅ‚. Musisz opowiedzieæ mio wszystkim z najdrobniejszymi szczegółami.WiadomoSæ, któr¹ miposÅ‚aÅ‚aS, byÅ‚a bardzo lakoniczna. Ta-a  odparÅ‚a beztrosko. Kiedy znajdziemy dla siebie tro-chê wiêcej czasu i bêdziemy tylko we dwoje, opowiem ci caÅ‚¹historiê.Najbardziej cieszy mnie jednak fakt, ¿e od tej chwiliwszystkie nasze dzieci bêd¹ w domu.Od dzisiaj sami bêdziemyje chronili.183  Uwa¿am to za bardzo dobry pomysÅ‚  oSwiadczyÅ‚ Han, a potemzachichotaÅ‚ i pokrêciÅ‚ gÅ‚ow¹. PosÅ‚uchaj, czy to nie ty powiedziaÅ‚aS kie-dyS, ¿e nie powinienem lataæ sam i nara¿aæ siê na niebezpieczeñstwa?Na widok Luke a Skywalkera, który szedÅ‚ po wyrównanej pola-nie peÅ‚ni¹cej funkcjê l¹dowiska, Han uwolniÅ‚ siê z objêæ ¿ony i od-sun¹Å‚ od kadÅ‚uba  SokoÅ‚a.Obok mistrza Jedi toczyÅ‚ siê Artoo-De-too, jakby za ¿adne skarby nie chciaÅ‚ oddalaæ siê od swojego pana. Luke!  krzykn¹Å‚ Han.PodbiegÅ‚ do przyjaciela i obj¹Å‚ go w en-tuzjastycznym uScisku. Wspaniale, ¿e ciê znów widzê caÅ‚egoi zdrowego.ByÅ‚ najwy¿szy czas, ¿ebyS skoñczyÅ‚ tê drzemkê.Luke poklepaÅ‚ go po plecach i uSmiechn¹Å‚ siê do niego.W ciem-nych oczach mistrza Jedi pÅ‚on¹Å‚ wewnêtrzny ogieñ, silniejszy ni¿kiedykolwiek przedtem.Z ka¿d¹ pozornie niemo¿liw¹ do pokona-nia przeszkod¹, jak¹ w koñcu udawaÅ‚o mu siê przezwyciê¿yæ, jegosiÅ‚y Jedi sprawiaÅ‚y wra¿enie coraz wiêkszych i wiêkszych.A jed-nak, podobnie jak Obi-Wan Kenobi i Yoda, mistrz Jedi nauczyÅ‚siê mniej polegaæ na wÅ‚asnej sile, a bardziej opieraæ na m¹droScii sprycie.W gêstej d¿ungli otaczaj¹cej Swi¹tyniê Massassów rozlegÅ‚y siênagle gÅ‚oSne piski, kiedy gromada weÅ‚nolamandrów spÅ‚oszyÅ‚a stadoupierzonych lataj¹cych stworzeñ.Widz¹c, ¿e weÅ‚nolamandry zaczy-naj¹ obrzucaæ je gnij¹cymi owocami, stworzenia poderwaÅ‚y siê w po-wietrze, skrzecz¹c na drêczycieli.Han popatrzyÅ‚ w kierunku, sk¹d dobiegaÅ‚a wrzawa, ale spojrze-nie Luke a pozostaÅ‚o skierowane na  SokoÅ‚a , jakby przyci¹gniêteprzez silny magnes.Han odwróciÅ‚ siê w tamt¹ stronê.i zamarÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl