[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sebastian uśmiechnął się i potrząsnął głową.- Jest dominująca.Nie rozdajemy gwarancji bezpieczeństwa.Marówne szanse, tak jak my.- Ona nie może przyjąć wyzwania, jest człowiekiem.- Kiedy umrzesz, zrobimy z niej jedną z nas - rzucił Sebastian.- Raina zabroniła nam robić z Anity lukoi - powiedziała Heidi.Spojrzenie, jakim obdarzył ją Sebastian, sprawiło, że skuliła się przedkotarą.Jej oczy stały się okrągłe ze strachu.- Czy to prawda?- zapytał Richard.- Tak - odpowiedział Sebastian.- Możemy ją zabić, ale nie wolnonam robić z niej jednej z nas.- Uśmiechnął się, błyskając białymi zę-bami.– Więc pozostaje tylko śmierć.Wyjęłam firestara za plecami Richarda, starając się, żeby lykantropyniczego nie zauważyły.Mieliśmy kłopoty.Nawet z Uzi nie mogłamzabić ich wszystkich.Gdyby Richard uśmiercił Sebastiana, mogłoby touratować sytuację, ale on tego nie zrobi.Inni zmiennokształtni przyglądali się nam cierpliwie, z podnieceniem woczach.Taki był plan od samego początku.Mogliśmy wyjść wcześniej.Miałam pomysł.- Czy wszyscy ochroniarze Marcusa są dupkami?Sebastian odwrócił się w moją stronę.– Czy to była obelga?- Jeśli musisz pytać, istotnie była.- Anito – ostrożnie wyszeptał Richard.- Co ty robisz?- Bronię się - odpowiedziałam.Jego oczy rozszerzyły się, ale nie przyjęłam tego spojrzenia jak odwielkiego wilkołaka.Richard zrozumiał, że nie było czasu, żeby o tymdyskutować.Sebastian zrobił krok do przodu, zaciskając wielkie dłoniew pięści.Próbował okrążyć Richarda, żeby dostać się do mnie, ale tenstanął przed Sebastianem.Wyciągnął rękę, i tak jak zrobił to z Heidi,stłumił energię wyciekającą z wilkołaka, jak woda z pękniętej filiżanki.Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.Uspokojenie Heidi to jedno.Zmuszenie lykantropa do przełknięcia takiej mocy było czymś innym.Sebastian cofnął się chwiejnym krokiem.- Ty draniu.- Nie jesteś dostatecznie silny, aby mnie wyzywać, Sebastianie.Niezapomnij o tym - powiedział Richard.Jego głos wciąż pozostawał spokojny, bez żadnej oznaki gniewu.Tobył rozsądny ton negocjatora.Stanęłam za Richardem, z firestarem trzymanym jak najdyskretniej tyl-ko mogłam.Walka była odwołana, a mój mały popis brawury już nie-potrzebny.Nie doceniłam mocy Richarda.Przeproszę go za to później.- Teraz, gdzie Stephen? - zapytał Richard.Szczupły murzyn podszedł do nas, poruszając się niczym tancerz, ską-pany we własnej, mieniącej się energii.Jego włosy były splecione wwarkoczyki z ozdobnym koralikami.Miał delikatne i zgrabne rysy twa-rzy, jego skóra była czysto czekoladowa.- Może jesteś w stanie kontrolować nas pojedynczo, ale nie wszystkichna raz.- Zostałeś wyrzucony ze swojego ostatniego stada za złe zachowanie,Jamil - odparł Richard.- Nie popełniaj tego samego błędu po raz drugi.- Nie będę.Marcus wygra tę walkę, bo ty będziesz okazywać pie-przone miłosierdzie.Ciągle tego nie rozumiesz, Richardzie.My niejesteśmy dobrymi samarytaninami.- Jamil zatrzymał się około ośmiustóp przed nami.- Jesteśmy stadem wilkołaków, nie ludzi.Jeżeli tegonie akceptujesz, giniesz.Sebastian cofnął się i stanął obok Jamila.Reszta lykantropów prze-sunęła się za dwóch mężczyzn.Ich złączona energia płynęła, wypełnia-jąc to pomieszczenie, niczym ciepła woda pełna małych piranii.Dro-binki mocy wzdłuż mojej skóry działały jak delikatne wyładowaniaelektryczne.Dostały się do mojego gardła, tak, że trudno mi było oddy-chać i włosy stawały mi dęba.- Wkurzysz się, jeśli zabiję kilku z nich? - zapytałamMój głos był surowy.Zbliżyłam się do Richarda, ale zaraz zrobiłamkrok do tyłu.Jego moc uderzyła mnie niczym coś żywego.Robiło wra-żenie, ale po drugiej stronie stało dwadzieścia lykantropów.Przy nichprzestawało to być takie imponujące.Ciszę zakłócił krzyk.Aż podsko-czyłam.- Anito - powiedział Richard.- Tak?- Idź po Stephena.- To były jego krzyki? - zapytałam.- Idź po niego.Zerknęłam na grupę lykantropów i spytałam: - Zatrzymasz ich?- Dam sobie radę.- Nie nas wszystkich - warknął Jamil.- Owszem, wszystkich - odparł Richard.Krzyk zabrzmiał ponownie, ale wyżej, bardziej błagalnie.Głos po-chodził z głębszych części stodoły, tych podzielonych na pokoje.Znaj-dował się tam prowizoryczny korytarz.Zaczęłam z tamtej strony, alepóźniej się zawahałam.- Jeśli zabiję ludzi, bardzo się wkurzysz?- Rób, co musisz – powiedział tylko.Jego głos stał się niski, graniczył wręcz z warknięciem.- Jeśli ona zabije Rainę bronią, nadal nie będzie twoją lupą - powie-dział Jamil.Rzuciłam okien na Richarda.Nie wiedział, że jestem kandydatką dotej roboty.- Idź Anito.Teraz.- Jego głos zmienił się w ryk.Nie musiał dodawać: „śpiesz się”.Dobrze o tym wiedziałam.Mógłpróbować grać na zwłokę, ale nie walczyć z nimi wszystkimi.Heidi podeszła do mnie za placami Richarda.Nie zwracał na nią żadnejuwagi, jakby nie uważał jej za niebezpieczeństwo.Nie była potężna, alenie trzeba być silnym, żeby dźgnąć kogoś od tyłu nożem lub pazurem.Wycelowałam do niej z pistoletu.Minęła Richarda o kilka cali.Nic niezrobił.Moja broń była jedyną rzeczą, która chroniła jego plecy.Nawetteraz ufał Heidi.W tej chwili nie powinien ufać nikomu poza mną.- Gabriel jest z Rainą - oznajmiła.Wypowiedziała jego imię, jakby się o niego bała, a on nie był nawetczłonkiem stada.Gabriel to lampartołak.Jeden z ulubionych aktorówRainy.Pojawiał się w jej filmach porno, często zawierających auten-tyczne sceny tortur, a nawet śmierci.Prawie zapytałam się Heidi, kogobardziej się boi, Rainy czy Gabriela.Ale to nie miało znaczenia.Mia-łam zmierzyć się z nimi obojgiem.- Dzięki - powiedziałam do Heidi.Przytaknęła.Poszłam korytarzem, kierując się dobiegającymi krzykami.Rozdział 8Weszłam w korytarz i podążyłam za głosami do drugich drzwi polewej stronie.Słyszałam co najmniej dwa różne męskie, ciche, pomru-kujące.Nie mogłam zrozumieć słów.Krzyki przeszły we wrzaski.- Przestań, proszę, przestań.Nie! - to także był męski głos.Jeśli nietorturowali dzisiaj więcej ludzi, to musiał być Stephen.Wzięłam głęboki wdech, wypuściłam powietrze i sięgnęłam dodrzwi lewą ręką, w prawej trzymałam broń.Żałowałam, że nie znałamrozkładu pokoju.Stephen wrzasnął:- Proszę, nie!Dość.Otworzyłam drzwi, uderzając nimi o ścianę, aby wiedzieć, żenikt za nimi nie stoi.Chciałam się rozejrzeć, ale to, co zobaczyłam napodłodze, zamroziło mnie w miejscu, jak w jakimś koszmarze.Stephen leżał na plecach, rozchylony biały ręcznik odsłaniał jegonagie ciało.Mimo że nie było widać ran, krew spływała po jego klatcepiersiowej szkarłatnymi, ciężkimi strużkami.Gabriel własnym ciałemprzytrzymywał ręce Stephena za plecami, mogły już być związane.Długie, jasne włosy Stephena leżały na odzianych w skórę kolanachGabriela, który był nagi od pasa w górę, nie licząc kolczyka w prawymsutku.Czarne, kręcone włosy spadały mu na oczy.Kiedy na mnie spoj-rzał, wyglądał jak ślepiec.Drugi mężczyzna klęczał przy nogach Stephena.Kręcone blond wło-sy opadały aż do jego pasa.Miał na sobie taki sam biały ręcznik, tyle,że zawiązany.Kiedy spojrzał na drzwi, jego szczupłe, prawie piękneoblicze odzwierciedlało twarz Stephena [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl