[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mieli ich za wiele.Zmarszczył brwi.- Uwolnienie pani teraz zapewne i tak nie byłoby zbyt mądre.Nawet wpowozie powrót przez wzgórza po ciemku, głuchą nocą, przypuszczalniez pościgiem na karku, kto wie, czy nie uzbrojonym, mógłby się dla nas źleskończyć.Biorąc pod uwagę, że nie znamy tych terenów.- Urwał i spojrzał na Elizę pytająco, ale pokręciła głową.- Najrozsądniej będzie - skonkludował - nie próbować ucieczki tej nocy.- Moglibyśmy się zgubić.Albo wypaść z drogi.- Właśnie.- Zastanawiał się dalej.- Mówiła pani, że jest ich troje?Opierając się łokciami o parapet, Eliza przytaknęła.- Przewodzi im Scrope; wydaje mi się, że to on zaczaił się na mnie wbawialni St.Ivesów.- Spojrzała Jeremy'emu w oczy.- Było ciemno, niewidziałam go.Odurzył mnie, chyba eterem.Zapewne wynieśli mnieprzez okno, które wychodzi na boczną uliczkę.Patrzył na nią z uwagą, cierpliwie czekając na ciąg dalszy.-Jest też kobieta, moim zdaniem pracuje zwykle jakopielęgniarka-towarzyszka osób starszych.Niewielepo trzydziestce, silniejsza niż wygląda.No i stangret, Taylor, on równieżnależy do spisku.Zwalisty i silny, bardziej nieokrzesany niż Scrope, któryaparycją i sposobem wysławiania się sprawia wrażenie dżentelmena.- Czyli jest ich troje na nas dwoje - skonstatował Jeremy, nie odrywającwzroku od jej twarzy - co oznacza, że nawet za dnia nie możemy działaćotwarcie, chyba że pozbędziemy się przynajmniej jednego z nich, jeśli niewręcz dwojga.Przez chwilę oboje nad tym dumali.Wreszcie Eliza pokręciła głową.- Nie przychodzi mi na myśl żaden sprytny sposób nawet na to, żebyprzelotnie odwrócić uwagę dwojga z nich.Z całą pewnością nie są głupi.Jeremy przytaknął.- Dokąd panią zabierają? - Znów zajrzał jej w oczy.- Powiedzieli?- Do Edynburga.- Zacisnęła wargi.- Porwali mnie dla jakiegoś lairda zwyżyn, w Edynburgu planują mu mnie przekazać, chyba pojutrze.- Nieodwracała wzroku.- Widzi pan, pewien szkocki arystokrata.- Wiem o wszystkim: o porwaniu Heather i przypuszczeniach, kto zatym stoi.- Kiedy w jej oczach błysnęło zaskoczenie, ciągnął: - Gościłemw zamku Wolverstone, gdzie oceniałem dla Royce'a pewien manuskrypt,kiedy nadszedł list od Diabła z informacją o incydencie z Heather ipodejrzeniach pani rodziny, jak również prośbą o radę.Royce odczytał goMinervie i mnie.Stąd wiem.- To dobrze - rzekła z ulgą.- Nie cieszyła mnie wizja tłumaczenia panuwszystkiego, brzmi to tak wydumanie.- Nie ma nic wydumanego w tym, że tkwi pani tutaj, zamknięta wpokoju gospody w Jedburghu.- Istotnie.- Skrzywiła się.- Ten laird ewidentnie nie jest wytworemwyobraźni.- Opierając się ciężej o parapet, podjęła: - Jeśli więc nie mogęuciec dzisiaj.- Będę musiał uwolnić panią jutro - powiedział, jakby stwierdzałoczywistą rzecz.- Tak się składa, że w Edynburgu powinno się to okazaćznacznie łatwiejsze niż tutaj.Zmarszczyła brwi.- Ponieważ Jedburgh to takie małe miasto?- Po części.- Spojrzał jej w oczy.- W liście Diabeł wspomniał ohistoryjce, którą spreparowali porywacze, aby Heather nie mogła łatwouzyskać pomocy, nawet od władz.Już potakiwała.- Niby że działają na zlecenie mojego opiekuna prawnego? Tak,napomknęli o tym.Zagrozili tym, mówiąc ściśle.- No cóż, to drugi powód, dla którego próba uratowania pani wJedburghu lub okolicy nie wydaje się dobrym pomysłem.Wystarczy, żezaalarmowaliby tutejszy garnizon, a mielibyśmy przeciw sobie znacznesiły, może nawet zamknięto by przed nami granicę.- Zdecydowanie niekorzystna opcja.Zawahał się; inteligentny wyraz jego twarzy wskazywał, że właśnie wpośpiechu analizuje sytuację.- Przede wszystkim jednak Edynburg ma istotne zalety- rzekł wreszcie.- To duże miasto, nie będzie zatem problemu zeznalezieniem kryjówki, kiedy już panią uwolnimy.Co więcej, mam tamprzyjaciół, bardzo dobrych.- Pochwycił jej spojrzenie.- Na pewno nampomogą.Urwał i zaglądał jej w oczy, lustrował twarz; Eliza nie wiedziała, czegotam szukał, ani tym bardziej, co znajdzie.- Jeśli ruszą dalej z samego rana, co można chyba bezpiecznie przyjąć zapewnik, to dotrą do Edynburga około południa - podjął Jeremy, jakbyodrobinę nieśmiało.- Mówiła pani, że przekazanie jej lairdowi ma nastąpić kolejnego dnia,będą zatem musieli przetrzymać panią gdzieś w mieście lub jego pobliżu.Sądzi pani, że zniesie ich towarzystwo jeszcze przez jakiś czas, conajmniej dopóki nie zatrzymają się tam, gdzie planują spędzić jutrzejsząnoc?- No cóż.Tak, dam radę - odparła po krótkim zastanowieniu.- Chyba itak nie mamy wyboru.- Żadnego sensownego - przyznał z grymasem.Pokiwała głową.- Dostosuję się więc, niech mnie zabiorą do Edynburga.- Popatrzyła muw oczy.- Co potem?- Będę śledził powóz, odnotuję, dokąd panią zabrali, i kolejnej nocypanią uwolnię.- Jego szczere, otwarte spojrzenie podnosiło Elizę naduchu.- Nie zamierzamy dopuścić do przekazania pani temunikczemnemu Szkotowi, zatem przyjdę po panią jutro w nocy.Patrzyła na niego, wyczuła skrytą pod jego spokojem determinację.Skinęła głową.- W porządku.Ale to bezwzględnie musi być następna noc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl