[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żeby kogoś o twoich nadludzkich talentach dręczyła taka niepewność?Żeby był taki zdezorientowany? Śmieszne! Absurdalne! Próbujeszwyrzucić to z pamięci, ale nic z tego.Męczy cię, rośnie, jest corazwiększe i większe, coraz głośniejsze i głośniejsze.Kończy się na tym, żesiedzisz samotnie, pocisz się, drętwiejesz; czujesz pewność, żepopełniony oto został pierwszy drobny błąd.* * *Learjet Biura posłużył Blake’owi i jego zespołowi jako transport zAndrews bezpośrednio do Spokane, po czym został przez Blake’aodesłany na Sea-Tac, po Harper i Reachera.Stał na płycie postojowej tużprzy wejściu Continentalu.Ten sam co poprzednio facet z biuraterenowego w Seattle czekał na nich w rękawie.Poprowadził ichzewnętrznymi schodami na zewnątrz gmachu.Padał lekki deszczyk.Pobiegli do schodków, wspięli się po nich do kabiny pasażerskiejlearjeta.Cztery minuty później znów byli w powietrzu.Odległość z Sea-Tac do Spokane pokonywało się znacznie szybciejlearem niż cessną.Na miejscu czekał na nich ten sam miejscowy facet ztym samym samochodem.Na kartce notesu, przyczepionego do szybyprzyssawką, nadal wypisany miał adres Alison Lamarr.Powiózł ichpiętnaście kilometrów na wschód, w stronę Idaho, a potem skręcił napółnoc, w wąską drogę wijącą się pomiędzy wzgórzami.Poprzejechaniu pięćdziesięciu metrów trafili na blokadę: dwa samochody irozciągniętą między drzewami żółtą taśmę.Ponad drzewami, daleko,wznosiły się góry.Ich zachodnie szczyty były szare od padającegodeszczu, wschodnie oświetlały ukośne promienie słońca, przedzierającesię przez szczelinę wśród chmur, rozjaśniające cienkie pasma śnieguzalegającego najwyżej położone żleby.Czuwający przy blokadzie facet zdjął taśmę z drzew, żeby moglimiędzy nimi przejechać.Pięli się pomiędzy domami rozrzuconymimniej więcej co półtora kilometra i zatrzymali dopiero na zakręcie, zaktórym znajdował się dom Lamarr.- Stąd musicie iść piechotą - poinformował ich kierowca.Pozostał zakierownicą, a Harper i Reacher ruszyli pieszo.Powietrze było wilgotne, unosiło się w nim coś w rodzajunieruchomej mgiełki, niebędącej jeszcze deszczem, ale mającej się wdeszcz przerodzić.Wyszli zza zakrętu.Po lewej zobaczyli dom, niski,przyczajony za płotem i osmaganymi wiatrem drzewami.Droga omijałago po prawej.Blokowały ją samochody: czarno-biały miejscowej policji,z błyskającym bez celu światłem na dachu, kilka zwykłych czarnychwozów osobowych i czarny suburban z przydymionymi szybami.Wsamochodzie koronera otwarte były wszystkie drzwi.Karoseriepokrywały krople deszczu.Podeszli bliżej.Drzwi suburbana po stronie pasażera otworzyły się iwysiadł Nelson Blake.Miał na sobie czarny garnitur i płaszcz zkołnierzem podniesionym dla ochrony przed deszczem.Jego twarz byłabardziej szara niż czerwona, jakby szok obniżył mu ciśnienie.Zachowałsię w najwyższym stopniu rzeczowo: żadnych powitań, przeprosin,uprzejmości” ja się myliłem, ty miałeś rację”.- Tu, wysoko, została nie więcej niż godzina dnia - oznajmił.- Chcę,żebyście mnie oprowadzili.Pokazali, co robiliście przedwczoraj,powiedzieli, czy widzicie jakieś różnice.Reacher skinął głową.Nagle zapragnął coś znaleźć, znaleźć cośważnego, najważniejszego.Nie dla Blake’a.Dla Alison.Zatrzymał się,uważnie obejrzał płot, drzewa i trawnik.Widać było, że są zadbane.Drobna, trywialna wręcz zmiana nieważnego fragmentu naszej planety,lecz przecież spowodował ją osobisty gust i autentyczny entuzjazmnieżyjącej już kobiety.Oraz jej własna ciężka praca.- Ktoś już tam był? - spytał.- Wyłącznie miejscowy mundurowy - odparł Blake.- Ten, który jąznalazł.- Nikt inny?- Nikt.- Ktoś z was? Koroner?Blake potrząsnął głową.- Czyli, żebyś ty miał szansę wypowiedzieć się pierwszy.- Więc ona nadal jest w środku?- Owszem.Obawiam się, że tak.Na drodze nic się nie działo, tylko wiatr świstał cicho w przewodachlinii elektrycznej.Czerwone i niebieskie światło na dachu radiowozurytmicznie i niepotrzebnie omywało plecy marynarki Blake’a.- W porządku - powiedział Reacher.- Mundurowy czegoś dotykał?Blake znów potrząsnął głową.- Otworzył drzwi, obszedł dół, poszedł na górę, wszedł do łazienki,uciekł z łazienki i zaraz się zameldował.Dyspozytor wykazał spororozsądku.Zabronił mu wracać do domu.- Drzwi frontowe były otwarte.- Zamknięte, ale nie na zamek.- Pukał?- Podejrzewam, że tak.- To jego odciski palców będą na kołatce.I na klamkach odwewnątrz.Blake wzruszył ramionami.- Przecież to bez znaczenia.Nie zatarł odcisków palców naszegofaceta, bo nasz facet nie zostawia odcisków palców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl