[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mżyło, a ona zostawiła w autobusie parasolkę, wkrótce jednak, gdy odwiedzaładom po domu na ciasnej i obskurnej uliczce, bez reszty oddając się pracy,zapomniała o złej pogodzie.Budynki, rzędem przylegające do siebie, miałyprywatnych właścicieli.W żadnym z nich nie było bieżącej wody, a nadwanaście mieszkań przypadały zaledwie dwa krany oraz dwa ścieki napodwórzu.Na tyłach domów stały obok siebie w deszczu dwie prymitywnetoalety.Bose dziecko w brudnej i rozciągniętej do kolan koszuli otworzyło drzwistojącego na końcu rzędu budynku.Robin poczuła zapach brudnego płótna, niemytego niemowlęcia i wilgoci.W polu widzenia pojawiła się, powłóczącnogami, kobieta.Robin wyjaśniła jej cel swoich badań.175RS  To tylko kilka prostych pytań.Nie zajmę pani dużo czasu.Zaproszona do środka, rozejrzała się po pokoju.Stoły zastępowałyskrzynie po pomarańczach, a siedzenia  worki wypchane sianem.Zarównoniemowlę, jak i dziecko, które otworzyło drzwi, miały zapadnięte oczy i byłyapatyczne.Zciany pokrywała pleśń, a przez okna do wnętrza dostawał siędeszcz.I chociaż w palenisku małego pieca węglowego migotał słaby płomień,w pokoju panował ziąb.Robin prędko przebiegła swoją listę pytań.Kobieta nazywała się Lewis, ajej mężem był bezrobotny stoczniowiec, który od czasu, gdy sześć miesięcytemu doznał urazu kręgosłupa, nie mógł znalezć pracy.Pan Lewis miałtrzydzieści jeden lat, a jego żona dwadzieścia dziewięć.Robin, obrzucającwzrokiem tę chudą i bladą istotę z dzieckiem na ręku, pomyślała z trwogą, żejest od niej zaledwie dziewięć lat młodsza.Pani Lewis otrzymywała z komitetuopieki społecznej dwadzieścia pięć szylingów tygodniowo, a czynsz zawynajem domu wynosił dziesięć szylingów i sześć pensów. Zalegamy z zapłatą  wyznała kobieta. Właściciel dał nam czas dopiątku. Jej głos zabrzmiał bezdzwięcznie i apatycznie, bez śladu strachu czyprzygnębienia.Robin musiała przypomnieć sobie o ostrzeżeniu doktora Mackenziesprzed kilku miesięcy:  Nie angażuj się osobiście.Bądz obiektywna". Ile pani ma dzieci, pani Lewis? Oto Lily i Larry oraz dwoje w szkole.I niemowlę.A tam jest jeszczeMary.Robin początkowo sądziła, że pani Lewis mówi o bawiącej się napodwórzu córce.Zaraz jednak dobiegły ją piskliwe odgłosy z pomieszczeniana tyłach mieszkania.Podążyła za kobietą i znalazła się pomywalni.Potrzebowała kilku minut, aby jej oczy przywykły do mrocznego światła.Gdy176RS dostrzegła dziecko, poczuła mdłości.Mary leżała bezwładnie w ogromnym ko-szu zawalonym brudnymi i postrzępionymi kawałkami koca.Zupełnie jak pies,pomyślała Robin.Oślinione usta dziewczynki były otwarte, oczy rozbiegane, awłosy zbite w kołtuny. Jest nienormalna  wyjaśniła pani Lewis. Taka się urodziła.Bądzcicho, Mary. Ile ma lat? Skończyła dziesięć w kwietniu.Jest moim najstarszym dzieckiem.Robin uklękła obok kosza i pogłaskała dziewczynkę po brudnej buzi. Serwus, Mary.Mary chwyciła palce Robin, nie przestając się huśtać w przód i w tył. Mój Jack zawsze był dla niej bardzo dobry, jednak od czasu urazukręgosłupa nie może jej już wnosić po schodach na górę.Dlatego Mary sypiateraz tutaj, na dole.Robin zdołała jakoś dokończyć wywiad.Drżała jej ręka, gdyodnotowywała składniki rodzinnej diety Lewisów, składającej się z chleba,margaryny i sera.Po uporaniu się z zadaniem pogrzebała w torbie i wydobyła zniej garść cukierków. To dla dzieci.Czy mogłaby mi pani podać nazwisko właścicielawaszego mieszkania, pani Lewis?Gospodarz pani Lewis mieszkał osiemset metrów dalej w budynkuwiększym i lepiej wyposażonym, lecz równie zaniedbanym, jak domy jegolokatorów.Robin przez pięć minut dobijała się do drzwi, zanim się otworzyły.Eddie Harris był wysokim mężczyzną o szerokich barach.Towarzyszył mupies.Wprowadził Robin do frontowego pokoju, zaśmieconego tłustymiopakowaniami po chrupkach oraz butelkami po piwie, i otaksował ją177RS podejrzliwym spojrzeniem.Robin opowiedziała mu o prowadzonychbadaniach. Poznałam dzisiaj pańskich lokatorów, panie Harris.Lewisów z ulicyOrzechowej.Powiedzieli mi, że zalegają z komornym.Mężczyzna wyciągnął z szuflady zniszczony notatnik i przerzucił kilkakartek. Nie płacą już od pięciu tygodni. Dowiedziałam się od pani Lewis, że zamierza ich pan wyrzucić, jeślinie uiszczą należności do końca tygodnia. Sześć tygodni to ostateczny termin zapłaty. Czy nie mógłby pan dać im trochę więcej czasu, panie Harris?Czknął. To zwyczajowo przyjęty termin.Przekroczenie go wiąże się ze stratą wtym biznesie.Robin pomyślała o zrujnowanym, małym domu ze ścianami pokrytymipleśnią, o wilgoci i braku jakichkolwiek udogodnień. Może powinien pan obniżyć czynsz, panie Harris.Wtedy rodziniełatwiej byłoby zapłacić.Wytrzeszczył na nią oczy i wybuchnął śmiechem, odsłaniając rządpoczerniałych zębów. Obniżyć czynsz? A dlaczego miałbym to zrobić, panienko? Ponieważ pański dom nie jest wart kwoty, którą pan pobiera zawynajem.Wyraz rozbawienia zgasł w jego małych, świdrujących oczach. Pół tuzina innych rodzin czeka w kolejce, żeby zamieszkać w moimmiłym domu.Robin zmusiła się, żeby kontynuować rozmowę w przyjaznym tonie.178RS  Na pewno jest pan świadomy faktu, że czynsz za ruderę, jak ta na ulicyOrzechowej, jest znacznie wygórowany.Może pan jednak nie wie, że panLewis jest bezrobotny i że małżeństwo to ma na utrzymaniu sześcioro dzieci, wtym jedno chore od urodzenia.Dokąd pójdą, kiedy ich pan wyrzuci? To już nie moja sprawa. Małe, chytre oczy badawczo się jejprzyglądały. A sądzę, że również i nie pani.Sposób, w jaki się w nią wpatrywał, wprawił ją w zakłopotanie.Jakzwykle miała na sobie spódnicę do kolan, zielony welurowy płaszcz i pantoflena wysokich obcasach.Uwielbiała szpilki, ponieważ wydawała się w nichwyższa.Obecnie jednak żałowała, że nie włożyła worka do kostek i kaloszy.Mężczyzna wyszczerzył w uśmiechu zęby. Czy tylko po to tutaj przyszłaś, żeby mi o tym powiedzieć, kochanie? Amoże mógłbym coś jeszcze dla ciebie zrobić?  Dłoń mężczyzny spoczęła naramieniu Robin: mimowolnie cofnęła się przed jego dotykiem.Pies położył sięprzy drzwiach, ciężko dysząc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl