[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To niewybaczalna zniewaga! - odkrzyknął mu ktoś.- Być może, być może! - odparł Fiszer, napierając całą swoją posturą na tłumnarodowców, który rozstąpił się przed nim jak morze białoczerwone.- Jednakże, panowie,miejcie wzgląd na to, że teraz patrzy na nas cały świat! - zadudnił jak megafon.- Nie lepiej,aby rzecz cała pozostała w naszej wielkiej, polskiej rodzinie?!- Co pan ma na myśli? - przed tłum wyszedł wysoki, młody mężczyzna.Dał znakswoim, by zachowali spokój.- Was jest więcej i możecie nas obić - stwierdził myśliciel.- Jeżeli jednak to zrobicie, wszyscy, cała Polska i świat dowiedzą się, jak bardzo daliście się nabrać.Ceną za małązemstę będzie duża śmieszność.I do tego przy Pewuce.- Co wobec tego pan proponuje?- Wy nic nie zrobicie, my nic nie powiemy.Sprawy nie było.Dżentelmeńska umowa.- Na pewno nikt z was tego nie opisze? - upewnił się przywódca.- Nikt - zapewnił Fiszer.- Ani słóweczka!- Ależ, ja już zaplanowałem cały poemat! - skomplikował negocjacje Tuwim.- Omonumentalnej, rozpędzonej, szklanej lokomotywie.- %7ładnych poematów! - syknął szef narodowców.- Ani słowa o żadnej lokomotywie!- To może chociaż takiej malutkiej i blaszanej.- przeciągał strunę poeta.- Ot.zabawce dla dzieci.- Jak dla dzieci, to niech sobie pisze! - ustalił kompromis Fiszer.- Tylko żadnychlokomotyw dla dorosłych!- No, może być.- niechętnie zgodził się Tuwim.- Jeżeli pan poręczy za tego %7łyda, panie.- Franciszek Fiszer! Ręczę szlacheckim słowem honoru! - myśliciel wyciągnął rękę.- Ja daję słowo polskiego patrioty.Jędrzej Giertych! - Uścisnęli sobie dłonie.- Alemnie tutaj nigdy nie było! - zastrzegł się szybko i obejrzał na swoich.- W ogóle, nikogo z nastu dzisiaj nie było! - oznajmił.- Panowie, zwijać flagi i transparenty!- Jak to, puszczamy ich?! - zaprotestował ktoś.- Policzymy się z nimi po Pewuce!- Tej, chyba że ta!Gdy na peronie mocno się już przerzedziło, pojawił się Wit - kowiak w towarzystwiezaledwie jednego mundurowego.- Spózniłeś się! - powiedział z wyrzutem Drwęcki.- Mało nas nie rozmaślili!- Ae, nie przy Pewuce! - machnął ręką Michał.- Nawet juchty z Chwaliszewapochowały noże.Zresztą mam dobry powód.Znalazłem tę twoją Białozimską.- Naprawdę?! - Jerzy zapomniał o wymówkach.- Pogratulować poznańskiej policjiagentów!- Sam możesz Luni pogratulować.To ona znalazła podejrzaną.- Co takiego?!- Wypatrzyła Białozimską w kronice towarzyskiej  Kuriera Poznańskiego.Wcześniejwidziała zdjęcie na moim biurku.- A co ona robiła w kronice towarzyskiej? - Ja też się zdziwiłem.Jest damą do towarzystwa hrabiny Marii Ciunkiewiczowej.Inie musisz pytać.Nie aresztowałem Białozimskiej.Po pierwsze, nie mam żadnychpoważnych dowodów.Po drugie, stale kręci się wokół niej pół poznańskiej palestry.-Witkowiak minął oniemiałego Drwęckiego, podszedł do lokomotywy i poskrobał paznokciembiały nalot na obudowie kotła.- Ciekaw jestem, kto to teraz odczyści? - obejrzał się na kolegęze stolicy.- Warszawka przyjechała na Pewukę, a biedni poznańczanie posprzątają, co?- Nie wierzę! - powiedziała Marysia, leżąc w ciemnościach obok męża.- Nic a nic cinie wierzę.Kłamczuch! Kłamczuch! Kłamczuch! Zmyśliłeś całą tę historię ze szklanąlokomotywą i pijanym maszynistą! To zbyt nieprawdopodobne.- Ależ, kochanie! Poczekaj, aż Tuwim napisze o tym wiersz. 18.Kosa i kamieńSpotkali się w cukierni Ziemiańskiej, naprzeciw Teatru Polskiego.Cudem znalezliwolny stolik, chociaż lokal znajdował się w zacisznym zaułku, skryty przed oczami turystów,kłębiących się na głównych ulicach.Poznań pękał w szwach i było to widać nawet tutaj.Zwłaszcza po cenach.Za kawę liczono trzy razy tyle, co zimą.Przybyszewska była w skromnej szarej sukni, z włosami gładko zaczesanymi do tyłu.Na trzezwo wyglądała jak melancholijna guwernantka.Wyraznie wzięła sobie do sercapoprzednią kompromitację i nie próbowała odgrywać ulubionej roli zapomnianego geniuszaliteratury.- Jak pani negocjacje w sprawie wystawienia dramatów? - zagadnął uprzejmieDrwęcki, kiedy usiedli po powitaniu.- Nie najlepiej - westchnęła.- Emil mówi, że Thermidor jest za krótki, a SprawaDantona za długa, ale będziemy o tym jeszcze rozmawiać.- spojrzała Jerzemu prosto woczy.- Chciałabym pana przeprosić, panie nadkomisarzu, i wytłumaczyć moje zachowanie.- Proszę wybaczyć, ale nie znam się na leczeniu narkomanii.Bardziej wskazany byłbytu lekarz.- Panuję nad tym! - zapewniła stanowczo.- Jak pan widzi, teraz niczego nie zażyłam.Ja po prostu organicznie nie mogę znieść nudy podróży pociągiem.Tego ustawicznego,monotonnego kołatania.To mnie zbyt przygnębia!- Szkoda, że nie dała nam pani szansy, bo ta podróż była naprawdę niezwykła.- Tadeusz coś wspominał.Mogę tylko żałować i jeszcze raz przeprosić.- Dobrze, przejdzmy do rzeczy.Przybyszewska sięgnęła do torebki i podała Drwęckiemu zmiętą kopertę.Na pierwszyrzut oka można było odgadnąć, co jest w środku.Jerzy wytrząsnął elektryczną perłę na stół,była oznaczona numerem 4, następnie przyjrzał się stemplowi pocztowemu.Nadano wczoraj,z poczty w Poznaniu, na adres prezydenta Dziabaszewskiego, u którego zatrzymała siępisarka.Tylko kilka zaufanych osób znało ten adres.- Myślałam, że prześlą mi to z Gdańska - powiedziała cicho Przybyszewska.-Tymczasem nadawca przyjechał tu za mną.Czy jestem w niebezpieczeństwie, panienadkomisarzu? - Na razie pewne jest tylko to, że ktoś panią obserwuje - odparł Drwęcki.-Oczywiście, powinna pani zachować ostrożność i nie chodzić nigdzie bez towarzystwaprzyjaciół.Poważniejsze kroki podejmiemy, gdy nadejdzie perła z numerem dwa.- Dobrze, panie nadkomisarzu.Nie będę wychodzić sama na miasto.- Czy oprócz tych przesyłek dostawała pani jakieś inne listy? Dziwne telefony?- Nie stać mnie na telefon, panie nadkomisarzu.Ale nie, nic takiego nie było.Naprawdę nie wiem, co ten człowiek może ode mnie chcieć.- Proszę dokładnie opowiedzieć mi o tym oszuście, który podawał się za paniprzyrodniego brata.- Podszedł do mnie zaraz po pogrzebie ojca.- przymknęła oczy.- I poprosił ospotkanie w ważnej sprawie rodzinnej.Dał mi do zrozumienia, że jest moim krewnym.Pomyślałam, że to mój przyrodni brat, syn Marty Foeder, w pierwszej chwili nie spytałamwięc, jak się nazywa, i zgodziłam się na spotkanie.Dopiero potem przedstawił się jakoAlbertyn Białozimski, to nazwisko nic mi nie mówi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl