[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To samo spotkało go pod jeszcze innym drzewem, pod które sięprzeniósł.Ze zjeżonymi ze strachu włosami zaczął wzywać Don Kichota, a gdy ten nadszedł,opowiedział mu o dziwnych owocach, zwisających w tutejszym lesie z gałęzi. Nie bój się  spokojnie powiedział Don Kichot  to owoce sprawiedliwości; najlepszyznak, że wielkie miasto Barcelona już blisko.I tak rzeczywiście było. Rozdział pięćdziesiąty trzeci, który dzieje się w Barcelonie, trochęna barcelońskim lądzie, ale bardziej  na morzuNie Barcelona jednak, lecz tylko noc Barcelonę otaczająca kołysała powieszonymi nadrzewach przestępcami jak niemymi dzwonami postrachu i przerażenia; Barcelona  byładniem wesołym i jasnym, rozpiętym między migotliwym klepiskiem morza a świetliściebłękitnym pułapem niebios; dniem pełnym trzepotania, igrania, dzwonienia, trąbienia,dymienia, a także butnego rozpierania się budynków i ludzi, na ziemi i na falach zatoki,zuchwałego i dzwięcznego ujarzmiania każdej piędzi dostępnej lądu i wody; i Don Kichotprzeto, i Sanczo Pansa, którzy nigdy dotąd nie widzieli ani morza, ani wielkiego portu, zezdumieniem i podziwem wpatrywali się w to widowisko życia, jakie wjeżdżającym zjutrzenką pani Barcelona dawała, i nieprędko pewnie byliby się otrząsnęli z uroku, gdyby nieprzywołali ich do rzeczywistości barcelońscy ulicznicy swawolni.Paru takich wisusów, ukrytych w tłumie, cichcem wetknęło pod ogony Rosynantowi isiwemu osłowi kulki ostów kłujących, które tak im dopiekły, że nieszczęsne zwierzęta wszale rzuciły się przed siebie, desperacko wierzgając; Don Kichot i Sanczo Pansa zaraz spadlina ziemię, i w ten sposób pierwsze zetknięcie ich ciał z Barceloną promienną było czymśzgoła innym niż poprzedzające je pierwsze zetknięcie oczarowanego wzroku i słuchu.W Barcelonie rycerz i giermek zatrzymali się nie w zajezdzie ani w zamku książęcym, alew miejskim domu pewnego zamożnego pana, do którego mieli polecenie od innychżyczliwych osób, spotkanych w drodze.Ten przyjął wędrowców bardzo gościnnie i dbając,by się nie nudzili, oprowadzał ich po całym mieście; pewnego popołudnia postanowił pokazaćim stojące u nabrzeża galery, o czym uprzedził dowodzącego admirała; ten zaś zgotowałsłynnym gościom (w Barcelonie bowiem, wykształconej i czytającej książki, Don Kichot iSanczo Pansa byli już naprawdę słynni) wspaniałe przyjęcie.Zaledwie ukazali się na brzegu, spuszczono na wodę łódz pokrytą kobiercami ipoduszkami, a kiedy Don Kichot postawił na niej nogę, z wszystkich galer po kolei danostrzały armatnie, nie w Don Kichota, ma się rozumieć, lecz na jego cześć i w powietrze.Aódzpodpłynęła do głównej galery i Don Kichot po drabince sznurowej wstąpił na pokład, Sanczoi towarzyszące im osoby za nim. Hu! Hu! Hu!  wykrzyknęła załoga na powitanie, admirał zaś podał Don Kichotowi rękę,mówiąc, że dzień spotkania z błędnym rycerzem odznaczy białym kamieniem, jakonajważniejszy w swym życiu. Dozorca galerników gwizdnął przerazliwie i tłum mężczyzn siedzących przy wiosłachobnażył ciała; w tej samej chwili białe żagle z niezwykłą szybkością jęły się wspinać pomasztach; jedno i drugie nadzwyczaj zdumiało Sancza, ale nie zdążył się jeszcze w pełnioddać zdumieniu, gdy sam stał się przedmiotem kolejnego manewru; wioślarz potężnejbudowy złapał go i uniósł do góry, podając następnemu  i od tej chwili eks-gubernatorBaratarii zaczął latać nad głowami galerników, podawany z rąk do rąk, aż obleciał w kołocałą galerę i wylądował z powrotem w tym miejscu rufy, od którego się wszystko zaczęło.Dyszał ciężko, spocony i poturbowany, i mrugał powiekami, nie pojmując, co go spotkało.Don Kichot zapytał admirała, czy każdy, kto po raz pierwszy wstępuje na pokład, przechodzipodobny chrzest, bo co się jego tyczy, to nie ma zamiaru tak fruwać; co mówiąc, z wyrazemzdecydowania na twarzy położył dłoń na rękojeści miecza; lecz admirał uprzejmie zaprzeczył,jakoby zwyczaj fruwania nad galerą mógł dotyczyć błędnego rycerza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl