[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po obiedzie, kiedyzaczęto oglądać klejnoty i koronki wyprawne, wymknął się nieznaczniei podążył ku "swoim paniom," jak już je w duszy nazywał.Przez drogę buńczucznie sobie powtarzał nauki niedawno słyszane: "Cóż to,chłopcze? Czynie umiesz sam łuku Amora naciągnąć? Czy jedno skrzywienie wujaszkama zaraz cięciwę zerwać? La fortune souritaux intrepides.Nihil desperandum.i tym podobne maksymy, wymyślone przez wszystkich ludów fantazye, aby ludziomdodać fantazyi.To też z dobrą miną dzwonił do drzwi pani Ireny.Ale już się zachmurzył, kiedyotwierający Sebastyan zmierzył go wzrokiem niepewnym i zająknął się, mówiąc że"nie wie czy panie są w domu, lub czy przyjmują." Nakoniec poszedł siędowiedzieć.Wnet w jadalnym pokoju zaszeleściła suknia, i głos panny Cecylii, zleprzytłumiony, zapytał: Aha, pan Różyc? Czy sam? Sam, proszę pani. To niech Sebastyan powie, że pani chora, me przyjmuje.Tu Wiesław nie mógł wytrzymać I przez drzwi niedomknięte zawołał: Sam, łaskawa pani, ale z interesem.Pozwól mi tylko pani trzy słowapowiedzieć, a potem już się nie będę naprzykrzał.Tu drzwi przed nim otwarto; wszedł do jadalnego pokoju, gdzie zobaczył Cecylią,stojącą, pod oknem, z twarzą, surowszą, niż ją kiedykolwiek.widział; nie przypuszczał nawet, aby mogła mieć tak surową.Nie prosiła go siedzieć, rękę niechętnym ruchem podała, a wzrok zdawał siępytać, jaki to "ów interes?" Wybacz pani to gwałtowne wdarcie się do jej progów, ale jakże mógłbym odejść,nie usprawiedliwiwszy się z pozornego niedopełnienia obietnicy? Jeżeli wuj nieprzyszedł, to jedynie dla nagłej choroby.Tak.pani, zachorował nam dzisiaj, ito mię nawet mocno niepokoi.Mam przecież nadzieję, że złe prędko ustąpi, i wiemna pewno, że gdy tylko zdrowie mu pozwoli, wuj pośpieszy swój hołd paniomzłożyć. Już co o tem, to niech mi wolno będzie wątpić,  przerwała z goryczą Cecylia. Nie wiem czy starczy mu czasu na owo złożenie hołdu, bo dziś choruje, a jutrowyjeżdża.Tak, tak, panie, jesteśmy lepiej uwiadomione, niżeliby kto sądził. Już rozumiem!  zawołał Wiesław. Pani Moszkowicka dziś tu była i przyniosłapaniom te wiadomość.Ale ja przynoszę świeższą, mój głos jest telegramem, cozawiera Ostatnie wiadomości.Mój wuj zmienił zdanie: zostaje na niedzielne gody,a zapewne i na dni następne. Czy tak?  podchwyciła Cecylia i zapadł w nagłe zamyślenie. Tak, pani, ma być nawet pierwszym drużbą. Więc zostaje!  powtórzyła znowu Cecylia, a jej oczy błysnęły płomieniem, który zastanowił Wiesława. Jaka szkoda,  wtrącił, po chwili milczenia  że panie się nie dały namówić natę uroczystość! Dla mnie traci ona przez to swój największy powab.Sądził że podobnem słowem wywoła przynajmniej uśmiech na usta Cecylii; aleuśmiech się nie pojawił. Cóż robić?  odpowiedziała posępnie. Matka moja nie życzy sobie i nawet niemoże, bo także jest cierpiąca.O, już co ona, to prawdziwie chora.Ja też niemogę jej opuszczać i teraz nawet.Tu z za paska dobyła zegarek, a spojrzawszy: Ach!  zawołała  oto właśnie godzina, w której mam lekarstwo mamie podać.Zmieszany Wiesław pożegnał ją ukłonem.Cecylia szybko odbiegła, ale we drzwiachzwróciła jeszcze głowę, jakby żałowała swego chłodu; oczy jej zamgliły sięrzewnością, która młodzieńcowi przypomniała onegdajsze wejrzenia.Raz jeszczewyciągnęła do niego rękę, mówiąc: Wybacz pan, ale do chorej matki trudno się nie śpieszyć.Zresztą, przecież sięznowu niezadługo zobaczymy, nieprawdaż?Tu figlarnie główkę przechyliła i znikła za szkarłatną portyerą salonu, sądzącpewnie że zabalsamowała wszystkie rany Wiesława.On jednak był wzburzony; gniewał się.samnic wiedział czy na siebie, czy na nią.Widział z upokorzeniem, jak chciano gosię pozbyć grzecznie, a nawet ledwo że grzecznie.Wyszedłszy na ulicę, czuł że mu trzeba zagłuszyć czarne podszepty hipokondryi,zapragnął ludzi i jakiejkolwiek zmiany w myślach.Ale dnia tego nic mu się nie wiodło.Wstąpił do kilku znajomych, żadnego niezastał.Pojechał w Aleje, nikogo z młodzieży nie spotkał, z nikim i nigdzie sięniemógł zabrać.Wieczorem przyszła chwila, kiedy uczuł że już nie można dłużejbić się z samotnemi myślami, i postanowił wrócić do wuja.Spostrzegł nawet żenajprostsza troskliwość nakazuje mu ten obowiązek.Jeżeli w jakiej mitologii istniał kiedy Bożek zdziwienia, musiał on wyglądać,jak wyglądał Różyc w chwili, kiedy Hubert zatrzymał go we drzwiach słowami: Pana niema, od godziny wyszedł. Jakto? Taki chory i wyszedł?Zapewne pan Tytus nie przewidział powtórnych odwiedzin siostrzeńca i nieostrzegł Huberta, jak ma odpowiadać.Ten jednak po zdziwieniu młodzieńcazmiarkował, że sprawa niejasna, i dodał: Pewno się pan wybrał do jakiego doktora.Mówił głosem przekonywającym, ale jednocześnie oczy jego mignęły uciechączłowieka, co rad jest zadrwić z dobrodusznych gości.Wiesław miał na ustach tysiąc pytań, spostrzegłprzecież jak niegodną, byłaby podobna inkwizycya i odszedł ze spuszczona głową.Herbatę wypił w cukierni, gdzie nie dojrzał ani jednej znajomej twarzy, awróciwszy do domu, w dzienniku nie zapisał ani jednego słowa.Nieprzywykła jeszcze do rozczarowań, dusza jego zaniemówiła.V.Nazajutrz Wiesław powziął od rana wielkie postanowienie.Przyobiecał sobie przezcały dzień, tak jest, przez cały, nie pokazać się u pani Ireny. Niech też  powtarzał  i panna Cecylia troszkę poczeka.Niech się choć jedendzień zatroskao swego zbyt wiernego sługę. W rannych godzinach praca urzędnicza ułatwiła mu wytrzymałość.Wychodząc zbiura, już rozmyślał nad trudnością, dotrzymywania ciężkich postanowień, kiedyna Saskim placu usłyszał kilkakrotne za sobą wołanie, obejrzał się i spostrzegłEwaryata, który wywijając cienkiemi nóżkamii trzcinową laseczką., doganiał go z lekkością, polnego konika. Postój-że, Wiesławie, choć chwilkę! A jaki też idziesz zadumany! Już gonię cięprzez całą.Wierzbową, żebyś się też choć raz obejrzał.A wła-śnie ciebie pragnąłem dzisiaj spotkać, nikogo bardziej jak ciebie.Gdzieżidziesz? Tu zaraz, do restauracja Francois na obiad. A to bardzo dobrze, pójdziemy razem, opowiem ci zdarzenie które mi sio wydajebardzo dziwne i sadzy że ty jeden możesz mię objaśnić. Wystaw sobie  mówiłdalej, zasiadłszy z Różycem do stołu  przed godziną wstępowałem do Bardeta, ato, mówiąc nawiasem, w interesie za który ty, jako młodzieniec sławniechevaleresque, powinieneś mię pochwalić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl