[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacisnęłam zęby, walcząc z potwornym bólem żeber.Zobaczyłam, jak nade mną Nick usiłuje wejść na dachbudynku.Zmierzał na sam jego koniec, gdzie przy otworze wentylacyjnym skupiło się kilka postaci.Smok pędził w moją stronę.Cofnęłam się i omal nie wpadłam w ognisko.Nick wskoczył na dach i sprintem rzucił się w kierunku siedzących.Nawigatorzy! - zrozumiałam.Kierująkościosmokiem.Jeśli Nick poradzi sobie z nimi, gad uwolni się spod ich wpływu, a wtedy będę mieć szansę go zabić.Cisnęłam w gada gałęzią z ogniska.Wzbiła się ku niebu, a potem uderzyła w ogromną klatkę piersiową,roztrzaskując się o mięśnie.Gnijące mięcho nie zajęło się ogniem.Smok nadal się zbliżał.Biegałam wokół ogniska,starając się, by rozdzielały nas płomienie.Bestia warczała wściekle, ale trzymała się z daleka od ognia.Nade mną Nick walczył ze stworzeniami na dachu,jakieś kudłate ciało z przerazliwym wrzaskiem spadło na ziemię.Smok szedł skrajem ogniska, zmuszając mnie do ciągłego ruchu.Biegnąc, wsunęłam rękę pod koszulkę.Kiedypalcami namacałam złamaną kość, poczułam, jak zalewa mnie fala oślepiającego bólu.Nie jest dobrze, powiedziałam dosiebie.Smok nagle zawahał się i odwrócił.Ogromny łeb uniósł się na nieprawdopodobnie długiej szyi, gad próbował sięgnąćna dach.Tylko nie to.Panie, modliłam się w duszy, spraw, by nawigator okazał się tchórzem.Daj mi kilka minut, tylko kilkaminut, to wszystko, czego mi teraz trzeba.Zaintonowałam pieśń pod nosem.Poczułam, że magia napływa do mnie, skrada się jak kot, który zobaczył wróbla.Wbiłam Zabójcę w ziemię, dłońmi ucisnęłam żebra.Palce pokryły się ciepłą krwią, wsunęłam ręce w ogień.Płomienielizały skórę, a krew syczała i parowała.Nie przestawałam zaklinać.Na dachu Nick zmagał się z czymś wysokim i uzbrojonym w pazury.Walka trwała, dopóki nie usłyszeli pomrukusmoka, który usiłował dosięgnąć ich obu swymi kłami.Magia rosła, płynęła do mnie przez krew i przez ciało stykające się z ogniem.Dłonie pokryły się pęcherzami - taka była cena za przysługę ognia.Hesaad, wyszeptałam do płomienia.Do mnie.Połączony z moją krwią ogień drgnął i cofnął się jak żywa istota.Tonie był zwykła reakcja utleniania, ale siła życia wyposażona w moc użyczoną mu przez magię.Amehe.Bądz posłuszny.Amehe, amehe, amehe.Płomienie oderwały się od drewna, które do tej pory stanowiło jedyne zródło ich blasku.Przede mną unosiła sięogromna ognista kula.Jednym gestem ręki uwolniłam ją.Przemknęła przez podwórze, zostawiając za sobą ognistebruzdy i rycząc z furią, uderzyła w wyszczerbiony kręgosłup smoka.Siła uderzenia złamała go na pół.Tylna część ciałaupadła na ziemię, płonąc.Przednia, pozbawiona podparcia, na moment zawisła w powietrzu.Ogromny łeb jeszczewyciągał się bezradnie, jeszcze próbował dosięgnąć walczących na dachu mężczyzn.Ale i on w końcu roztrzaskał się zhukiem. Płomienie trawiły gnijące cielsko.Tak bardzo kusiło mnie, by po prostu położyć się i przyglądać tańcowi językówognia, ale wiedziałam, że gdybym to zrobiła, już więcej bym się nie podniosła.Kiedy chwyciłam rękojeść Zabójcy, pękła spalona skóra dłoni.Krzyknęłam z bólu i puściłam miecz.Ból był zbytdotkliwy.Poparzonymi palcami sięgnęłam do skórzanego pasa, by wydobyć flakonik.Znieczulenie.Musiałamznieczulić sobie ręce.Nie dawałam rady wysupłać fiolki.Płakałam z bólu.W końcu mi się udało, chwyciłam korekzębami i wyciągnęłam.Kiedy potrząsnęłam buteleczką, w powietrzu uniosła się chmura pyłu.Weszłam w nią, trzymającręce przed sobą.Zwiat wokół mnie zawirował, ale przestało boleć.Widziałam, jak sięgam po miecz, jak chwytam za rękojeść, ale nie czułam ani chwytu, ani tego, że wyciągam ostrze zR OZDZIAA DZIEWITY| 421ziemi.Obróciłam się i powlokłam przez podwórze, tam gdzie Curran wciąż walczył ze strzygoniem.Przez huk buzującego ognia przebiło się przeszywające wycie, krzyk tak potężnej, czystej wściekłości, że mógł sięwydobyć tylko z ludzkiej piersi.Z dachu spadły dwa ciała.Jedno z nich miało na sobie trencz.- %7łegnaj, Nick - wyszeptałam, kiedy ciało uderzyło o ziemię.Wrzask krzyżowca umarł razem z nim.Smok topił się wogniu, stając się na moich oczach kupką kości i błota.Powlokłam się dalej.Dopiero teraz dostrzegłam powiększającą się plamę krwi na mojej koszulce.Nie zostało midużo czasu.Zobaczyłam Currana, był śmiertelnie wyczerpany i krwawił z wielu ran.Ciało Bono wydało mi się zniekształcone,jakby coś oderwało mu całe partie mięśni, a skóra po prostu się zablizniła.Strzygoń sięgnął po włócznię tkwiącą w jego szyi, wyrwał ją z łatwością i wbił w udo Currana.Curran z warczeniemskoczył na Bono, wyszarpując pazurami wielkie kawały mięsa z jego klatki piersiowej.Strzygoń zawył i odskoczył.Skóra nad raną zrosła się w mgnieniu oka.Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, upadłam.Kula z trucizną wypadła mi z kieszeni i potoczyła się gdzieś poza zasięgrąk.Przekręciłam głowę i przyglądałam się walczącym, niezdolna do żadnego ruchu; nie potrafiłam cofnąć się nawetwówczas, gdy ochlapała mnie ich krew.Byli zmęczeni.Obaj.Nie wymieniali już złośliwych uwag, nie pokrzykiwali z animuszem.Skupili się wyłącznie nawalce - przerażającej, krwawej i obliczonej na zadanie przeciwnikowi jak największego bólu.Jeszcze raz Bono lekko odskoczył w tył.Curran zawarczał cicho i wtedy mnie zobaczył.Jego oczy mówiły, żenadszedł decydujący moment.Bono zaatakował włócznią.Curran odparł pchnięcie i rzucił się w stronę nogi strzygonia, celowo spowalniając ruch.Bono zdążył uskoczyć i ponownie zadał cios.Ostry jak brzytwa grot włóczni wszedł w brzuch Currana i przebił go nawylot, przyszpi- lając do ziemi.Bono pochylił się, wkładając całą siłę w pchnięcie.Ale wtedy masywne ręce Curranachwyciły strzygonia za ramiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl