[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zauważył też czekającej postaci, którastała na krętych schodach, wiodących na skałę powyżej.Atrusie? Obudziłeś się?Leżał z zamkniętymi oczami, przypominając sobie sen.- Atrusie?  Tym razem głos rozbrzmiał bliżej.Przekręcił się na plecy i przeciągnął się.W pokoju było ciepło, materacwydawał mu się dziwnie miękki.- Co takiego?  spytał leniwie, nie mając pewności, czy już się obudził.- Jest wieczór  powiedział głos, głos ojca. Przespałeś cały dzień, Atrusie.Jeżeli zgłodniałeś, kolacja jest gotowa.Atrus otworzył oczy.Gehn stał koło łóżka z lampą w dłoni.W migotliwymświetle pokój wydawał się przestronny i pełen cieni.- Gdzie jesteśmy?  spytał, a szczegóły snu zaczęły się zacierać w jegoumyśle, w miarę jak przypomniał sobie długą wędrówkę przez pieczary.70 - Jesteśmy w K veer  odparł Gehn podchodząc bliżej, a jego blada,przystojna twarz wyłoniła się z cienia. To będzie twój pokój, Atrusie.Tam w szafiesą ubrania, w razie gdybyś chciał się przebrać.Kiedy będziesz gotowy, powinieneśskręcić za drzwiami w lewo i pójść w stronę światła.Atrus skinął głową, a potem uzmysłowił sobie ze zdumieniem, że ból stópzniknął.Nie były też zabandażowane.- Moje stopy&- Zająłem się nimi, kiedy spałeś  wyjaśnił Gehn. Pobolą cię jeszcze przezkilka dni, ale teraz możesz odpoczywać.- A co z twoimi eksperymentami? Czy zdążyliśmy na czas?Gehn odwrócił się, jak gdyby nie usłyszał.Przeszedł przez pokój, rozsunąłciężkie zasłony, odsłaniając masywne zakratowane okno, a za nim pomarańczowyblask pieczary.Atrus ujrzał szeroki kamienny balkon, a w oddali miasto.- Teraz cię zostawię  oświadczył Gehn, stawiając lampę na stole obok łóżka. Postaraj się jednak pospieszyć, Atrusie.Musimy omówić pewne sprawy.Atrus odczekał, aż ojciec opuści pokój, potem usiadł, podciągnął nogi iprzyjrzał się stopom w świetle lampy.Miejsca, gdzie rany były najcięższe, na piętach,kostkach i podbiciu, Gehn posmarował maścią, która zostawiła ciemne smugi naskórze.Atrus dotknął ostrożnie jednego z takich miejsc i powąchał palce.Była to tasama maść, której używała babka, ilekroć otarł kolana lub łokcie o skałę.Atrusie?Co widzisz, Atrusie?Widzę miasto D ni, babciu.Widzę&Atrus wyszedł na balkon i przyjrzał mu się dokładnie, próbując zapamiętać, bymóc opowiedzieć o wszystkim babce, kiedy znowu ją ujrzy.W oddali na wodzie majaczył cień.Mrużąc oczy, Atrus przyglądał mu się przezchwilę, potem wzruszył ramionami i ponownie spojrzał w stronę miasta.Tak  pomyślał  to najbardziej niewiarygodny widok, jaki dane mi byłooglądać.O, Atrusie& chodz i usiądz przy mnie.Chłopiec zawahał się w progu, potem wszedł do oświetlonej niebiesko kuchni.Ojciec siedział po lewej przy stole nad talerzem jedzenia.71 Było to duże pomieszczenie w kształcie litery V, z dwoma dużymi oknamiwychodzącymi na wyłożony kamiennymi płytami ogród tarasowy, który wrzynał się wpomarańczowe morze.Zwiatło na zewnątrz znacznie się osłabiło, dlatego Gehnpostawił w kuchennych niszach kilka lamp.Rozglądając się dookoła, Atrus spostrzegł, że kuchnia została wykuta w litejskale.Szafki, stół, ławy, nawet zlew i piec wykuto z nadzwyczaj gładkiego gnejsu.Podobnie jak droga, którą zeszli do D ni, wyglądał tak, jakby go zmiękczono, a potemwyrobiono jak glinę.W tym kamieniu w czarno-białe pręgi umieszczono, w sposób,którego Atrus nie potrafił zgłębić, drobne skrawki metalu.Gnejs był zaskakującociepły w dotyku.Atrus nie miał pojęcia, jak budowniczym udało się tego dokonać, alenie wątpił, że ich technologie znacznie przewyższały te, którymi dysponowali ludzie.- Jak się czujesz?  spytał Gehn, wskazując synowi krzesło naprzeciwko.Jak się czuł? Tęsknił za domem, ale oprócz tego czuł przemożną ciekawość.Czego chciał od niego ojciec? Gehn powiedział coś Annie o uczeniu go, ale czegochciał go uczyć?- Jestem głodny  odparł w końcu, uznając, że tak będzie najbezpieczniej.- To dobrze  odparł Gehn.Odwrócił się, wziął ze stołu mały dzwonek izadzwonił.W drzwiach natychmiast pojawiła się postać, która na moment zatrzymała sięw cieniu, po czym weszła do kuchni.- Atrusie, to jest Rijus, mój służący.Mężczyzna trzymający duży płytki kosz pełen owoców był wysoki, wyższynawet od Gehna, miał dużą, okrągłą głowę, która zdawała się utoczona zpolerowanej kości słoniowej.Miał na sobie obszerny ciemnoniebieski kombinezon,przewiązany w pasie sznurem podobnego koloru.Jednak najbardziej niezwykłe byłyjego pozbawione powiek oczy, jak nakrapiane jaja osadzone w niczym niewyróżniającej się twarzy.Atrus spojrzał na ojca, nie wiedząc, jak powinien się zachować, a kiedy Gehnnie udzielił mu żadnej wskazówki, odwrócił się, skłonił lekko głowę i powiedział:- Miło mi cię poznać, Rijusie.- Nie ma sensu wdawać się w rozmowę z Rijusem, Atrusie.Rijus jestniemową.Tak się urodził i tak umrze.Polecenia rozumie jednak bezbłędnie.Jeśliczegoś potrzebujesz, wystarczy, że poprosisz Rijusa.Atrus zawahał się, po czym skinął głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl