[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja mam to referować w ministerstwie, czy pan nierozumie ? Przecież muszę się zapoznać z tekstem.Wyłączył selektor, nie chcąc słuchać dalszych jękówksięgowego.Wozna z pełną tacą wysunęła się cicho dosekretariatu.Renata Kos na jej widok podniosła się z krzesła,wyszły obie na korytarz. Pani Mario  zaczęła maszynistka konspiracyjnymszeptem  mam do pani wielką prośbę. Proszę bardzo, co takiego?  spytała Kowalikowa,stawiając tacę na parapecie okna.Była uczynna, umiała przy tym poradzić w różnych kłopotach gospodarstwa domowego. Widzi pani, prosił mnie sąsiad, stary znajomy ciotki, uktórej mieszkam, abym znalazła mu kogoś, kto potrafi ładnieuszyć męskie koszule.Chciałby zamówić ze sześć, a nie lubigotowych.To starszy pan, przyzwyczajony do bielizny szytej wdomu.Kowalikowa uśmiechnęła się. No i co? Chce pani, żebym kogoś takiego znalazła? Właśnie.Słyszałam, że pani ma jakąś znajomąkrawcową. Nie tylko znajomą, ale siostrę  odparła. Mieszka tamgdzie ja, mamy wspólny domek na Osiedlu.Pięknie szyje,zwłaszcza męskie koszule.Nawet naszemu dyrektorowi kiedyśuszyła pół tuzina.Co to były za koszule! Nigdzie pani teraztakich nie kupi.Najlepsza popelina, a jak odrobione.%7ładenszew nie ma prawa puścić, żadna nitka się urwać ani guzik.Siostra szyje jak mistrz. Naprawdę, szyła dyrektorowi? Skolnickiemu? A tak.Widziałam, bo czasem trochę jej pomogę, jak mamczas.Trzy były niebieskie, a trzy szare.Teraz to już chyba ichnie nosi, bo same białe nylonowe zakłada, taka moda.Alepewnie jeszcze tamte ma w szafie. Pani Mario kochana, proszę mi powiedzieć.a czy sąsiadmusiałby przyjechać do siostry, czy też ona do niego przyjedziewziąć miarę? Nie, ona nie lubi chodzić do klientów.Jak ten pani sąsiadjuż się zdecyduje, to proszę mi dać znać, a ja siostry spytam,kiedy on ma przyjechać. A może jednak sama?. Nie, ona nie zechce.Dyrektor Skolnicki też kilka razyprzyjeżdżał, chociaż ciągle zajęty. Dawno to było? Chyba we wrześniu zeszłego roku.Albo i dawniej, niepamiętam.Do niej klienci chodzą innymi schodami niż do nas,mamy dom podzielony na dwie oddzielne części.Więc częstonie wiem, kto tam jest u siostry.W dwa dni pózniej kapitan Szczęsny powiedział do Renaty:  Myślę, że już czas.Jeżeli się nie uda, to znaczy, żewymyśliłem okropne głupstwo.Chyba mnie nie wyśmiejesz? Nie  zaśmiała się. Mnie też się wydaje, że masz rację,chociaż nie znam twojej koncepcji.Postanowili, że rozpoczną około dwudziestej trzeciej.Noczapowiadała się spokojnie, było dość ciepło jak na połowęmarca, ustała wichura i niebo wypogodziło się.Zjedli kolację w kasynie, potem wrócili do komendy.Szczęsny wyjął z żelaznej szafy damski wełniany płaszcz,rękawiczki z miękkiej dzianiny, torebkę i modną pilotkę zszarej wełny. Szalik  przypomniała. Prawda, szalik.Zajrzał do szafy, szalik zagrzebał się w kącie pod papierami. Mam się od razu w to ubrać? Poczekaj, zawołam Tadeusza.Porucznik Milewicz obejrzał dokładnie każdą częśćgarderoby i zaproponował inną torebkę.Zamiast gładkiegoplastyku, lepsza miała być duża skórzana torba z czarnegozamszu. Na zamszu proszek będzie lepiej trzymać  wyjaśnił.Chodzcie teraz do mnie.W laboratorium znalazł czarną torbę i położył na stole obokprzygotowanej garderoby.Renata włożyła szalik, płaszcz iczapkę, po czym stanęła w wyczekującej pozie.Miała minętrochę zaciekawioną, trochę rozbawioną, choć czekała ją ciężkapróba sił, ale właśnie dlatego nie chciała na razie o tym myśleć. Potem  powiedziała sobie. Tam, na drodze, będzie dośćczasu.Milewicz bardzo starannie posypywał świecącym proszkiemklapy jej płaszcza, szalik, czapkę, potem natarł nim rękawiczki itorebkę. Myślałam, że to błyszczy  zdziwiła się. Wcale go niewidać. świeci, jak cholera  odparł ekspert  ale trzeba gowpierw do tego zachęcić lampą AT.W zwyczajnym świetle nicsię nie zobaczy.  Przygotowałeś go z preparatem ,,BX ?  spytał Szczęsny.W przeciwieństwie do dziewczyny był bardzo skupiony ipoważny: w proszku Arit pokładał duże nadzieje. Tak, oczywiście. BX. Zamyślił się nagle. Czy tywiesz, że to będzie u nas pierwsza tego rodzaju próba? Wkażdym razie ja o żadnej dotąd nie słyszałem.Jeżeli siępowiedzie..to kapitan stawia duży koniak  dokończyła Renata.Całą butelkę. Toś ty taka?  mruknął Szczęsny z ubolewaniem.Dobrze, może być koniak, ale żadne tam martele czy inneimperialistyczne trunki. Zgadzamy się na koniaki zaprzyjaznione, prawdaporuczniku?Milewicz przytaknął, ale obserwował dziewczynę uważnie,podobnie jak Szczęsny.Miała dobry humor czy nadrabiałaminą? Wiedzieli, na co ją narażają, ona zaś wiedziała, po cowstąpiła do milicji i nie pierwszy rok w niej służyła, mimo tojednak obaj czuli jakieś skrępowanie.Na pewno każdy z nichwolałby być na jej miejscu, chodzenie  na wabia zawsze byłoniebezpieczne, występowało się w roli biernej ofiary, czekającejna napastnika  aż do skutku. Reniu  powiedział Szczęsny z zakłopotaniem.Pamiętaj, że to nie był rozkaz, każdej chwili możesz wycofać sięz próby.I teraz, i potem na drodze.Chciałbym, żebyś o tympamiętała.Renata spoważniała momentalnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl