[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kot wskoczył do strumienia, to nie ulegało wątpliwości.Może aby przejść nadrugą stronę albo iść wodą za Lil.Tylko w którą stronę?Zacisnął dłonie w pięści, usiłując ocenić możliwości, jakie stwarzałoukształtowanie terenu, spojrzeć dokoła okiem Lil.W górę strumienia i nadrugą stronę  wtedy mogłaby skierować się na farmę jego dziadków albo do575RLT innych domów.Długa pętla, ale Lil dałaby radę.Z nurtem i też na drugą stronę farma jej rodziców.Bliżej.Musiała wiedzieć, że pomoc nadejdzie właśnie stamtąd.Ruszył w tamtym kierunku, zawierzając intuicji.Ale po chwili sięzatrzymał.W dół strumienia i na wschód.Trawiasta polana.Jej kamera.Jej miejsce.Cofnął się, zrobił kółko i zaczął biec.Nie podążał już po śladach, aleodtwarzał sposób myślenia, postępowania kobiety, którą znał i kochał oddzieciństwa.*Joe przyglądał się śladom krwi na ziemi.W świetle księżyca wydawałasię czarna.W głowie mu się zakręciło i ugięły się pod nim nogi, więc ukląkł,dotykając dłonią krwawej plamy.Tylko jedno przychodziło mu na myśl: Jenna. Tutaj!  zawołał jeden z zastępców szeryfa. To Derrick Morganston.Cholera jasna, to Derrick.Nie żyje.To nie Jenna.Nie jego Jenna.Pózniej, po jakimś czasie, może zrobi musię przykro, że nie pomyślał o tym człowieku, o jego rodzinie.Ale teraz, podwpływem furii i strachu, zerwał się na równe nogi.Ruszył dalej, szukając śladów.Nagle cud: Jenna wyłoniła się z ciemności i stanęła w blasku księżyca.Zachwiała się, upadła, mimo że do niej podbiegł.Osunął się na kolana.Przyciągnął ją do siebie, przytulił, zapłakał.Pogładził palcami jej pokaleczoną twarz. Jenno. Polana. wychrypiała.576RLT  Woda.Mamo, masz wodę. Farley przytknął jej butelkę do ust i wkącikach oczu zebrały mu się łzy.Napiła się, żeby choć trochę zaspokoić straszliwe pragnienie, podczasgdy Farley głaskał ją po włosach, a Joe kołysał w ramionach. Polana  powtórzyła. Co mówisz?  Joe wziął butelkę od Farleya. Napij się jeszcze.Jesteśranna.Poranił cię. Nie.Lil.Polana.Ona go tam prowadzi.Do swojego miejsca.Znajdz ją,Joe.Znajdz nasze dziecko.Na pewno zorientował się już, dokąd biegła, ale nic nie mógł na toporadzić.Musiała tylko znalezć się w zasięgu kamery, może ktoś ją zobaczy.Apotem się ukryć.Wszędzie wysoka trawa, jest gdzie się schować.Miała nóż w bucie.O tym nie wiedział.Nie była bezbronna.Wzięłakamień, ścisnęła go w ręce.Nie była bezbronna, o nie.Boże, musiała odpocząć chwilę.Złapać oddech.Oddałaby duszę za łykwody.Pragnęła, żeby księżyc zaszedł za chmury choć na kilka minut.Potrafiłaby znalezć drogę w ciemnościach, a mogłaby ukryć się w mroku.Mięśnie nóg bolały ją niemiłosiernie, gdy wspinała się na następnewzniesienie.Palce, którymi przytrzymywała się skał, zdrętwiały z zimna.W jejoddechu słychać było świsty, kiedy dyszała u kresu wytrzymałości.Prawie się potknęła, wyrzekając na własną słabość, i musiała wesprzećsię o drzewo, żeby odzyskać równowagę.Parę cali od jej dłoni wbił się w drzewo grot strzały.Padła na ziemię iprzetoczyła się za drzewo. Mogłem przyszpilić cię jak ćmę!  Usłyszała jego głos w czystympowietrzu.577RLT Jak blisko był? Jak blisko? Nie umiała tego określić.Wstała i zaczęłabiec schylona od drzewa do drzewa.Gdy grunt stał się płaski, przyspieszyła.Wyobraziła sobie szok i ból, jakie musiał powodować jeden z tych strasznychgrotów, gdy wbił się w plecy.Przeklęła tę myśl.Dotarła tak daleko, była jużprawie na miejscu.Czuła, jak pali ją w płucach, z których wydobywał sięcharkot, gdy przedzierała się przez krzaki, kaleczące jej zmarzniętą skórę.Teraz wyczuje jej krew.Wypadła na otwartą przestrzeń, modląc się, żeby ktoś zobaczył, jak pędziprzez teren objęty zasięgiem kamery.Potem zanurkowała w trawę.Zaciskajączęby, wydobyła nóż z buta.Serce waliło jej tuż przy ziemi, gdy wstrzymała od-dech.Czekała.Ale cisza, ale spokój.Trawa niemal nie drgnęła pod wpływem wiatru.Gdy pulsowanie w skroniach trochę osłabło, usłyszała nocne odgłosy, cicheszmery, leniwy krzyk sowy.A potem jego  jak szedł przez zarośla.Bliżej  pomyślała.Podejdz bliżej.Trawę na lewo od niej przeszył grot.Zdławiła w gardle krzyk. Dobra jesteś.Wiedziałem, że tak będzie.Jak dotąd najlepsza zewszystkich.Szkoda, że to już koniec.Myślałem, żeby dać ci jeszcze szansę.Chcesz, Lil? Masz jeszcze siły? To biegnij dalej.Następna strzała wbiła się w ziemię po jej prawej stronie. Masz chwilę, zanim załaduję od nowa.Powiedzmy: trzydzieści sekund.Jeszcze za daleko, za daleko na rzut nożem. Co na to powiesz? Ruszaj.Trzydzieści, dwadzieścia dziewięć.Skoczyła na równe nogi, obróciła się i rzuciła kamieniem, wkładając w tocałe serce, całą siłę dziewczynki, która kiedyś wierzyła, że zagra w pierwszejlidze bejsbolowej.Kamień z głuchym odgłosem trafił go w skroń.578RLT Kiedy Ethan się zachwiał, kiedy wypuścił kuszę z rąk, pomknęła przedsiebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl