[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłbrudny, a twarz i ramiona nosiły ślady świeżych skaleczeń iukąszeń komarów.Zachwiał się lekko, ale nie spuścił wzroku ztwarzy córki.W jednej ręce trzymał pustą butelkę, w drugiejrewolwer. Czekałem na ciebie.Tory zacisnęła rękę na rewolwerze. Wiem. Gdzie jest ta suka Lavelle? Nikogo tu poza mną nie ma.428  Zakłamana dziwka.Nie rozstajesz się ani na krok z tymbachorem bogatego człowieka.Chcę z nią mówić.Wytrzeszczył zęby w uśmiechu. Chcę mówić z wami obiema. Hope nie żyje.Zostałam tylko ja. Słusznie, słusznie. Podniósł butelkę, stwierdził, że jestpusta, rzucił nią o ścianę, rozbijając na drobne kawałki. Prosiłasię, żeby ją zabić.Dostała za swoje.Obie dostałyście zawszystko, co robiłyście.Za kłamstwo i donosicielstwo.Zadotykanie się w bezbożny sposób. Między mną i Hope nie było nic takiego.Nadstawiła uszu,ale nie słyszała warkotu samochodu. Myślisz, że nie wiedziałem?  Machnął gwałtownierewolwerem, ale nawet nie mrugnęła. Myślisz, że niewidziałem was, jak pływałyście nago, jak unosiłyście się nawodzie, ochlapując się nią, żeby spływała po waszych ciałach?Ogarnęło ją obrzydzenie, że mógł sprofanować jejdzieciństwo. Miałyśmy po osiem lat.A grzech był w tobie.Zawsze tambył.Nie, nie zbliżaj się. Podniosła rewolwer, poczuła drżenie,od ramienia po końce palców. Nie dotkniesz mnie więcej.Aninikogo innego.Czyżby tym razem mama nie dała ci dośćpieniędzy? Czy ruszała się za wolno? Dlatego to zrobiłeś? Nigdy nie podniosłem ręki na twoją matkę, jeżeli jej się nienależało.Bóg uczynił mężczyznę panem w jego domu.Odłóż tona bok i daj mi się napić. Policja jest na twoim tropie.Szukają cię.Za Hope, zamamę, za wszystkie inne.Kiedy ruszył do przodu, rewolwer podskoczył jej w ręku. Jeżeli podejdziesz bliżej, skończę z tobą. Myślisz, że mnie przestraszysz! Nigdy nie miałaś za groszsprytu. O mnie nikt nigdy tego nie powiedział. Zza pleców Torywysunęła się Faith.Mały rewolwer błyszczał w jej ręku,  Jeżeliona ciebie nie zastrzeli, obiecuję, że ja to zrobię.429  Powiedziałaś, że ona nie żyje!  Zaskoczony i wściekłyrzucił się do przodu, popychając Tory na ścianę.Rozległ sięstrzał, poczuła zapach krwi.Zatoczyła się na Faith, podczas gdy jej ojciec zawył i wypadłprzez rozbite drzwi. Kazałam ci stąd odejść. Szczękając zębami, Tory opadłana kolana. No i co, może nie posłuchałam?  Ponieważ mącił się jejwzrok, Faith złapała się ściany i dumnie potrząsnęła głową.Skorzystałam z telefonu w samochodzie Cade a i wezwałampolicję. I wróciłaś! Taak. Lekko jeszcze zdyszana Faith oderwała się odściany, próbując dosięgnąć tyłu głowy, na której było trochękrwi. Ty byś mnie nie zostawiła. Tu była krew.Czułam krew. Tory natychmiast wstała nanogi. Jesteś ranna? Strzelił do ciebie? Nie.To ty strzeliłaś do niego.Tory, otrząśnij się.Osłupiała Tory popatrzyła na swoje ręce.Nadal trzymała wnich rewolwer, który drżał jak żywy.Wzburzona, z trudemchwytając powietrze, cisnęła nim o podłogę. Strzeliłam do niego? Kiedy się na ciebie rzucił, twój rewolwer wystrzelił.Taksądzę.Boże, to się stało w okamgnieniu.Miał krew na koszuli,tego jestem pewna, i dlatego nie strzeliłam.Zdaje się, że będęwymiotować.Nienawidzę wymiotować.Słyszę syreny. Na ichdzwięk Faith oparła się całym ciałem o ścianę. Och, dziękiBogu.Nagle przed domem zawarczał silnik. O Jezu! Samochód Cade a! Zostawiłam kluczyki wstacyjce!Nim Tory zdołała ją powstrzymać, rzuciła się w stroną drzwi,razem, kiedy samochód odjeżdżał właśnie z piskiem opon. Cade go zabije.430 Tory wciągnęła powietrze w płuca.Przypominało to szloch,ale kiedy odetchnęła, śmiała się.Był to śmiech na granicyhisterii, ale jednak śmiech. Dopiero co przegoniłyśmy szaleńca, a ty się martwisz oswojego dorosłego brata. No cóż, Cade powinien być z nas piekielnie dumny.Bardziej żeby ją pocieszyć niż żeby szukać wparcia, Faith objęłaTory ramieniem.Tory opuściła głowę i zamknęła oczy.Wycie syren bombardowało jej uszy.Zobaczyła ręce nakierownicy samochodu.Ręce swojego ojca, poorane głębokimiranami.Poczuła szybkość, odrywanie się opon od nawierzchni,kiedy zarzuciło samochodem.Cofanie, dodawanie gazu.Ogłuszający rock z radia.Wirująceświatła.Widzisz je we wstecznym lusterku, kiedy w nie zerkasz.Panika, oburzenie, nienawiść.Są coraz bliżej.Ramię boli i piecze cię od kuli, cieknie krew.Ale zaraz ich zostawisz w tyle.Bóg jest po twojej stronie.Zostawił ci samochód.Szybko! Szybciej!Próba.Oto kolejna próba.Zostawisz ich w tyle  musisz ichzostawić.Ale wrócisz do niej.O tak, wrócisz i każesz jej zawszystko zapłacić.Ręce lepią się od krwi.Nie możesz utrzymać kierownicy.Napierają na ciebie słowa, naciera ją jakieś sylwetki.Krzyk.Czy to ty krzyczysz? Tory! Na Boga! Tory! Przestań! Przebudz się!Ocknęła się na poboczu drogi, leżąc twarzą do ziemi,wstrząsana drgawkami, z głową pękającą od hałasu. Nie rób tego! Nie wiem, jak ci pomóc. Nic mi nie jest. Obolała Tory przewróciła się na drugąstronę, zasłoniła ramieniem oczy. Jeszcze tylko chwilkę. Nic ci nie jest? Wypadłaś na drogę, kiedy przejeżdżali.Bałam się, że trafisz pod koła.Potem upadłaś. Faith opuściłagłowę, objęła ją rękami. To za dużo jak na mnie.To dużowięcej, niż mogę wytrzymać.431  Już po wszystkim.On nie żyje.Wydaje mi się, żeprzewidziałam to.Patrz. Pokazała na drogę.Słup płomieni idymu wznosił się ku górze, a słońce odbijało się od chromu iszkła ustawionych w krąg policyjnych samochodów. Usłyszałam trzask i łomot, a potem wybuch. Zmierć w płomieniach  mruknęła Tory. %7łyczyłam mutego. Sam sobie tego życzył.Chcę do Wade a! O Boże, chcą doWade a! Poprosimy, żeby ktoś do niego zadzwonił. Odzyskującrównowagę, Tory podniosła się na nogi, wyciągnęła rękę doFaith. Ja też.Będziemy się musiały podtrzymywać.Objęte w pasie, zaczęły iść drogą.Od asfaltu bił żar, poprzezdrgające powietrze Tory dostrzegła ogień, obracające sięświatła, rządowy samochód z agentami FBI. Widzisz, gdzie się rozbił?  wyszeptała Tory. Akurat tam,gdzie Hope& akurat na zakręcie drogi prowadzącej do Hope.Zatrzymała się, słysząc nadjeżdżający samochód.Wyskoczyłz niego Cade, rzucił się przed siebie i objął je obie. Jesteście całe! Usłyszałem syreny, potem zobaczyłemogień.O Boże, pomyślałem& Nic nam nie zrobił. Czuła obok zapach Cade a, zapachswego mężczyzny. On nie żyje.Poczułam, jak umiera. Pss! Przestań! Zawiozę was do domu, obie. Ja chcę do Wade a.Pocałował Faith w czubek głowy. Sprowadzimy go, kochanie.Chodz ze mną.Na razieprzytrzymaj się mnie. Zabrał twój samochód, Cade. Faith miała zamknięte oczy,przyciskała twarz do piersi brata. Przepraszam.Cade potrząsnął tylko głową, podtrzymał ją mocniej. Nie myśl o tym.Wszystko będzie dobrze.Powoli i ostrożnie pomógł im wsiąść do samochodu.Kiedyruszył, na drogę wyszła Jacoby, zatrzymała ich ruchem ręki.432  Panno Bodeen.Czy może pani potwierdzić, że to jest paniojciec?  pokazała na wrak samochodu. Czy to HannibalBodeen prowadził ten pojazd? Tak.On nie żyje. Muszę pani zadać kilka pytań. Nie teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl