[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.John Duca opuścił głowę i patrzył na Aniceta spode łba: - Spodziewam się, żebędzie pan milczał.Zresztą nawet jeśli pan jutro opublikuje moje słowa w jakiejśgazecie, wyprę się wszystkiego i oskarżę pana o kłamstwo.-Jest pan głupcem, panie John! - Anicet pogmerał przy górnym guziku marynarki iwyciągnął cienki biały kabelek z kuleczką, nie większą od wilczej jagody.Na drugim końcu kabla był maleńki dyktafon, wielkości pudełka zapałek.Kiedy Duca spostrzegł, że Anicet wciągnął go w pułapkę, podskoczył na równenogi, rzucił się przez stolik tak gwałtownie, że jego filiżanka szerokim łukiempoleciała na podłogę i potłukła się, po czym zaczął wyrywać Anicetowi elektroniczneurządzonko.Jednak ten z całym spokojem chwycił wyciągniętą rękę i z żelazną mocą wykręciłją na zewnątrz, aż John Duca cicho krzyknął.W kawiarni zajęte były tylko trzy stoliki, dwa przez angielskich turystów, zaś przytrzecim siedział starszy człowiek z brodą, którego ta kłótnia w ogóle nie poruszyła.Wnioskując po jego zamglonym spojrzeniu, nie clo końca rozumiał, co się dziejedokoła.- Jest pan świnią - syknął Duca, gdy Anicet poluznił chwyt.- A pan? - odparł Anicet, upychając urządzenie do kieszeni spodni.Zresztą możepan być spokojny.Przypuszczalnie nie zrobię użytku tego nagrania.- Co znaczy przypuszczalnie? - bankier spojrzał na Aniceta z nie-awiścią.Anicet odczekał, aż obsługa uprzątnie szczątki filiżanki.Ledwo dziewczynazniknęła, odpowiedział: - Chcę, żeby mi pan podał nazwisko fałsze-:a.Jak nazywasię geniusz, który stworzył to dzieło sztuki? Bo że chodzi dzieło sztuki, pozostajepoza dyskusją.John Duca wydawał się odczuwać niemal ulgę.Spodziewał się zupełnie nnychżądań.W tej sprawie było tylko jedno wąskie gardło: - Obawiam ię, że mi pan nieuwierzy - oświadczył płaczliwym głosem - ale ja nie nam jego nazwiska.Nigdy niezajmowałem się tą sprawą.Tym zajmował ię Moro, że tak powiem, na własnyrachunek.Proszę mi wierzyć!Anicet oparł głowę na lewej ręce.Prawą wodził bezmyślnie po mar-urowym blacie.- Kopia całunu musiała przecież kosztować fortunę, akoś nie mogę sobie wyobrazić,żeby kardynał Moro płacił za falsyfikat własnej kieszeni.- Oczywiście, że nie.-Wątpię też, żeby dało się zamówić kopię tego rodzaju za parę tysięcy uro.To zaś oznacza, że stosowny czek albo przelew musiał przejść przez ańskie księgi.Watykanwydaje rocznie na konserwatorów wiele milionów.7 tej masie przelew dla fałszerzanie zwróciłby niczyjej uwagi.Ale jak to ytaliśmy w gazetach, Kuria dość beztroskoobchodzi się z pieniędzmi.- Ma pan na myśli tę niezręczną historię z wypadkiem Gonzagi na iazza delPopolo?- Może ujmę to tak: od kardynała, sekretarza stanu, oczekuje się cze-oś innego niżnocne wycieczki ze stu tysiącami dolarów w plastikowej orbie.Pan z pewnością wieo tym coś więcej.- Muszę pana rozczarować.Jest to jedno z tych przedsięwzięć, które onzagaprowadził, że się tak wyrażę, samodzielnie.-Ma się rozumieć dla dobra Kościoła!Duca nie ujawniał zdenerwowania.W końcu powiedział: - Proszę mi ać trzy dniczasu.Postaram się namierzyć tego fałszerza.- Powiada pan, trzy dni? - zachichotał Anicet.- Bóg w siedem dni orzył świat, apan potrzebuje trzech dni, żeby zdobyć jeden adres?- Ale to wcale nie jest takie proste.- Oczekuję telefonu od pana jutro rano o dziesiątej.Mieszkam w hotelu Hassler.Iproszę nie zapominać, co noszę przy sobie w kieszeni.Krótko przed dziesiątą ktoś zapukał do drzwi.Anicet wpuścił kelnera, któryprzyniósł śniadanie.Potem łyknął cappuccino i już miał się oddać spożywaniucornetto, gdy zadzwonił telefon.Odezwał się Duca bez przywitania: - Ma pan coś do pisania?- Słucham - odparł Anicet równie zwięzle i wziął ołówek.- Ernest de Coninck, Luisenstraat 84, Antwerpia.- Belg? - zawołał Anicet przerażony.- Jest pan pewien?John Duca nieprzyzwoicie długo zwlekał z odpowiedzią.Wydawało się, jakbyrozkoszował się napięciem chwili.Po przerwie trwającej wieki zaczął zawile tłumaczyć: - Co znaczy pewien? Jest tak: zważywszy krótki czas, natrafiłem tylko nadwa przelewy zrobione przez kardynała Moro, oba na sumę dwustu pięćdziesięciutysięcy euro.Transakcje zostały przeprowadzone w odstępie szesnastu miesięcy i obaprzelewy poszły na to samo konto w Netherlandsbank w Antwerpii.Beneficjent:Ernest de Coninck.- To niczego nie dowodzi - przerwał bankierowi Anicet.- Moment! Zaraz pan zmieni zdanie.Poza przelewami, sekretariat kardynała Morodwukrotnie bukował loty liniami Ali talia w odstępie szesnastu miesięcy.Jeden nanazwisko Gonzaga na trasie Rzym-Bruksela-Rzym, drugi na nazwisko Coninck natrasie Bruksela-Rzym-Bruksela.-To brzmi doprawdy bardzo interesująco!- Najwidoczniej Moro zabrał oryginał całunu do Antwerpii, a fałszerz przywiózł zpowrotem do Rzymu oryginał wraz z kopią.- Mam nadzieję, że pańska teoria okaże się słuszna.W przeciwnym razie, niechBóg ma pana w swojej opiece - Anicet odłożył słuchawkę i jeszcze tego samego dniawyjechał.-ROZDZIAA 22omimo całej surowości, którą demonstrowała signora Papperitz, mieszkanie u niejmiało jedną wielką zaletę.Malberg pozostawał absolutnie onimowy, gdyż wszyscypozostali mieszkańcy, trzej samotni panowie az jedna niewiasta koło czterdziestki -równie atrakcyjna co arogancka wstawali wcześnie rano i szli do pracy, zanim jeszczeMalberg przycho-ił do pokoju stołowego.Wieczorem każdy znikał w swoim pokoju.Je-ie z rzadka dochodziło do spotkań z innymi gośćmi pensjonatu.Ponadto signoraPapperitz miała zwyczaj wychodzić z domu codzien-e około siedemnastej i wracaćdopiero po dwóch godzinach - sprzyja-ca okazja, żeby się spotkać z Cateriną.Pierwsze spotkanie w obcym otoczeniu przebiegło z pewnym skrępo-niem, do czegoprzyczynił się bardziej sam Malberg niż Caterina.Stres tatnich dni, a przede wszystkim niespodziewany wybuch namiętności, rowadził ogromne zamieszanie wjego życie uczuciowe, pozostające cześniej pod kontrolą rozumu.Napięta atmosfera nie ukryła się przed Cateriną.-Jeśli chcesz - powiedziała iprzekrzywiła głowę - jeśli chcesz, mo-my po prostu zapomnieć o tym, co wczorajzaszło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl