[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zebrał kawałki mięsa,podsunął kotce pod pyszczek.Prychnęła pogardliwie. Pewnie, może polędwiczki dla jaśnie pani? mruknął z przekąsem.Krzywiąc się, wsunął do ust twardy kawałek.Smakowało jak kawałek uprzęży, wdodatku długo używanej.Jednak żuł z całej siły, zdając sobie sprawę, że to pewnie jedynyposiłek dzisiaj.Nie mógł polować, nie miał czasu, by sporządzić sobie jakiś prymitywny łukczy sidła.Zamierzał dotrzeć do wioski, która według słów Carmantheana znajdować się miałanieopodal.Przyjaznej wioski, przypomniał sobie.Ale nie ludzkiej.Po dłuższym żuciu mięso dawało się nawet przełknąć.Kotka, zachęcona przykładem,również zaczęła jeść, śmiesznie przekrzywiała głowę, odcinając kawałki trzonowymi zębami.Poranek wstał pochmurny, śladu nie zostało po wczorajszej pięknej pogodzie.Od ziemiciągnęło chłodem, powietrze przesycała wilgoć.Wciąż czuł w kościach nocleg.Trudno tobyło zresztą nazwać noclegiem, długie godziny ciemności spędził skulony pod drzewem,którego pień dawał przynajmniej poczucie jakiejś osłony z tyłu.Nie rozpalał ognia,podrzemywał tylko, trzymając cały czas dłoń na rękojeści leżącego w poprzek kolan miecza.Zaufał czujności kotki, zwiniętej w kłębek, jednak łowiącej wszystkie odgłosy drgającyminerwowo uszami.Odgłosy były w większości zwykłe.Pohukiwanie sowy, szelesty w poszyciu, kiedy małenocne drapieżniki wychodziły na żer.Wrzask lelka i beczenie kozła.Właściwie nic nowego.Ale dobiegł go też wrzask, daleki, stłumiony odległością, lecz tak przejmujący, że aż musię od niego zjeżyły włoski na przedramionach.Zacisnął palce na szorstkiej rękojeści,nasłuchiwał, nie wiedząc, czy wydało go gardło zwierzęce, czy ludzkie.Wrzaski wreszcieucichły lub oddaliły się, ale jeszcze długo siedział, wpatrując się w ciemność i ściskając broń.Na domiar złego już nad ranem, gdy czerń bezksiężycowej nocy zmieniała się powoli wszarość przedświtu, w koronie drzewa, pod którym przesiedział całą noc, coś zaczęło siękokosić, parskać i syczeć.Na głowę posypały mu się kawałki kory i liście.Ponieważ kotkanie reagowała, nie ruszył się z miejsca, popatrywał tylko nieufnie w górę, chcąc coś dostrzecw gęstwie liści, czarnych w mętnym przedświcie.Nic nie wypatrzył, a cokolwiek syczało,znudziło się wkrótce lub poszło sobie.Był zmęczony i przemarznięty.Zdawał sobie sprawę, że dłużej tak się nie da.Odzywałysię niezaleczone do końca urazy, w piersi zagościł tępy ból, rwały nadgarstki.Przełknął ostatni kawałek mięsa, popatrzył na kotkę wylizującą łapki. Na drugi raz łap myszy.No, zbieraj się, idziemy.Dociągnął klamrę pasa na piersi, zestęknięciem zarzucił na ramię sakwy.Przykucnął przy kotce. Wskakuj powiedział. Tylko nie na to ramię.* * *Zcieżka była coraz szersza, jak zwykle w pobliżu wiosek, gdzie poszycie wydeptywałystopy ludzi idących w las na polowanie, na grzyby, czy choćby wysikać się w odosobnieniu.Match zwolnił i rozglądał się uważnie, rad, że może czymś zająć umysł, odegnać natarczywemyśli.Dostrzegał coraz liczniejsze ślady ludzkiej obecności.Niekoniecznie ludzkiej,poprawił się w myśli.Ale coś go niepokoiło.Zlady były stare, pieńki po ściętych drzewachpociemniały, nie biły w oczy bielą świeżo ściętej sosny czy czerwienią olszyny.Nie byłośladów stóp, połamanych gałązek.Kotka też zwolniła, przystawała co chwila, strzygła uszami.Węszyła ze śmieszniepółotwartym pyszczkiem.Koniec długiego ogona podrygiwał nerwowo.Las się przerzedzał, pomiędzy pniami prześwitywała wolna przestrzeń.Zatrzymali się nagle.Kotka przypadła do ziemi, bijąc się po bokach ogonem, Matchzastygł w pół kroku, jego ręka odruchowo powędrowała w górę, ku sterczącej znad barkurękojeści.Przez moment tak stał, śledząc każdy ruch, zanim zdał sobie sprawę, że to wiatrporusza wiszącą na krzaku szmatą, która kiedyś była zapewne grubo tkaną koszulą. Histeryczka mruknął tylko, spojrzawszy na kotkę, i podszedł bliżej, szturchnął szmatękońcem laski.Istotnie, była to koszula.Zetlała na słońcu i deszczach, bura i porwana.Ale wciążodznaczały się na niej ciemniejsze plamy.Match wiedział już, że nie ma się co spieszyć.Popatrzył na zawstydzoną kotkę. Idziemy powiedział. Jak chcesz, możesz z tyłu.Ruszył szybciej, nie oglądając się na kota, który wciąż nieufnie obwąchiwał zwisającą zkrzaka szmatę.Już wiedział, co zastanie, gdy znajdzie się na skraju lasu.Chaty podchodziły niegdyś pod same zarośla, nie otaczały ich pola ani opłotki.Terazzostały tylko zgliszcza, wypalone plamy, z okopconymi, rozsypującymi się paleniskami wśrodku.Nie były świeże, ciężki zapach spalenizny zdążył się ulotnić, wiatr porozwiewałpopioły, spłukały je deszcze i burze.Najmniej pół roku, ocenił Match machinalnie.W układzie zgliszcz, w ich kształcie dostrzegał coś niepokojącego, obcego.Torzeczywiście nie była ludzka wioska, w każdym razie nigdy dotąd podobnej nie widział.Chaty musiały stać ścieśnione na jednym brzegu polany, przytulone do samej ściany lasu.Niewidział kamieni, podtrzymujących zręby stawiane na zacios, bo i zrębów zapewne nie było,czarne plamy, powoli zarastające trawą, były okrągłe.Szedł powoli w dół wielkiej polany, parę razy rozgrzebał popiół kosturem, jakbyspodziewał się znalezć coś interesującego.Nie znalazł.Kotka sztywno stawiała łapki,rozglądając się nieufnie i węsząc, co rusz przypadała do ziemi.Zbliżyli się do czegoś, cowyglądało jak cembrowina studni, pozbawionej pokrywy czy chociażby żurawia obłożonakamieniami dziura w ziemi, z lśniącym głęboko lusterkiem wody.Obok, w wysokiej trawie coś połyskiwało.Match podszedł bliżej.Ostrza miecza nie tknęła rdza, choć musiał tu leżeć od dawna.Ułamana klinga lśniłamatowym połyskiem, tylko żółty metal głowicy zazielenił się od śniedzi.Match podniósł brońo rękojeści blizniaczo podobnej do tej, którą nosił na plecach.Przyjrzał się znakomtrawionym na klindze.Nic mu nie mówiły, mogły być tylko ornamentem.Z zamyślenia wyrwało go syczenie kotki.Zjeżona, przypadła do ziemi, wściekle tłukącsię ogonem po bokach.Match poczuł zimny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.Odrzucił złamany miecz, sięgnął do rękojeści własnego, lecz jego dłoń zatrzymała sięjednak w pół drogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- SW. AUGUSTYN, SW. TOMASZ Z AKWI (3)
- 303 Pytań i odpowiedzi Œw. Augustyn, Œw. Tomasz z Akwinu, kard. Newman
- SW. AUGUSTYN, SW. TOMASZ Z AKWI 303 pytan i odpowiedzi
- Stezala Tomasz Elbing 1945 t1 Odnalezione wspomnienia (MR)
- Eichelberger Wojciech , Jastrun Tomasz Męskie pół œwiata
- Sw. Tomasz z Akwinu 12. Suma Tom XII
- Tomasz z Akwinu Suma teologiczna t06 Czlowiek
- Sw. Tomasz z Akwinu 06. Suma Tom VI
- Delinsky Barbara Kobieta znikÄ…d 2
- Kiedy płaczą Âświerszcze Martin Charles
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- exclamation.htw.pl