[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaniewski odetchnął, ale zaraz uświadomił sobie, że to nie skończy się dobrze.Popatrzy ł naObelta.Wy raz twarzy oficera nie pozostawiał żadny ch wątpliwości co do tego, co zamierzazrobić. To kobieta i dziecko&  szepnął Staszek. Dzięki Bogu  odparł Obelt. Najlepsze, na co mogliśmy trafić. Ale& Cicho  uciął kapitan. Chcesz przeży ć?Trudno by ło odpowiedzieć w jakikolwiek sposób na tak zadane py tanie.Mimo to Zaniewskiskrzy wił się i zaczął gorączkowo poszukiwać alternaty wy.Nie miał zamiaru atakować Bogu duchawinny ch rodzin. Czas na uprzejmości wobec Niemców skończy ł się pierwszego września  wy cedził Obelt. Wiesz, co ci ludzie robią z polskimi kobietami i dziećmi, Zaniewski? Nie by łem na froncie. Otóż to.Nie by łeś.Kapitan ruszy ł powoli w stronę Niemek. Idziesz?  zapy tał, obracając się przez ramię. We dwóch zmniejszy my ry zy ko, żepodniosą raban. Panie kapitanie& Bierz dziewczy nkę  uciął Obelt. I nie pozwól, by choćby pisnęła.Staszek się nie poruszy ł. Zaniewski, kurwa mać!  sy knął oficer. Rób, co mówię!Staszek zastanawiał się jeszcze ty lko przez moment, potem ruszy ł za żołnierzem.Miałwrażenie, że z każdy m kolejny m krokiem oddala się od własnego człowieczeństwa i zbliża doniebezpiecznej granicy.Z drugiej strony by ła to naturalna wy padkowa wszy stkich decy zji, którepodjął do tej pory.W końcu musiał stanąć przed podobny m wy borem.Powoli zakradali się do kobiety i dziecka.Ciche poruszanie się przy chodziło im z łatwością, waży li może po czterdzieści pięć kilogramów.Bezszelestnie zbliżali się do ofiar, a wiejący wiatrtłumił odgłosy ich kroków.W końcu znalezli się na ty le blisko, że Zaniewski poczuł znajomy zapach.Perfumy ? My dło?A może po prostu woń czy stego ciała? Trudno by ło powiedzieć, wszy stko zdawało się stanowićwspomnienie innego ży cia.Staszek spojrzał na Obelta.Obaj wy glądali podobnie  by li skrajnie wy chudzeni, skórazwisała im z kości, a pod oczami mieli głębokie cienie.Widma.Zająwszy odpowiednie pozy cje tuż przy ofiarach, Obelt uniósł trzy palce, a potem zacząłodliczanie.Kiedy schował ostatni palec, rzucili się na kobietę i jej córkę.Sprawnie zakleszczy li obie w mocny m uścisku, zasłaniając im usta. Schweigen!  sy knął do ucha matki Obelt.Jego wy mowa pozostawiała wiele do ży czenia, ale właściwie mógłby powiedzieć cokolwiek,a kobieta i tak wiedziałaby, że musi by ć cicho.Spojrzała z przerażeniem na córkę, a Zaniewskizacieśnił chwy t.Ciało dziewczy nki by ło dziwnie miękkie i ciepłe.Zapach jej ubrań otumaniał. Powiedz jej, że potrzebujemy ubrań i jedzenia  odezwał się Obelt. Jak? Nie wiem.Umiesz sklecić coś po szwabsku, przecież sły szałem.Staszek zaczął mozolnie sklecać zdania.Raz po raz robił przerwę, a kapitan dodawał, co mapowiedzieć.Nie miał pojęcia, czy kobieta wszy stko zrozumiała.Ich żądania nie by łyskomplikowane  ona miała pójść po rzeczy i jedzenie, podczas gdy oni zostaną z dziewczy nką.Jeśli zobaczą coś podejrzanego, zabiją dziecko. I niech nam przy niesienie trochę reichsmarek  dodał żołnierz.Zaniewski nie miał zamiaru brać od kobiety pieniędzy.Zamiast tego powiedział jej poniemiecku, by niczego nie próbowała, a córka będzie bezpieczna. Ferstehe?  wy dukał.Kobieta patrzy ła na niego wy bałuszony mi oczami.Pokiwała gorączkowo głową, a Obelt pochwili powoli rozluznił chwy t.Zachowy wała się spokojnie, zważy wszy na okoliczności, jednakZaniewski nie mógł tego samego powiedzieć o jej córce.Dziecko szarpało się i próbowałowy swobodzić za wszelką cenę.Każdy ruch dziewczy nki by ł jak cios, ale Staszek nie zluzował chwy tu choćby o centy metr.Mała odpuściła dopiero, gdy matka się do niej zbliży ła i zaczęła głaskać ją po głowie,przemawiając spokojny m głosem.Dopóki kobieta nie zniknęła im z pola widzenia, dziewczy nka by ła spokojna.Potem znówzaczęła panikować.Sam odór zatęchłego potu musiał sprawiać, że jej przerażenie przechodziłodziecięce pojęcie strachu.Zaniewski zaklął w duchu i spojrzał na kapitana. Chy ba nie jesteśmy od nich lepsi  powiedział. Co takiego? Mówiłem, że& Aż za dobrze sły szałem, co powiedziałeś, do kurwy nędzy.Dziewczy nka wy lewała łzy, łkając cicho. Co zrobimy, jak matka kogoś zaalarmuje?  drąży ł Staszek. Zabijemy ją? Obelt sy knął pod nosem. Przestań kłapać dziobem, Zaniewski. Mówię ty lko, że nie ma dla nas żadnego usprawiedliwienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl