[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była tam jedna pani, która nie mogła jeść przy ludziach.Zawsze zabierała tacę dopokoju.Widocznie uważała, że jedzenie to coś nieprzyzwoitego  powiedział z uśmie-chem.Udało mi się odpowiedzieć mu lekkim skrzywieniem ust.Jakie to dziwne, pomyślałam.Co za niesamowita rozmowa, jakaś zupełnie nierze-czywista. Jeff był bardzo wrogo nastawiony  mówił Bill. Do ojca i do Kirsten i mo-że do pani, ale chyba do pani najmniej.Rozmawialiśmy o pani wtedy, jak przyszedłem.Zapomniałem, kiedy to było.Miałem dwudniową przepustkę.Wtedy też przyjecha-łem autostopem.To nie takie trudne.Zabrała mnie ciężarówka, chociaż był na niej na-pis  Zakaz przewozu pasażerów.Wiozła jakieś chemikalia, ale nie trujące.Kiedy wio-zą materiały łatwopalne albo trujące, nikogo nie zabierają, bo jeżeli dojdzie do wypad-ku i pasażer zginie albo zostanie otruty, mogą stracić ubezpieczenie.Znów nie wiedziałam, co powiedzieć.Kiwnęłam tylko głową. Prawo mówi, że kiedy autostopowicz zostaje ranny albo zabity w wypadku, zakła-da się, że jechał na własną odpowiedzialność.Sam podjął ryzyko.Dlatego w razie wy-padku autostopowicz nie może wystąpić do sądu.Tak jest w Kalifornii.Nie wiem, jakjest w innych stanach. Tak  powiedziałam. Jeff był bardzo zły na swojego ojca. A czy pani czuje wrogość do mojej matki? Tak  powiedziałam po chwili namysłu. Z pewnością tak. Dlaczego? Przecież to nie była jej wina.Każdy, kto odbiera sobie życie, musi wziąćza to pełną odpowiedzialność.Tego nas uczono.Człowiek dużo się uczy w szpitalu.Wiemasę rzeczy, o których ludzie z zewnątrz nigdy się nie dowiedzą.Przechodzimy tamprzyśpieszony kurs rzeczywistości, co jest. tu zrobił nieokreślony ruch ręką  wiel-kim paradoksem.Bo ludzie, którzy tam trafiają, podobno nie mają kontaktu z rzeczy-63 wistością, a lądują w szpitalu, w szpitalu psychiatrycznym takim jak Napa, i nagle mu-szą stanąć wobec rzeczywistości znacznie bardziej brutalnej, niż dla innych, i wywiązu-ją się z tego bardzo dobrze.Widziałem rzeczy, z których byłem bardzo dumny, pacjen-tów pomagających innym pacjentom.Kiedyś jedna pani, tak koło pięćdziesiątki, spyta-ła mnie, czy może mi zaufać.Kazała mi dać słowo, że nikomu nie powiem.Obiecałemdotrzymać tajemnicy.Powiedziała mi wtedy, że tej nocy się zabije.Powiedziała mi też,jak to zrobi.To nie był oddział zamknięty.Ona miała na parkingu samochód i kluczyk,o którym oni nie wiedzieli.Oni, to znaczy personel, myśleli, że mają wszystkie jej klu-cze, ale ona sobie jeden zostawiła.Zastanawiałem się, co mam robić.Czy powiedziećdoktorowi Gutmanowi? On był ordynatorem oddziału.Zrobiłem tak, że wymknąłemsię na parking, wiedziałem, który samochód jest jej, i usunąłem przewód, który łączy.pani i tak nie wie.przewód między cewką zapłonową a rozdzielaczem.Jak nie ma tegoprzewodu, nie można uruchomić silnika.Aatwo to zrobić.Kiedy się zostawia samo-chód w podejrzanej dzielnicy i nie chce się, żeby go ukradziono, można ten przewódwyciągnąć, wychodzi bardzo łatwo.Ta kobieta próbowała uruchomić silnik, póki jej sięnie wyczerpał akumulator, i musiała wrócić.Była wściekła, ale potem mi podziękowa-ła. Zamyślił się na chwilę, a potem powiedział na wpół do siebie:  Chciała się zde-rzyć na moście z samochodem jadącym z przeciwnej strony.Uratowałem więc i tamte-go, w tym drugim aucie.Mogło to być kombi pełne dzieciaków. Wielki Boże  wyszeptałam. To była decyzja, którą musiałem podjąć natychmiast.Jak tylko się dowiedziałem,że ona ma kluczyki, musiałem coś zrobić.To był wielki mercedes.Srebrny, prawie nowy.Ona miała dużo pieniędzy.Kiedy się w takiej sytuacji nic nie robi, to tak, jakby się impomagało. Może lepiej byłoby powiedzieć doktorowi?  spytałam. Nie. Bill potrząsnął głową. Wtedy ona.trudno to wytłumaczyć.Ona wie-działa, że zrobiłem to, żeby uratować jej życie a nie, żeby narobić jej kłopotów.Gdybympowiedział komuś z personelu, zwłaszcza doktorowi Gutmanowi, pomyślałaby, że chcęją tam zatrzymać na następne dwa miesiące [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl