[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była ze starszym kolegą na ty, bo on ze wszystkimi był na ty, z wyjątkiem ekipremontowych, które widziały w nim radykała, nie centrowca.Przy majstrach Korzun nie miałsiły dbać o swój wymarzony image. Dzień dobry, pani redaktor  zrewanżował się z humorem i na powitanie wystawił króliczeząbki.Lubił Kaśkę, poznał ją kilka lat temu, kiedy starała się o praktyki, potem okazała sięzdolną i zrobiła kilka udanych materiałów.W końcu dostała zatrudnienie na wstępnychwarunkach umowy o dzieło, bo etaty otrzymywali nie tylko utalentowani, przede wszystkimmusieli być odpowiedni.Korzun jeszcze nie wiedział czy Brosik jest odpowiednia. Pytać, co słychać, czy mogę od razu przejść do genialnego projektu?  umalowane ustarozjechały się w sympatycznym uśmiechu. Aż genialnego.Boję się takich realizacji, genialność zawsze na budżet się przekładai niekoniecznie na oglądalność, pani reżyser  lubił rozmowy z Brosik dokładnie w takiejkonwencji. Zaskoczę.Na razie potrzebuję tylko jednego człowieka i mały napiwek. Rzeczywiściezaskakiwała, większość przychodziła po zaliczki, pożyczki, w sprawie premii, chociażKorzun się tym nie zajmował.Płacił cenę za pozycję i opinię  swojego chłopa. Ale! Ludzie są najdrożsi, stawiamy na ludzi, na młodzież nawet, a ta  jak wiadomo  jestwymagająca, niecierpliwa, zepsuta i nastawiona na konsumpcję  błysnęły ząbki szefaredakcji. Dlatego potrzebowałabym doświadczonego idealisty  uśmiech wyszedł poza ślad szminki. Jestem do dyspozycji. Korzun nie był typem podrywacza, nawet nie był flirciarzem, bałsię kobiet, ale wszyscy w telewizji flirtowali, musiał się tego nauczyć i choć brał się za to nasiłę, jakby służbowo, w efekcie nie był nachalny i radził sobie najlepiej ze wszystkichtelewizyjnych podrywaczy. Nie tak doświadczonego idealisty, Jacka bym potrzebowała na parę dni. Bez nocy? Bez. Jak to tak: Jacka, nie Ryśka? Tak toto tak, tym razem nie potrzebuje wybitnego, szanowanego i kochającego młodzieżredaktora, pragnę kapryśnego i zdolnego operatora kamery, tak toto tak  Kaśka recytowaławierszyk. Uuuuuu! Co to ma być? O kim, o czym? Tak w dwóch słowach: Jerzy Gdula - najtrudniejsze dwa hasła w całej rozmowie Kaśkamiała już za sobą.Redaktor nieznacznie uniósł się na krześle, poczuł, że temat i osoba możegrozić jakąś skrajnością.Ukrywał tę obawę bez większego powodzenia.244  Hm, dlaczego akurat dobro wspólne, narodowe, wielki pisarz?  Wszystkie komplementywprowadzały dystans i jednocześnie naprowadzały młodą autorkę na właściwy kierunekartystycznych poszukiwań, gdzie nie musi być Jerzego Gduli. Właśnie dlatego.Z powodu tych wszystkich i jeszcze wielu przymiotów, których przecieżkontrowersyjnemu pisarzowi nie brakuje  poprawiła włosy i uśmiech.Zaczęła się grao materiał, oboje przedstawili swoje oczekiwania, Korzun chciał filmu, z którym nie będziekłopotu.Kaśka oczekiwała takiego obrazu, który pokaże coś więcej niż dotąd oferowanow bałwochwalczych kadrach.Na tym etapie gry redaktor nie mógł za wiele zabraniać, Brosikza wiele ujawniać, dzięki temu projekt otrzymał wstępną akceptację oraz operatora Jacka dodyspozycji. Dobrze, młodzieży, wezcie kolegę Bienia i kręćcie, tylko nie przekręćcie albo się i niezakręćcie, bo kto to będzie potem odkręcał? Trudny temat, tak mi się wydaje, nawet wiem, comówię.I tu się rodzi fundamentalne pytanie: damy radę, pani reżyser?  Kwestiawypowiedziana bez uzewnętrznienia króliczych ząbków podkreślała powagę pytania, sytuacjii całego przedsięwzięcia, jakim był film o Jerzym Gduli.W dodatku inny niż wszystkie, jaksłusznie podejrzewał szef redakcji i czego się obawiał. Damy, panie redaktorze, zawsze dajemy radę, jesteśmy młoda, zdolna, ambitna, mamyoryginalne spojrzenie.Kto, jeśli nie my, może dać radę? Panie redaktorze?  zapewnieniepokwitowała uśmiechem.Wszystko, co można było z Korzuna wyciągnąć, Brosik wyciągnęłaz wdziękiem i bezboleśnie, umiejętnie omijając rzeczy trudne, nie wspominając o tychniedopuszczalnych.Uspokajała, że nie będzie aż tak zle, to znaczy niebezpiecznie dlaznanych i lubianych, nie wyłączając redaktora Korzuna. Wierzę, że tak się stanie.A skąd pomysł ów?  spytał, jakby jeszcze raz dawał dozrozumienia, że może nienajlepszy scenariusz na film przyszło omawiać. No cóż, jestem przesądna.Wpadła mi w ręce książka Gduli, dosłownie, w księgarni.Potrąciłam łokciem i już była moja.Przeczytałam fragment i pomyślałam, że trzeba zrobićz tego przypadku wybitny film.Takie natchnienie mnie dopadło  mówiła prawdę, tak było.Opowieść wyglądała jak historyjka zmyślona na poczekaniu, ale była prawdziwa.Redaktorkupił treść i uznał za wystarczające wyjaśnienie mimo, że inspiracja nie przedstawiała siępoważnie. Zaraz, ale widzę dwa problemy.Pierwszy to koszty.Chcesz jechać do Londynu?  Korzunznalazł swoja ulubioną furtkę.Jako gorący zwolennik młodych talentów zawsze podpierał sięargumentem kosztów i biurokracji, kiedy talent oczekiwał zbyt wiele lub zbyt daleko chciałsięgać do oryginalnych pomysłów. Nie ma problemu, nie wybieram się do Londynu, na pewno nie teraz.A ten drugi problem? Zrobisz film o Jerzym Gduli bez Jerzego Gduli?  zaniepokojenie redaktora przybrało nowąbarwę i znacznie bardziej intensywną niż do tej pory.Za dużo niekonwencjonalnychrozwiązań jak dla kogoś, kto nie chciał mieć żadnych kłopotów, nawet gdyby przyszło muzatwierdzać same średnie projekty, z pominięciem tych ambitnych, bo niebezpiecznych. Zupełnie nie tak, film będzie tylko o Jerzym Gduli, on będzie wszędzie.Mam pomysł napokazanie pisarza takim, jak widzi go czytelnik.W tej formule sam Gdula nie jest konieczny,ale siłą rzeczy będzie najważniejszy.Filmów z jego udziałem już trochę było, takiegoprojektu jeszcze nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl